"Ten protest jest jak pociąg, zbyt ciężki, by go zatrzymać"

Źródło:
PAP
Pięć miesięcy protestów na Białorusi
Pięć miesięcy protestów na BiałorusiTVN24
wideo 2/21
Pięć miesięcy protestów na BiałorusiTVN24

To, co widzimy teraz, to rozciągnięcie się psychologicznej sinusoidy, gdzie od przekonania, że się uda, ludzie przechodzą do stanu rozczarowania i myśli, że wszystko znowu skończyło się niepowodzeniem. Natężenie protestu jest obecnie niższe, ale znowu wzrośnie - przekonuje socjolog Andrej Wardamacki. Jego zdaniem reżim Alaksandra Łukaszenki będzie nadal popełniać błędy. Ocenia, że ten protest jest "jak pociąg, który jest zbyt ciężki, by go zatrzymać".

Do fali, która na zmianę wznosi się i opada, porównuje protesty na Białorusi socjolog Andrej Wardamacki, który jest wykładowcą na Uniwersytecie Warszawskim. Jest założycielem zarejestrowanej w Polsce Białoruskiej Pracowni Analitycznej i stale prowadzi badania na terenie swojego kraju - Białorusi.

Jego zdaniem w związku z represjami ze strony władz protest zmienia formy, ale nie gaśnie. - Widzimy szereg nowych cech: przeniesienie na poziom lokalny, zmiany form na bardziej "bezpieczne", biorąc pod uwagę bezprecedensową brutalność ze strony władz - wylicza socjolog mieszkający w Warszawie od 2010 roku.

Milicja "będzie się bić do ostatniej pałki". Nad ich poglądami pracują oddziały ideologii >>>

"Natężenie protestu jest obecnie niższe, ale znowu wzrośnie"

Jak ocenia Wardamacki, "to, co widzimy teraz, to rozciągnięcie się psychologicznej sinusoidy, gdzie od przekonania, że się uda, ludzie przechodzą do stanu rozczarowania i myśli, że wszystko znowu skończyło się niepowodzeniem". - Owszem, natężenie protestu jest obecnie niższe, ale znowu wzrośnie - przekonuje.

Jego zdaniem decydują o tym głębokie przyczyny nastrojów protestujących, zaangażowanie bezprecedensowo szerokiej reprezentacji grup społecznych, ale przede wszystkim to, że podejmowane przez władze działania nie są w stanie protestu zlikwidować.

Represje wobec mediów na Białorusi. Blisko pół tysiąca zatrzymań >>>

Socjolog przyczyn wzrostu nastrojów protestu upatruje w gospodarce i w stosunku władz do społeczeństwa. - Obrazowo można powiedzieć, że pogarszająca się sytuacja gospodarcza była ładunkiem wybuchowym, a lontem, który go podpalił, stał się COVID-19 i nonszalancja, z jaką władze traktowały społeczeństwo w sytuacji pandemii - mówi.

- Idąc dalej w to porównanie, sytuację podgrzewają nowe i niezależne media, które bardzo szybko podają informację o tym, co się dzieje, pozwalając błyskawicznie reagować i podjąć na przykład decyzję o wyjściu na ulicę - kontynuuje Wardamacki.

Łukaszenka nie przejmuje się sankcjami UE. "Niczego zrobić nie będą mogli" >>>

"W tej sytuacji rośnie odporność na propagandę"

Powołując się na badania, socjolog wskazuje, że w czerwcu spadł wskaźnik zaufania do mediów państwowych, a wzrósł do mediów niezależnych.

- Ludzie oceniają media na podstawie tego, jak bardzo ich doświadczenie jest bliskie temu, co widzą w mediach. Im większa jest ta różnica, tym mniejsze zaufanie do mediów. Rozrzut pomiędzy tym, co pokazywały media państwowe - także na temat pandemii - a percepcją i doświadczeniem poszczególnych odbiorców, był bardzo duży - zwraca uwagę analityk. Jak ocenia, "w tej sytuacji rośnie odporność na propagandę".

Według badacza na stosunek do mediów oraz na cały charakter protestu wpływa także zmiana struktury wykształcenia społeczeństwa. - W ciągu ostatnich dwudziestu lat odsetek ludzi z wyższym wykształceniem wzrósł z 14,2 procent do 26,6 procent - mówi Wardamacki.

