Bieda, walka z religią i opozycją. Prorosyjski prezydent może rozpętać nową wojnę


Emomali Rachmon, prezydent Tadżykistanu, w którym podczas weekendu doszło do próby buntu, twierdzi, że wywołali go rodzimi zwolennicy IS. W sąsiednim Uzbekistanie prezydent Islam Karimow oskarżył dżihadystów o piątkowy zamach bombowy na taszkenckiej starówce. Środkowoazjatyccy przywódcy państw poradzieckich zawsze największe zagrożenie dla swych rządów widzieli w radykalnym islamie - pisze znawca regionu Wojciech Jagielski.

Według prezydenta Rachmona piątkowo-sobotnią zbrojną rewoltę, w której zginęło prawie 30 osób, wywołali partyzanci wierni Islamskiej Partii Odrodzenia, jedynej do niedawna w Azji Środkowej legalnej partii politycznej odwołującej się do islamu. Pod koniec sierpnia, decyzją tadżyckiego rządu, została jednak rozwiązana, a odrzucenie jej apelacji w całkowicie posłusznym rządowi Sądzie Najwyższym jest formalnością. Przejmując dowództwo nad obławą na buntowników prezydent Tadżykistanu zrównał ich z dżihadystami z Państwa Islamskiego (IS), uzasadniając w ten sposób celowość represji wobec przywódców i działaczy partii.

Przywódca buntowników, wiceminister obrony generał Abdu Chalim Nazarzodah nigdy jednak nie należał do Islamskiej Partii Odrodzenia, chociaż w wojnie domowej z lat 1992-1997 walczył w szeregach tadżyckich mudżahedinów przeciwko postkomunistycznemu rządowi, wspieranemu przez Rosję. Wojna, która pociągnęła za sobą prawie 50 tys. ofiar, została przerwana w 1997 roku układem rozejmowym, który przewidywał, że opozycyjny sojusz demokratów i mudżahedinów otrzyma jedną trzecią stanowisk w rządzie, wojsku i policji.

Tadżykistan na wstecznym biegu

62-letni dziś Rachmon, były dyrektor kołchozu, a w czasach wojny domowej prorządowy watażka, początkowo zjednywał politycznych przeciwników posadami i przywilejami. Z czasem, gdy pozbył się rywali we własnym obozie i umocnił władzę, skierował się przeciwko opozycji i zaczął naruszać postanowienia rozejmowej umowy. Pod jego rządami Tadżykistan zaczął coraz bardziej upodabniać się do sąsiednich satrapii z Uzbekistanu czy Turkmenistanu, z władzą absolutną i kultem prezydenta, zawłaszczeniem państwa przez rządzącą elitę oraz bezwzględnymi prześladowaniami opozycji. Wiosną w wyborach parlamentarnych rządząca partia zdobyła wszystkie mandaty, po raz pierwszy całkowicie wypierając z parlamentu opozycję. W czerwcu, w rocznicę podpisania umowy rozejmowej, władze oskarżyły Islamską Partię Odrodzenia o powiązania z dżihadystami, a jej przywódcę Muhiddina Kabiriego o przestępstwa gospodarcze. Ten, spodziewając się rychłego aresztu, uciekł z kraju. Latem, przekupstwem i zastraszeniem, władze skłoniły dziesiątki działaczy partii do ostentacyjnego składania partyjnych legitymacji, a pod koniec sierpnia zakazały jej działalności, twierdząc, że nie ma wystarczającej liczby członków i zwolenników, żeby uchodzić za partię.

Wzór Karimow

Wzorem dla środkowoazjatyckich satrapów jest Uzbekistan, przemieniony pod trwającymi od 1991 roku rządami prezydenta Islama Karimowa w policyjne państwo, w którym wszelka działalność opozycyjna, a nawet niezależność są zakazane. Tylko raz, pod koniec lat 90., w Uzbekistanie przeciwnicy Karimowa pod sztandarami islamu próbowali wzniecić zbrojną rebelię, ale rozgromieni przez wojska rządowe schronili się – jak wcześniej mudżahedini tadżyccy – w Afganistanie. Karimow zaś wykorzystał bunt, by zarzuty przywódców Zachodu, że łamie prawa człowieka odpierać argumentem, iż tak jak oni walczy jedynie z dżihadystami i terrorystami. Mudżahedini z pokonanego przez Karimowa Muzułmańskiego Ruchu Uzbekistanu, korzystając na afgańskim wygnaniu z gościny miejscowych talibów, nie mieli innego wyjścia jak podporządkować się poglądom gospodarzy. Wkrótce, szukając nowych sojuszników, sprzymierzyli się z Al-Kaidą, a ich emir Dżuma Namangani awansował na jednego z jej najważniejszych dowódców.

Nie trzymali z Al-Kaidą

Tadżyccy mudżahedini, wśród których zdarzali się też przywódcy i działacze Islamskiej Partii Odrodzenia, w Afganistanie korzystali z gościny nie talibów, lecz ich wrogów, tadżyckich partyzantów, dowodzonych przez Ahmada Szaha Massuda, zabitego przez Al-Kaidę w przeddzień zamachów z 11 września 2001 roku. I to uważany za polityka umiarkowanego Massud, dbając o przyjazne stosunki z Duszanbe i Moskwą, przekonał tadżyckich mudżahedinów, by przerwali wojnę i wrócili do kraju. Po amerykańskiej inwazji na Afganistan w 2001 roku uzbeccy mudżahedini uciekli na pakistańską stronę granicy i założyli bazy na tamtejszych ziemiach wolnych plemion pasztuńskich. Dopiero w tym roku, pacyfikując pogranicze, pakistańskie wojsko wyparło ich z powrotem do Afganistanu, gdzie wiosną przyłączyli się do ofensywy afgańskich talibów w północnych prowincjach, leżących nad graniczną rzeką Amu Darią. Latem, rozczarowani talibami, którzy ograniczają swoją walkę wyłącznie do Afganistanu, partyzanci z Muzułmańskiego Ruchu Uzbekistanu przeszli do obozu IS.

Chwytają za broń

W przeciwieństwie do uzbeckich mudżahedinów, śniących o wywołaniu nowej wojny w Taszkencie, Bucharze i Samarkandzie, ich tadżyccy towarzysze zapomnieli o wojnie i dopiero nasilające się z każdym rokiem prześladowania opozycji politycznej i muzułmańskiej wiary w Duszanbe sprawiają, że coraz częściej w Tadżykistanie dawni partyzanccy komendanci chwytają za broń. Jedni, jak generał Nazarzodah, wywołują zbrojne powstania w kraju. Inni, jak w czerwcu dowódca oddziałów specjalnych policji OMON, wyszkolony w Rosji i USA pułkownik Gul Murad Chalimow uciekają z kraju na Bliski Wschód i zaciągają się do armii IS lub Al-Kaidy. Coraz dotkliwsza bieda, zmuszająca miliony Tadżyków do emigracji zarobkowej do Rosji, oraz prześladowania muzułmanów (władze nie tylko wydały wojnę meczetom, ale za przejaw religijnego fanatyzmu uznają noszenie nikabów przez kobiety i bród przez mężczyzn) sprawiły, że prawie pół tysiąca młodych Tadżyków wyjechało jako ochotnicy na wojny do Syrii i Iraku.

Tadżykistan to centralnoazjatyckie państwotvn24

Autor: Wojciech Jagielski (PAP)/mtom / Źródło: PAP