"Putin boi się Aleksieja nawet po tym, jak go zamordował"

Źródło:
PAP
Współpracownicy Aleksieja Nawalnego na celowniku reżimu Władimira Putina
Współpracownicy Aleksieja Nawalnego na celowniku reżimu Władimira PutinaJakub Loska/Fakty o Świecie TVN24 BiS
wideo 2/2
Współpracownicy Aleksieja Nawalnego na celowniku reżimu Władimira PutinaJakub Loska/Fakty o Świecie TVN24 BiS

Wdowa po Aleksieju Nawalnym zażądała od rosyjskich władz usunięcia swojego nieżyjącego męża z kremlowskiej listy terrorystów. Otrzymała list z odmową. "Putin boi się Aleksieja nawet po tym, jak go zamordował" – skomentowała Julia Nawalna.

Julia Nawalna opublikowała list od Rosfinmonitornigu - rosyjskiego urzędu odpowiedzialnego za przeciwdziałanie praniu pieniędzy i finansowaniu terroryzmu - jaki otrzymała w odpowiedzi na swój wniosek o usunięcie swojego męża Aleksieja z listy "terrorystów".

Wdowa po opozycjoniście podkreśliła, że zgodnie z ustawą o finansowaniu terroryzmu śmierć człowieka powinna bezwarunkowo pociągnąć za sobą usunięcie jego nazwiska z "czarnej listy" Kremla.

Plakat z napisem "Aleksiej Nawalny został zamordowany" w WaszyngtonieSHAWN THEW/PAP/EPA

Tymczasem Rosfinmonitornig uzasadnił odmowę tym, że nie otrzymał informacji o umorzeniu sprawy karnej wobec Nawalnego.

"Putin boi się Aleksieja nawet po tym, jak go zamordował" – skomentowała Nawalna, która także znajduje się na kremlowskiej liście terrorystów.

Śmierć opozycjonisty

16 lutego 2024 roku władze rosyjskie powiadomiły o nagłej śmierci Nawalnego, najbardziej znanego przeciwnika politycznego Kremla. Nawalny - który krytykował reżim Putina za nadużywanie władzy i korupcję - jakoby umarł w niewyjaśnionych okolicznościach w łagrze za kołem podbiegunowym, gdzie odbywał karę 19 lat pozbawienia wolności, a groziło mu nawet 30 lat więzienia.

Współpracownicy znanego opozycjonisty już wtedy podejrzewali, że mógł zostać zabity lub otruty na zlecenie władz na Kremlu.

CZYTAJ TAKŻE: "Ostre bóle brzucha, wymioty i konwulsje". Co chciały ukryć rosyjskie władze

Autorka/Autor:momo/akw

Źródło: PAP

Źródło zdjęcia głównego: SHAWN THEW/PAP/EPA