Rodzice Carnajewów nie chcą jechać do USA. "Nie mogę pomóc mojemu dziecku"


Rodzice podejrzanych o dokonanie zamachów bombowych w Bostonie braci Carnajewów schronili się na wsi na południu Rosji i zrezygnowali na razie z planów wyjazdu do USA.

Poinformował o tym ojciec rodziny Anzor Carnajew. Jak zaznaczył, nie sądzi, by mógł uzyskać widzenie ze swym pozostałym przy życiu synem Dżocharem, którego aresztowano i oskarżono o współudział w zdetonowaniu 15 kwietnia dwóch bomb na mecie maratonu w Bostonie. Uważany za współsprawcę zamachów brat Dżochara Tamerlan został zabity w trakcie policyjnego pościgu. Obaj mężczyźni pochodzili z Czeczenii.

Nie wierzą w winę

- Niestety nie mogę w żaden sposób pomóc mojemu dziecku. Jestem w kontakcie z Dżocharem i moimi prawnikami. Powiedzieli mi, że dadzą mi znać co mam robić - powiedział Carnajew w rozmowie z agencją Reutera. Zgodził się na spotkanie z dziennikarzem pod warunkiem, że miejsce jego pobytu nie zostanie ujawnione. Małżonkowie, którzy są rozwiedzeni, opuścili swój dom w Dagestanie, by móc uniknąć publicznych kontaktów. Ojciec ponownie zadeklarował, że nie wierzy w winę swych synów, którzy według niego nie mieli nic wspólnego z islamskim ekstremizmem. - Nie zamierzam wracać do USA. Na razie jestem tutaj. Jestem chory - zaznaczył Carnajew dodając, że cierpi na nadciśnienie i problemy z sercem. Jego była żona Zubeidat nie chciała rozmawiać z dziennikarzem. Przed wyemigrowaniem do Stanów Zjednoczonych rodzina Carnajewów mieszkała m.in. w Kirgistanie i Dagestanie. Rodzice powrócili do Dagestanu dwa lata temu, a Tamerlan spędził tam pierwszą połowę 2012 roku.

Autor: mk/tr/k / Źródło: PAP

Raporty: