Opozycyjna partia Pheu Thai ogłosiła w środę, że stworzyła z innymi ugrupowaniami "front demokratyczny", który będzie dysponował większością mandatów w 500-osobowej niższej izbie parlamentu Tajlandii.
Niedzielne wybory były pierwszymi w tym kraju od zamachu stanu z 2014 roku.
Według Pheu Thai, której rząd obaliło wtedy wojsko, utworzony przez nią "front demokratyczny" będzie miał 255 posłów, co jej zdaniem daje mu prawo do stworzenia rządu.
Nawet dysponując jednak 255 głosami w niższej izbie koalicja Pheu Thai nie będzie prawdopodobnie mogła wybrać premiera. Uchwalona przez juntę konstytucja stanowi, że o wyborze szefa rządu zadecydują obie izby parlamentu, a obsada 250-osobowego Senatu jest w praktyce w rękach wojskowych.
Opozycja mówi o zwycięstwie, ale może nie rządzić
Szacunki Pheu Thai oparte są na częściowych, nieoficjalnych wynikach publikowanych przez komisję wyborczą. Korzystając z tych wyników, tajlandzkie media prognozują, że Pheu Thai będzie miała najwięcej posłów, choć to popierająca juntę partia Palang Pracharat (PPRP) zdobyła najwięcej głosów.
PPRP również zapowiadała, że spróbuje stworzyć rząd. Przedstawiciel tego ugrupowania Sonthirat Sontijirawong oświadczył, że ktokolwiek wejdzie w skład koalicji, będzie musiał zaakceptować przywódcę junty generała Prayuta Chan-ochę jako premiera. - Nikomu innemu nie oddamy tego stanowiska - powiedział.
Według zapowiedzi komisji pełne nieoficjalne wyniki mają zostać ogłoszone w piątek, a wyniki oficjalne - 9 maja.
"Pierwszy krok w stronę prawdziwej reprezentacji narodu w rządzie"
Część zachodnich komentatorów oceniała niedzielne wybory jako fałszywe i stanowiące co najwyżej pierwszy krok do prawdziwej demokracji. Obserwatorzy podkreślają jednak, że lepszy taki krok niż żaden, wskazując, że jeśli nawet generałowie utrzymają się przy władzy, będą teraz musieli się mierzyć z legalną opozycją.
Organizacja Asian Network for Free Elections (ANFREL) z siedzibą w Bangkoku pogratulowała mieszkańcom Tajlandii skutecznego i pokojowego przeprowadzenia wyborów. Na podstawie obserwacji głosowania odnotowała "olbrzymi społeczny wysiłek i pragnienie przywrócenia procesów demokratycznych w kraju po latach wojskowych rządów".
"Choć proces wyjawił fundamentalne niedostatki demokracji, ANFREL uznaje te wybory za pierwszy krok w stronę prawdziwej reprezentacji narodu w rządzie" - napisała grupa w podsumowaniu raportu opublikowanym na jej stronie internetowej.
ANFREL zwraca uwagę, że środowisko prowadzenia kampanii w znacznym stopniu sprzyjało rządzącej juncie i popieranym przez nią kandydatom. Odnotowuje również obecność "mnóstwa przepisów prawnych, utrudniających wykonywanie swoich zadań przez media, społeczeństwo obywatelskie i wyborców".
Autor: ft/ja / Źródło: PAP