Kilku żołnierzy zostało lekko rannych w ataku dronów na jedną z baz USA w Syrii - poinformował w sobotę wieczorem Reuters. Według źródła agencji za atakiem mogą stać grupy wspierane przez Iran. W poniedziałek w nalocie przypisywanym proirańskim bojówkom ucierpiało kilku żołnierzy USA w Iraku. Sytuacja w całym regionie jest najbardziej napięta od wielu miesięcy.
Do ataku doszło w nocy z piątku na sobotę, celem była baza wojsk USA położona w północno-wschodniej Syrii - powiedział agencji Reutera jeden z amerykańskich urzędników.
Początkowo wojsko USA oceniło, że w ataku nikt nie ucierpiał, ale bardziej szczegółowa analiza wykazała, że część personelu bazy odniosła drobne obrażenia, w tym zatrucie dymem - poinformował amerykański urzędnik, który wypowiadał się pod warunkiem zachowania anonimowości.. Powiedział, że obrażenia nie były poważne, ale niektóre osoby badano również pod kątem urazów mózgu. Kilku żołnierzy przeniesiono w inne miejsce w celu dalszej oceny - dodał.
Jak dotąd nikt nie przyznał się do ataku, ale za podobnymi uderzeniami w przeszłości stały proirańskie bojówki - dodało źródło agencji.
Jak donosi Agenzia Nova, atak został przeprowadzony przy użyciu drona, który uderzył bezpośrednio we wnętrze bazy, powodując "znaczne szkody i pożar w obiekcie". W następstwie ataku siły amerykańskie obecne w Syrii zostały postawione w stan najwyższej gotowości we wszystkich bazach wojskowych w kraju - poinformowała agencja.
Jak wynika z informacji Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka z siedzibą w Londynie, atak skłonił Międzynarodową Koalicję pod przewodnictwem Stanów Zjednoczonych do wzmocnienia wsparcia logistycznego i wojskowego dla swoich baz w całej Syrii - donosi agencja Xinhua. Jak dodaje, według obserwatorium, od 19 października 2023 roku bazy amerykańskie w Syrii padły ofiarą 135 ataków ze strony milicji wspieranych przez Iran.
Napięta sytuacja
To drugi w ostatnim czasie poważny atak na siły USA w regionie, o który podejrzewane są grupy wspierane przez Teheran - podkreślił Reuters. W poniedziałek przeprowadzono ostrzał rakietowy amerykańskiej bazy Ain al-Asad w prowincji Anbar na zachodzie Iraku. Pięciu żołnierzy zostało rannych.
Sytuacja na Bliskim Wschodzie jest coraz bardziej napięta. W izraelskim nalocie na Bejrut w zeszłym tygodniu zabito militarnego przywódcę libańskiego Hezbollahu Fuada Szukra. Dzień później w ataku w Teheranie zginął przywódca palestyńskiego Hamasu Ismail Hanije. Iran oskarżył o to zabójstwo Izrael, który nie potwierdził swojego udziału. Zarówno Iran, jak i Hezbollah oraz Hamas zapowiedziały odwet na Izraelu.
USA naciskają na obniżenie napięcia w regionie, obawiając się że seria wzajemnych ciosów może doprowadzić nawet do otwartej wojny. Jednocześnie Waszyngton zapowiedział, że pomoże Izraelowi w obronie przed spodziewanym atakiem Iranu i jego sojuszników.
Iran ogłosił, że ponieważ USA wspierają Izrael, ponoszą również odpowiedzialność za śmierć Hanijego. Szef Pentagonu Lloyd Austin zapowiedział, że USA nie będą tolerowały ataków na swoich żołnierzy stacjonujących w regionie.
W Syrii stacjonuje ok. 900 amerykańskich żołnierzy, w Iraku - ok. 2500. Towarzyszą im kontyngenty innych sprzymierzonych państw, w Iraku stacjonują m.in. polscy żołnierze. Głównym zadaniem tych misji jest powstrzymanie odrodzenia się terrorystycznej organizacji Państwo Islamskie, które niegdyś rządziło dużą częścią obu państw.
Źródło: PAP Reuters, Xinhua, Agenzia Nova
Źródło zdjęcia głównego: Dvidshub