– Policja ze ślubu zrobiła sobie masową demonstrację – krzyczeli weselni goście, których armatkami wodnymi i gazem rozgoniła stambulska policja. Sobotni protest na placu Taksim okiem reporterów TVN24.
- Opór, rewolucja, wolność! – krzyknęła młoda Turczynka, poprawiając na głowie kask i welon, machając do tłumu protestujących świeżo podpisanym aktem ślubu. Tysiące osób przyszło w sobotę do parku Gezi, żeby pogratulować parze, która poznała się ledwie miesiąc temu w trakcie protestów w centrum Stambułu i właśnie w sobotę postanowiła wziąć ślub w symbolicznym już dla Turków miejscu.
Droga przez Istiklal
Żeby tam dotrzeć z historycznej części Stambułu, trzeba przejść długą na ponad kilometr ulicą Istiklal, której nazwa oznacza "wolność". Istiklal, turystyczne zagłębie klubów, kawiarni i tureckich bazarów i - tym razem także - uzbrojonych kordonów policji. – Wybierzcie sobie inne miejsce do zwiedzania – powiedział dowódca jednej z grup, która ustawiła się tam z opancerzonymi wozami. - Niebezpieczeństwo – dodał łamaną angielszczyzną.
Turyści jednak szli, szli też Turcy, klaszcząc, śpiewając, niosąc transparenty. Im bliżej placu Taksim, tym mocniej zagęszczał się wokół protestujących kordon uzbrojonych policjantów. Policjantów, czekających na rozkaz.
"Taksim jest wszędzie, Taksim to wolność" - skandowali po turecku weselni goście, kiedy opancerzone wozy ruszyły w ich stronę. I w kilka minut rozgoniły śpiewających salwami z armatek wodnych i pieprzowego gazu, którego zapach dusił nawet na okolicznych uliczkach. Krztusiły się dzieci, krzyczały spanikowane kobiety, próbowali uciekać ci, którzy stali na linii ognia. Ale też śpiewali: "Pieprzowy gaz, ole!". Śpiewali chórem wszyscy. Studenci, Turcy z siwymi brodami, czy skłóceni zazwyczaj kibice konkurujących stambulskich klubów - Galatasaray, Fenerbahce i Beşiktasu.
Weselny orszak
W tym samym czasie w parku Gezi panna młoda po raz pierwszy pocałowała swojego nowo poślubionego męża. Nie miała weselnej orkiestry, nie miała nawet tortu.
– Policja ze ślubu zrobiła sobie masową demonstrację – pokazywała falangę uzbrojonych mężczyzn Jenna, fotografka z Nowego Jorku. "Kocham was!" – krzyczała do tłumu panna młoda, z mężem ruszając w stronę hotelu na Taksim. Drogę zagrodził im kordon policjantów, maszerujących w ich stronę. "To jest tylko początek, będziemy walczyć dalej" – krzyczeli protestujący, wymijając blokadę i biegnąc na plac. Panna młoda wymijać nie chciała, razem z mężem ruszyła wprost na tarcze.
W tym samym czasie kilkanaście metrów od parku Gezi na wielkim placu burmistrz Stambułu rozstawia stoły. Zaraz poda tradycyjne jedzenie i coś do picia, bo religijni mieszkańcy w trakcie Ramadanu czekają aż do zmierzchu na pierwszy posiłek. – Najpierw raczą nas gazem, armatkami wodnymi, a potem uprawiają politykę na pokaz, serwując darmową kolację dla ponad tysiąca osób – denerwuje się Osman, jeden ze starszych mężczyzn, obserwujących sytuację.
Bo właśnie wtedy, kiedy kelnerzy w białych koszulach układają krzesła, panna młoda przebija się z mężem przez kordony uzbrojonych mężczyzn. "Nie chcemy faszyzmu!" - skandują protestujący, torując jej drogę do hotelu. Policjanci przeganiają z ulicy weselnych gości, taksówkarzy, przypadkowych przechodniów, każą zwijać interes ulicznym handlarzom. "Idź, idź, dalej, dalej" – popychają dziennikarzy, wytrącając kamery i aparaty z rąk. Do hotelu poza młodą parą dostała się jedynie garstka gości.
Pieprzowy gaz, ole!
Ale protest się nie skończył. – To jest zabawa w chowanego – mówi Kemal, który przez kilka godzin czatował w okolicach Istiklal, to wybiegając razem z protestującymi na główną ulicę, to chowając się przed pieprzowym gazem w bramach.
– Weźcie – mówi, rozdając chusteczki. - Zasłaniajcie usta i nosy, jeśli tylko poczujecie nienaturalny zapach. Używają groźnych chemikaliów. Najgroźniejsze są wozy typu skorpion. Używają gumowych pocisków. Jeśli oberwiesz czymś takim, najbliższy przystanek to szpital – mówi. A dowody widać. W okolicy ludzie przecierają załzawione od gazu oczy, piankami smarują plecy czerwone od strzałów z wodnych armatek pod ciśnieniem, nawzajem podają sobie maski. Część sprzedawców opuszcza rolety tylko do połowy, pozwalając protestującym ukryć się w środku.
– To naprawdę nie jest koniec – mówi Kemal. – Bo tu nie chodzi tylko o ten park. Każdy miał poczucie kilka tygodni temu, że przychodząc do parku Gezi jest samotny w swoim sprzeciwie, w tym, że nie podoba mu się polityka rządu, że nie chce żeby Recep Tayyip Erdoğan dyktował nam ile mamy mieć dzieci, kiedy mamy pić alkohol, gdzie mamy się spotykać i czy możemy trzymać się za ręce w miejscach publicznych. I kiedy zobaczyliśmy, że nagle w parku Gezi pojawiły się tysiące ludzi, poczuliśmy, że mamy siłę żeby coś w końcu zmienić – mówi.
Brutalny sprzeciw aktywistów ze Stambułu czy brutalna reakcja policji? – Ataki zaczęli protestujący. To oni pierwsi użyli siły – komentuje majowe i czerwcowe demonstracje Ali Yigit, rzecznik burmistrza dzielnicy Stambułu w rozmowie z TVN24.
Autor: Olga Bierut, Bartłomiej Krzysztan / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: Olga Bierut