Co najmniej 14 bojowników zginęło w poniedziałek nad ranem w ataku rakietowym na bazę lotniczą sił syryjskich w prowincji Hims w środkowej Syrii - poinformowało Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka, dodając, że wśród zabitych są członkowie oddziałów irańskich. Reżim prezydenta Baszara al-Asada podejrzewał początkowo, że ataku dokonały USA. Rosyjskie wojsko przekazało z kolei, że nalotu dokonały izraelskie myśliwce. Waszyngton zaprzecza, Izrael doniesień nie komentuje.
Rzecznik Pentagonu, odpowiadając na zarzuty, podkreślał, że "siły zbrojne USA nie brały udziału w ataku z powietrza na bazę lotniczą wojsk rządowych w Syrii".
- W tym czasie [w poniedziałek rano czasu lokalnego w Syrii - przyp. red.] Departament Obrony USA nie przeprowadził żadnych nalotów w Syrii (...). Nadal jednak uważnie obserwujemy sytuację i wspieramy wysiłki dyplomatyczne mające na celu pociągnięcie do odpowiedzialności tych, którzy używają broni chemicznej, zarówno w Syrii, jak i poza nią - stwierdził rzecznik Pentagonu.
Przeprowadzeniu ataku na bazę zaprzeczyło w poniedziałek rano także francuskie ministerstwo obrony - podaje Reuters.
Izraelski atak?
Media w Libanie sugerują, że ataku na bazę lotniczą syryjskich sił powietrznych mogło dokonać izraelskie lotnictwo. W ostatnich miesiącach Izrael wielokrotnie dokonywał ataków na bazy sił syryjskich i ich sojuszników, w tym wspieranych przez Iran milicji. Izraelska armia, z którą skontaktowała się AFP, w poniedziałek odmówiła "wszelkiego komentarza" w tej sprawie.
Rosyjskie wojsko potwierdziło te spekulacje. W komunikacie cytowanym przez agencję Reutera Rosjanie poinformowali, że to właśnie dwa izraelskie myśliwce F-15 weszły w syryjską przestrzeń powietrzną znad Libanu i wysłały w kierunku bazy osiem rakiet. Pięć z nich systemy antyrakietowe bazy miały przechwycić. Trzy uderzyły w cele.
Także portal NBC News, powołując się na dwa źródła w amerykańskiej administracji, które twierdzą, że o ataku poinformowano z wyprzedzeniem władze USA, przekazało, że sprawcą ataku byli Izraelczycy.
Jak podaje Reuters, izraelska armia odmówiła komentarza w sprawie ataku na bazę. Agencja zaznacza, że Tel Awiw dokonał w ostatnich latach wielu operacji wojskowych w Syrii, m.in. przeprowadzając naloty na wojska Asada i wspierające go oddziały libańskiego Hezbollahu i zorganizowane przez Irańczyków.
O Amerykanach już nie wspominają
Oficjalna syryjska agencja prasowa SANA informowała wcześnie, że jest wiele ofiar ataku na bazę. Dodała, że syryjskiej obronie przeciwlotniczej udało się zestrzelić osiem rakiet.
Tymczasem dysponujące dużą siecią kontaktów Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka z siedzibą w Londynie podało, że w ataku zginęło 14 bojowników, w tym członkowie oddziałów irańskich wspierających Asada.
Początkowo reżim prezydenta Baszara al-Asada sugerował, że ataku dokonały Stany Zjednoczone, ale w kolejnych informacjach podawanych przez państwowe media nie było już odniesień do USA.
Po domniemanym użyciu w sobotę broni chemicznej w Dumie we Wschodniej Gucie prezydent USA Donald Trump oświadczył, że prezydent Syrii Baszar al-Asad słono zapłaci za ten atak chemiczny.
Ponad 40 ofiar
W niedzielę Organizacja Syrian American Medical Society (SAMS) oskarżyła syryjskie władze o przeprowadzenie ataku chemicznego w sobotę wieczorem na szpital w Dumie we Wschodniej Gucie, w którym miało zginąć co najmniej 41 osób. Władze w Damaszku odrzucają te oskarżenia.
Autor: pqv, mm//now, adso / Źródło: PAP, Reuters
Źródło zdjęcia głównego: mapy Google