Rosyjski oligarcha Roman Abramowicz i dwaj ukraińscy negocjatorzy pokojowi odczuwali symptomy otrucia po spotkaniu w Kijowie na początku tego miesiąca - podali dziennikarze "Wall Street Journal", powołując się na osoby zaznajomione ze sprawą. Dziennikarze śledczy Bellingcat podali, że objawy są zgodne z użyciem nieokreślonej broni chemicznej. Anonimowy amerykański urzędnik, cytowany przez Reuters, powiedział agencji, że wpływ na objawy u Abramowicza i negocjatorów "miały czynniki środowiskowe, a nie otrucie". Do tych doniesień odniósł się także doradca prezydenta Ukrainy.
Na łamach "Wall Street Journal" przypomniano, że po spotkaniu w stolicy Ukrainy Roman Abramowicz "latał między Moskwą, Lwowem oraz miejscami, gdzie prowadzono negocjacje". Poinformowano, że zarówno oligarcha, jak i dwóch starszych członków ukraińskiej delegacji pokojowej zauważyli u siebie zaczerwienione oczy, nieustające i bolesne łzawienie oraz łuszczenie się skóry na twarzy i rękach.
Informację, że Abramowicz doświadczył objawów zatrucia potwierdził także portalowi BBC rzecznik oligarchy.
Według dziennika mają oni oskarżać o to przedstawicieli Kremla przeciwnych rozmowom. Osoba bliska Abramowiczowi powiedziała, że nie jest jasne, kto chciał zaszkodzić grupie.
Według "WSJ" Abramowicz oraz dwaj ukraińscy negocjatorzy, w tym poseł Rustem Umerow, pozbyli się objawów i są aktualnie zdrowi.
Pierwsza runda negocjacji między przedstawicielami Rosji i Ukrainy po rosyjskiej inwazji odbyła się 28 lutego w obwodzie homelskim na Białorusi. Kolejne - 3 marca w Puszczy Białowieskiej i 7 marca w obwodzie brzeskim.
Na stronie "WSJ" podano, że śledztwo w tej sprawie prowadził dziennikarz śledczy Bellingcat Christo Grozew. To właśnie między innymi śledczy Bellingcat ustalili tożsamość ekspertów do spraw broni chemicznej rosyjskiej służby FSB, którzy podążali za opozycjonistą Aleksiejem Nawalnym w czasie jego podróży do Tomska, podczas której został otruty środkiem nowiczok.
Grozew tłumaczył, że widział efekt podejrzewanego ataku na Abramowicza i ukraińskich negocjatorów, jednak nie można było na czas zorganizować pobrania próbek we Lwowie, ponieważ wspomniana trójka śpieszyła się na rozmowy do Stambułu.
Dziennikarz relacjonował też, że zanim niemiecki zespół kryminalistyczny z wymaganym know-how był w stanie przeprowadzić badanie, minęło zbyt dużo czasu na wykrycie podejrzanej trucizny. - To nie miało ich zabić, to było tylko ostrzeżenie - ocenił Grozew.
Bellingcat: objawy zgodne z użyciem broni chemicznej
Dziennikarze śledczy Bellingcat na swoim profilu podali, że wszystko miało miejsce po spotkaniach 3-4 marca, a objawy są zgodne z użyciem nieokreślonej broni chemicznej.
Określono, że alternatywnym scenariuszem jest użycie promieniowania mikrofalowego.
Napisano także, że trzej mężczyźni doświadczający objawów - na kilka godzin przed pojawieniem się ich - spożywali jedynie czekoladę i pili wodę.
Amerykański urzędnik, którego pod warunkiem anonimowości cytuje Reuters, powiedział, że wywiad sugerował, że objawy u Abramowicza i ukraińskich negocjatorów pokojowych wynikały z "czynnika środowiskowego, a nie z zatrucia".
- Wywiad zdecydowanie sugeruje, że miało na to wpływ środowisko - mówił, dodając: - A nie otrucie.
Podolak: wszyscy członkowie grupy negocjacyjnej pracują w zwykłym trybie
O te doniesienia pytany był doradca prezydenta Ukrainy Mychajło Podolak. - Wszyscy członkowie grupy negocjacyjnej pracują dzisiaj w zwykłym trybie - odpowiedział ukraińskiemu portalowi NV.UA. Mówił też, że "w przestrzeni informacyjnej jest teraz wiele spekulacji i różnego rodzaju wersji spiskowych, jak również elementów gry informacyjnej". - Z tego powodu jeszcze raz powtarzam: członkowie grup negocjacyjnych pracują dzisiaj w zwykłym trybie - oświadczył.
Źródło: Wall Street Journal, tvn24.pl, Reuters, nv.ua