Napastnik z bronią i nożem wszedł do przedszkolnej sali i zabił kilkadziesiąt dzieci. Spośród maluchów ocalała tylko Ammy, która przeżyła masakrę śpiąc w kącie pokoju, otulona po czubek głowy kocem. Bliscy nazywają to "cudem". Rodzina trzylatki twierdzi, że dziewczynka nie jest do końca świadoma, co się stało. - Nie miała pojęcia, co się dzieje, kiedy się obudziła. Myślała, że jej koledzy jeszcze śpią. Policjant zakrył jej twarz szmatką i zabrał z dala od całej krwi - wspomina jej dziadek. Dzięki temu dziecko nie widziało z bliska ciał swoich kolegów i koleżanek.
Paveenut Supolwong, nazywana Ammy, zwykle ma lekki sen. Ale w czwartek podczas popołudniowej drzemki w przedszkolu - jak wspominali rodzice trzylatki - dziewczynka mocno spała pod kocem, który zakrywał także jej twarz. Prawdopodobnie to właśnie ocaliło jej życie.
- Wierzę, że musiały być jakieś duchy zakrywające jej oczy i uszy. Mamy różne przekonania, ale jeśli chodzi o mnie, myślę, że to chroniło moje dziecko - uważa jej matka, Panompai Srithong. Inny krewny ocenia w rozmowie z lokalnymi mediami, że ocalenie było "cudem".
Masakra w przedszkolu w Tajlandii
Tego dnia, 6 października, w mieście Uthai Sawan w prowincji Nong Bua Lamphu w Tajlandii doszło do jednego z najtragiczniejszych wydarzeń w historii kraju. 34-letni były policjant uzbrojony z broń oraz nóż wtargnął do przedszkola we wczesnych godzinach popołudniowych i zaatakował. Świadkowie mówią, że najpierw zastrzelił pracowników placówki, w tym nauczycielkę w zaawansowanej ciąży. Następnie wdarł się do pomieszczenia, w którym spały dzieci.
Policja przekazała, że napastnik zabił większość z nich przy użyciu noża, a następnie uciekł. Później wrócił do domu, gdzie zamordował swoją żonę i dziecko, po czym popełnił samobójstwo. Łącznie zabił blisko 40 osób. Dyrektorka przedszkola Nanticha Panchum przekazała, że atak przeżyło tylko jedno z ponad 20 dzieci, które były w budynku. A była w nim właśnie trzyletnia Ammy.
"Policjant zakrył jej twarz i zabrał ją z dala od krwi"
Według rodziny dziewczynki, nie pamięta ona tragedii. - Nie miała pojęcia, co się dzieje, kiedy się obudziła - opowiada jej 59-letni dziadek Somsak Srithong. - Myślała, że jej koledzy jeszcze śpią. Policjant zakrył jej twarz szmatką i zabrał z dala od całej krwi - dodaje Dzięki temu dziecko nie widziało z bliska ciał swoich kolegów i koleżanek.
- Jestem ogromnie wdzięczny, że przeżyła. Bardzo mocno ją przytuliłem, kiedy pierwszy raz ją zobaczyłem – wspomina.
35-letnia matka dziecka była w pracy w Bangkoku, gdy dowiedziała się o tragedii. Usłyszała, że wszystkie dzieci w ośrodku zmarły i trzeba było przekonać ją, że jej córka wciąż żyje. - W końcu odebrałam wideorozmowę z Ammy i poczułam ulgę – wspomina.
- Jestem w szoku - przyznaje. Podkreśla, że "współczuje innym rodzinom", ale "cieszy się, że jej dziecko przeżyło". - To mieszane uczucia smutku i wdzięczności - opowiada.
Dziewczynka pyta o przyjaciela, chce iść do przedszkola
Przez kilka pierwszych dni po tragedii rodzina Ammy nie wiedziała, co jej powiedzieć. Ta natomiast pytała o swojego najlepszego przyjaciela, trzyletniego Pattarawuta nazywanego Taching.
- Babcia w końcu powiedziała jej, że wszyscy jej koledzy wraz z nauczycielką zginęli, a przedszkole jest zamknięte – wyjaśnia jej mama. Dodała, że córka stale chce iść do przedszkola i codziennie trzeba jej powtarzać to samo. - Jest za młoda, by zrozumieć pojęcie śmierci - uważa.
W niedzielę w rodzinnym domu Ammy pojawiło się wielu krewnych i sąsiadów. Dzielili się ze sobą posiłkiem i refleksjami na temat tragedii.
Wśród wielu mieszkańców toczy się dyskusja o powszechnej dostępności broni i problemie związanym z narkotykami w kraju. - Rodzice pytają: "Gdzie jest bezpieczne miejsce dla naszych dzieci?' Jest mi bardzo smutno i błagam, aby ktoś wzmocnił nasze bezpieczeństwo – mówi wuj Ammy.
Źródło: Reuters, BBC, PAP