"Trzęsienie ziemi" przy ulicy Bankowej. "Uważał, że z prezydentem tworzą całość"

Andrij Jermak
Andrij Jermak
Źródło: president.gov.ua
To było polityczne trzęsienie ziemi w Kijowie. Andrij Jermak, stojący bardzo blisko Wołodymyra Zełenskiego i nazywany nieformalnie wiceprezydentem, został zmuszony do odejścia. Co oznacza jego rezygnacja? I czy Zełenski znajdzie następcę, który będzie równie lojalny?
Artykuł dostępny w subskrypcji
Kluczowe fakty:
  • Andrij Jermak był doradcą Zełenskiego i przez ponad pięć lat kierował jego biurem. Pełnił ten urząd najdłużej w historii współczesnej Ukrainy.
  • Przeciwnicy obecnej ekipy w Kijowie zarzucali Jermakowi "uzurpację władzy", ale Zełenski go bronił.
  • Przełom nastąpił pod koniec listopada, kiedy w gabinecie i mieszkaniu Jermaka zjawili się funkcjonariusze Narodowego Biura Antykorupcyjnego Ukrainy i Specjalnej Prokuratury Antykorupcyjnej.

Jest wyższy od Wołodymyra Zełenskiego i mocniej zbudowany - rzucało się to w oczy, kiedy stali lub szli obok siebie. Pojawia się niemal na każdym oficjalnym zdjęciu z ukraińskim prezydentem, często towarzyszył mu w czasie wizyt zagranicznych i w podróżach po kraju. To Andrij Jermak, do niedawna jeden z najbliższych współpracowników Zełenskiego, jego doradca i szef prezydenckiego biura.

Kim jest "Ali Baba"

"Trzęsienie ziemi" nastąpiło przy ulicy Bankowej 11 w Kijowie, gdzie urzędował Jermak, w "czarny piątek". W tym dniu rano na miejscu pojawili się funkcjonariusze Narodowego Biura Antykorupcyjnego Ukrainy i Specjalnej Prokuratury Antykorupcyjnej. Dokonali przeszukania w gabinecie Jermaka. Później udali się do jego mieszkania.

Powodem ich działań było prowadzone śledztwo w sprawie domniemanego przekrętu o wartości około 100 milionów dolarów w państwowej spółce Enerhoatom. W aferę korupcyjną mieli być zamieszani wysocy rangą urzędnicy i niegdyś bliski współpracownik Zełenskiego, biznesmen Tymur Mindicz, który zdążył uciec z kraju.

Funkcjonariusze wkroczyli do gabinetu Jermaka, ponieważ podejrzewano, że mógł mieć powiązania ze sprawą. Deputowany opozycji Jarosław Żełezniak mówił dziennikarzom, że na nagraniach zdobytych przez służby pojawia się osoba o pseudonimie "Ali Baba". Wszyscy zamieszani w aferę używali pseudonimów. Żełezniak twierdził, że przydomek "Ali Baba" oznaczał skrót od imienia Jermaka, Andrij, i imienia jego ojca, Borys. Służby oficjalnie tego nie potwierdziły.

Jermakowi nikt nie postawił zarzutów, ale pojawienie się funkcjonariuszy i przeszukanie były zbyt silnym ciosem w jego reputację.

Andrij Jermak
Andrij Jermak
Źródło: president.gov.ua

Jeszcze w czwartek wieczorem (27 listopada) doradca prezydenta mówił dziennikarzowi portalu amerykańskiego miesięcznika "The Atlantic" Simonowi Shusterowi, co sądzi o aferze korupcyjnej. "Sprawa jest głośna i konieczne jest obiektywne i niezależne śledztwo, bez nacisków politycznych" - wyjaśniał przez telefon.

Wspomniał, że Zełenski mianował go szefem delegacji na rozmowy z wysłannikami prezydenta USA Donalda Trumpa w Genewie w sprawie planu pokojowego. Tym samym dawał do zrozumienia, że "Zełenski mu ufa". Kilkanaście godzin później okazało się, że bardzo się mylił.

Pytam znanego ukraińskiego analityka Wołodymyra Fesenkę, czy dymisja Jermaka była dla niego zaskoczeniem. - I tak, i nie - odpowiada. - Nie, ponieważ jego dymisja była uzasadniona, tak - ponieważ nastąpiło to nagle. To było zaskakujące - przyznaje mój rozmówca.

Czytaj także: