- Angeli Merkel i Francois Hollande'owi zależy na tym, aby nikt nie ogłosił klęski formatu (normandzkiego), który oni wymyślili - skomentował poniedziałkowe rozmowy niemieckiej kanclerz i francuskiego prezydenta z Petrem Poroszenką Paweł Kowal. - Oni jednak też mają limit czarowania rzeczywistości - ocenił w programie "Świat" w TVN24 Biznes i Świat.
W poniedziałek w Berlinie doszło do spotkania Angeli Merkel, Francoisa Hollande'a i Petra Poroszenki. Celem rozmów miała być dyskusja na temat realizacji ustaleń z Mińska w związku z ponowną eskalacją napięcia na wschodzie Ukrainy. W czasie wspólnej konferencji prasowej niemiecka kanclerz podkreślała, że ustalenia z Mińska "są fundamentem procesu, który może doprowadzić do pokojowego rozwoju na Ukrainie". Prezydent Ukrainy bronił natomiast normandzkiego formatu rozmów (w gronie czterech państw - Niemiec, Francji, Rosji i Ukrainy).
Były wiceminister spraw zagranicznych Paweł Kowal ocenił w programie "Świat" w TVN24 Biznes i Świat, że Petro Poroszenko "jest dzisiaj pod ewidentnym naciskiem zachodnich polityków".
Jak wyjaśnił, zarówno kanclerz Niemiec, jak i prezydentowi Francji zależy na tym, by "nikt nie ogłosił klęski formatu, który oni wymyślili".
- Kanclerz byłaby natychmiast krytykowana w Niemczech, a prezydent Hollande być może bardziej przez ekspertów, bo zwykli Francuzi mniej się tym interesują - tłumaczył. - W oczywisty sposób, kiedy spotykają się z Poroszenką, proszą go, żeby powtórzył, że to jest efektywne. Oni jednak też mają limit czarowania rzeczywistości - podkreślił.
Zgodnie z zapowiedzią temat zmiany formatu rozmów ws. Ukrainy będzie chciał poruszyć w czasie piątkowej wizyty w Berlinie prezydent Andrzej Duda. Jego zdaniem, w takich spotkaniach mogłyby brać udział także Stany Zjednoczone oraz sąsiedzi Ukrainy.
Polska powinna zasiąść przy stole?
Były minister obrony narodowej Bogdan Klich ocenił, że aby "Polska została włączona w jakikolwiek sposób do rozmów na temat przyszłości stosunków ukraińsko-rosyjskich, wycofania się Rosjan z Donbasu i oddania Krymu, musiałaby się zmienić rzeczywistość międzynarodowa w naszej części świata".
- Mówię tutaj o Europie Środkowej i Europie Wschodniej. Musiałoby być więcej solidarności w Unii Europejskiej, bo NATO jest znaczne bardziej solidarne. Musiałaby też być znacznie większa gotowość ze strony Rosji, aby przyzwolić na wejście innych partnerów do formatu normandzkiego - wymieniał.
Jak dodał, wymagana byłaby również "gotowość ze strony Ukrainy do tego, żeby dopuścić Polskę".
- Komentatorzy w Kijowie pytają bowiem: po co nam Polska w grupie normandzkiej? Jakich zasobów mogłaby Polska użyć, by zmienić niekorzystny dla Ukrainy stan? Sami odpowiadają, że nie dysponuje narzędziami, za pomocą którą mogłaby zmienić bieg wypadków - mówił Klich.
W ocenie senatora, mamy obecnie do czynienia "z zamrożeniem nie tylko konfliktu w Donbasie, ale także działań tej grupy, która okazała się nieskuteczna". - A prezydent Putin zaciera ręce i się cieszy, bo to w jego interesie jest, aby format normandzki się zdewaluował - stwierdził.
Autor: kg//gak / Źródło: TVN24 Biznes i Świat
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA