Rosyjska ambasada w Australii "ostrzegła" władze tego kraju, że jeśli wyśle żołnierzy na Ukrainę w ramach misji pokojowej, będzie wiązać się to dla niej z "poważnymi konsekwencjami". Wcześniej premier Australii Anthony Albanese mówił, że jeśli jego kraj zostanie poproszony o przystąpienie do tzw. koalicji chętnych, "rozważy to".
"Rosja wielokrotnie dawała jasno do zrozumienia, że obecność obcych wojsk w Ukrainie jest całkowicie nie do przyjęcia" - napisała w poniedziałkowym oświadczeniu rosyjska ambasada w Australii. "Dla Australii przystąpienie do tzw. koalicji chętnych wiązałoby się z poważnymi konsekwencjami. Powtarzamy jeszcze raz, zachodnie buty na naszej ziemi są dla Rosji nie do przyjęcia, a my nie pozostaniemy biernymi obserwatorami" - brzmi dalsza część oświadczenia.
Rosyjska ambasada pisze, że "to nie jest groźba, to ostrzeżenie". Twierdzi też, że Rosja "nie ma zamiaru krzywdzić Australijczyków", a ich państwo może "łatwo uniknąć kłopotów, po prostu powstrzymując się od nieodpowiedzialnego awanturnictwa w strefie Specjalnej Operacji Wojskowej".
"W interesie narodowym Australii leży wspieranie Ukrainy"
Jak przypomina "Guardian", 4 marca premier Australii Anthony Albanese na konferencji prasowej w Sydney powiedział, że jest "otwarty na rozpatrzenie" możliwości wysłania australijskich żołnierzy do Ukrainy. Podkreślił jednak, że do tej pory Australia nie została poproszona przez swoich partnerów o ich wysłanie. - Jeśli zostanie złożona prośba, rozważymy ją - dodał. - W interesie narodowym Australii leży wspieranie Ukrainy i to właśnie robi nasz rząd - kontynuował.
Ambasador Ukrainy odpowiada
Na oświadczenie rosyjskiej ambasady nie zareagowały do tej pory władze Australii, ale głos zabrał ambasador Ukrainy w tym kraju Wasyl Myroshnychenko. - Władimir Putin od początku wojny rzucał puste groźby, włącznie z groźbą użycia broni nuklearnej, aby odstraszyć państwa zagraniczne od pomocy Ukrainie - powiedział gazecie "The Sydney Morning Herald". - Rosja jest państwem zbójeckim i po prostu chce, żeby wszyscy przestali pomagać Ukrainie - dodał.
Natomiast Matthew Sussex, ekspert ds. rosyjskiej polityki strategicznej z Australijskiego Uniwersytetu Narodowego powiedział gazecie, że "powinniśmy traktować to oświadczenie z pogardą, na jaką zasługuje".
Keir Starmer o "koalicji chętnych"
2 marca w Londynie po szczycie poświęconym Ukrainie, w którym uczestniczyli przywódcy kilkunastu krajów, brytyjski premier Keir Starmer powiedział, że uzgodniono na nim utworzenie "koalicji chętnych" państw. Czyli takich, które w przypadku zawarcia rozejmu na Ukrainie będą bronić pokoju i gwarantować przestrzeganie tej umowy. Jak dodał, chęć udziału w tym przedsięwzięciu zgłosił szereg obecnych na szczycie przywódców. - Wielka Brytania jest gotowa wesprzeć te wysiłki, wysyłając na Ukrainę żołnierzy i samoloty - zapewnił. O pomyśle wysłania żołnierzy do Ukrainy w ramach misji pokojowej już wcześniej mówił też prezydent Francji Emmanuel Macron.
Premier Donald Tusk poinformował, że "Polska nie przewiduje wysłania swoich oddziałów na teren Ukrainy".- Uważam, że nie powinniśmy dzisiaj spekulować o przyszłości, czy zdarzą się takie okoliczności, które zmienią to stanowisko - podkreślił Tusk. - Dzisiaj powinniśmy się skoncentrować, tak jak to robi rząd polski czy czeski, żeby maksymalnie wesprzeć Ukrainę w jej wysiłku zbrojnym - kontynuował szef polskiego rządu.
Źródło: "Guardian", "The Sydney Morning Herald"
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA