Gdy prezydent Uzbekistanu Szawkat Mirzijojew obejmował władzę po śmierci wieloletniego dyktatora Islama Karimowa, pytano, czy będzie kopiował poprzednika, czy też będzie samodzielny. Pół roku jego rządów pozwala twierdzić, że stanowczo wybrał samodzielność. Analiza reportera Polskiej Agencji Prasowej Wojciecha Jagielskiego.
Kiedy we wrześniu 2016 roku po śmierci rządzącego przez ponad 25 lat Karimowa przejmował władzę w Taszkencie jako tymczasowy prezydent, a w grudniu został wybrany na stanowisko szefa państwa, 60-letni Mirzijojew, wcześniej premier kraju, musiał dzielić się władzą z dwoma konkurentami – wszechwładnym szefem uzbeckich służb bezpieczeństwa Rustamem Inojatowem oraz kontrolującym gospodarkę kraju wicepremierem i ministrem finansów Rustamem Azimowem.
Szybko pozbył się rywali
Wystarczyło pół roku, a Mirzijojew pozbył się rywali. Już na drugi dzień po swojej prezydenckiej inauguracji odebrał stanowisko ministra finansów Azimowowi, który od 20 lat zarządzał w Taszkencie uzbecką gospodarką, a na początku czerwca bieżącego roku zdymisjonował go także z posady wicepremiera. Znany z wybuchowego charakteru Mirzijojew na Azimowa zrzucił też winę za wszystkie problemy przestarzałej uzbeckiej gospodarki, a także za nepotyzm, korupcję i powiązania z organizacjami przestępczymi. Nowym ministrem finansów i wicepremierem prezydent mianował swych dawnych współpracowników z lat 2003-16, gdy był premierem w rządzie Karimowa. Faworyt Mirzijojewa, Abdulla Aripow, został ponadto awansowany na stanowisko szefa rządu.
Przejmując kontrolę nad służbami bezpieczeństwa, Mirzijojew zachował się mniej bezceremonialnie. Inojatow niechętnie odnosił się do podejmowanych przez nowego prezydenta prób otwarcia i liberalizacji uzbeckiej gospodarki. Obawiał się, że osłabiłoby to kontrolę państwowych dygnitarzy oraz zaszkodziło wpływom i dochodom oficerów bezpieki, czerpiących zyski z nieformalnych powiązań z przemytnikami i rekinami "czarnorynkowej gospodarki", za których króla uważa się w Uzbekistanie Salima Abduwalijewa, oficjalnie wiceszefa uzbeckiego Komitetu Olimpijskiego. Korzystając jednak z pogarszającego się stanu zdrowia Inojatowa, Mirzijojew zdołał awansować swoich zauszników w Narodowej Służbie Bezpieczeństwa i ostrożnie wprowadzać reformy, nie ryzykując przy tym gniewu Inojatowa.
Zakazał kultu jednostki
Na początku czerwca zakazał w kraju kultu jednostki, pielęgnowanego za rządów Karimowa. Uwolnił część więźniów politycznych, a nawet zaprosił do Uzbekistanu, uchodzącego dotąd za przykład bezwzględnej satrapii, Wysokiego Komisarza ONZ do spraw Praw Człowieka. Zaprasza do kraju zagranicznych inwestorów, ale nie ośmielił się dotąd uwolnić narodowej waluty, soma, którego czarnorynkowy, dwukrotnie wyższy od oficjalnego kurs przynosi fortuny taszkenckim dygnitarzom.
Największe zmiany nowy prezydent wprowadził w polityce wizerunkowej szefa państwa oraz w polityce zagranicznej kraju. Głosząc oficjalnie, że zamierza kontynuować politykę swojego poprzednika, Mirzijojew stara się na każdym kroku podkreślać różnice między swoim stylem rządów a rządami Karimowa. Mirzijojew nie tylko potępił kult jednostki, ale też natychmiast po zaprzysiężeniu ruszył w podróż po kraju, nie unikając spotkań z rodakami, a nawet pozwalając się im z sobą fotografować. Publicznie krytykował urzędników i dygnitarzy za korupcję i niewystarczającą troskę o los prostych ludzi. Samo to zapewniło mu kredyt zaufania i sympatię u 32 milionów jego rodaków.
Ponadto w przeciwieństwie do Karimowa, który był skłócony ze wszystkimi sąsiadami z Azji Środkowej i usiłował zmusić ich do uznania w Uzbekistanie regionalnego mocarstwa i żandarma, Mirzijojew w polityce zagranicznej postawił przede wszystkim na sąsiedzką zgodę. W pierwszą zagraniczną podróż wybrał się do Turkmenistanu, co uznano nie tylko za gest zgody, ale też zapowiedź, że Uzbecy, podobnie jak deklarujący neutralność Turkmeni, będą starali się zachować niezależność zarówno od krytykującego ich Zachodu, jak i Wschodu, w tym Rosji i Chin.
Mirzijojew przerwał energetyczne i graniczne wojny z Tadżykistanem i Kirgistanem, pogodził się z Kazachami. Dopiero potem, w kwietniu i maju, wybrał się w podróż do najważniejszych partnerów Uzbekistanu – Rosji i Chin.
Inny stosunek do Rosji
Z Chinami Mirzijojew ma znakomite stosunki jeszcze z czasów, gdy pełnił funkcję premiera. Podczas majowej wizyty w Pekinie z powodzeniem zabiegał o chińskie pożyczki i inwestycje. Z większym zainteresowaniem oczekiwano jego kwietniowej wizyty w Moskwie.
Karimow, były komunistyczny sekretarz, jako prezydent niepodległego Uzbekistanu prowadził politykę bardzo wobec Rosji nieprzyjazną, podkreślając na każdym kroku, że Uzbecy ze swoją wielką historią padli ofiarą rosyjskiego kolonializmu. Gdy ubiegał się o stanowisko prezydenta po Karimowie, Mirzijojew uchodził za polityka prorosyjskiego i być może dlatego podczas wizyty na Kremlu zachowywał daleko idącą powściągliwość. Po powrocie do Taszkentu kazał jednak urządzić 9 maja huczne obchody świętowanego w Rosji Dnia Zwycięstwa, których Karimow zakazał (Karimow przestał też nazywać II wojnę światową wojną ojczyźnianą, jak to czynią Rosjanie). Troska, z jaką Mirzijojew odnosi się do relacji z Rosją, wynika z faktu, że prawie 3 miliony Uzbeków co roku wyjeżdża do Rosji za chlebem, a przysyłane przez nich do kraju pieniądze są podstawą budżetów ich rodzin, stanowiących blisko jedną trzecią ludności kraju. Według Sandżara Sultana z ośrodka Central Asia Analytical Network, jest zdecydowanie za wcześnie, by nowego uzbeckiego prezydenta ogłaszać reformatorem i liberałem, a czy jest nim naprawdę, okaże się dopiero, gdy pozbędzie się wszystkich konkurentów do władzy i nikt nie będzie już stał mu na przeszkodzie. Za najbardziej optymistyczny dla Uzbekistanu rozwój wydarzeń ekspert uważa stopniową, wymuszoną przez warunki zewnętrzne liberalizację uzbeckiej gospodarki, która w przyszłości miałaby przynieść też liberalizację w polityce, jak to miało miejsce w Japonii, Korei Południowej czy Malezji.
Autor: Wojciech Jagielski (PAP) / Źródło: PAP