Pięć miesięcy protestów na Białorusi
Pięć miesięcy protestów na BiałorusiTVN24

"Przesunął się próg bólu"

Jego zdaniem zmienił się również system wartości obywateli, zmniejsza się liczba osób oczekujących paternalistycznej roli państwa, poprawia stosunek do biznesu. - Coraz więcej ludzi jest gotowych do brania odpowiedzialności za siebie, ale także za to, co dzieje się w kraju - ocenia socjolog. Twierdzi, że potrzeba uczestniczenia w podejmowaniu decyzji w gospodarce, polityce, życiu obywateli, wyraźnie wybrzmiewa w białoruskim proteście.

- Władze zastosowały nieproporcjonalne, niespotykane dotąd represje, ale to również wywołało reakcję - przesunął się próg bólu. Stosunkowo więcej ludzi jest gotowych do tego, by trafić do aresztu czy ponieść inne konsekwencje. Poza tym strach - który jest celem władz - przemija i przekształca się w gniew, a ludzie, potwierdzają to badania, są nastawieni na długofalowy protest. To jest główna różnica z rokiem, kiedy na drugi dzień po rozpędzeniu powyborczej demonstracji, ludzi już nie było na ulicy - tłumaczy Wardamacki.

Jak dodaje, uczestnicy grup fokusowych mówili o gotowości wychodzenia na protesty "dopóki nogi będą chodzić", a jesienią przekonywali, że pogoda im nie przeszkadza, bo gdy jest więcej ubrań, to "pałą tak nie boli".

Sprzęt do rozpędzenia protestów w centrum Mińska
Sprzęt do rozpędzenia protestów w centrum Mińska TUT.by

"Unikalną cechą białoruskiego protestu jest brak lidera"

Jeszcze jedną rzeczą, o której mówią uczestnicy protestów, jest "nieodwracalność", przekonanie, że nie ma powrotu do sytuacji sprzed wyborów w 2020 roku.

- Unikalną cechą białoruskiego protestu jest brak lidera. I to z jednej strony ma obiektywne przyczyny - każdy aktywny lider wcześniej czy później "zniknie" - trafi do więzienia lub za granicę. Z drugiej jednak strony brak lidera nie jest przyczyną dyskomfortu dla uczestników - przekonuje socjolog. Wskazuje przy tym, że obecny spadek natężenia protestu ma oczywiście związek z represjami i z tym, że nie widać efektu dotychczasowych demonstracji.

- Władza systemowo powtarza błędy, które również są przyczyną protestów - przekonuje. Jego zdaniem nie jest to kwestia tego, czy "Łukaszenka jest mądry czy niemądry, ale tego, czy potrafi odpowiedzieć na potrzeby społeczne". Ocenia, że ten protest jest "jak pociąg, który jest zbyt ciężki, by go zatrzymać".

- Łukaszenka żyje w innym systemie wartości. On odwołuje się do grupy, która była największa w latach 90. minionego wieku, ale od tamtego czasu maleje. I to jest gwarancja, że będzie dalej popełniać błędy - ocenia Wardamacki.

Jego zdaniem język trafiający dla ludzi rozczarowanych upadkiem ZSRR i potrzebujących gwarancji państwa nawet w zamian za utratę części wolności czy samodzielności, dzisiaj nie jest już efektywny.

Protesty na Białorusi trwają od wyborów prezydenckich
Protesty na Białorusi trwają od wyborów prezydenckichTUT.BY

"To nie jest problem wewnętrzny. Białoruś stała się poligonem doświadczalnym"

Wardamacki wskazuje, że krytyczne znaczenie dla przyszłości Białorusi będzie miało to, jak zachowa się Rosja, która jego zdaniem może "odegrać najgorszą rolę".

Podkreśla przy tym, że bagatelizowanie sytuacji na Białorusi przez społeczność międzynarodową może mieć bardzo poważne konsekwencje. - To nie jest problem wewnętrzny. Białoruś stała się poligonem doświadczalnym. Zwycięstwo Łukaszenki będzie natchnieniem dla innych dyktatorów - ostrzega.

Protesty na Białorusi TUT.by

Protesty trwają od wyborów

Antyrządowe protesty na Białorusi zaczęły się wieczorem 9 sierpnia, w dniu wyborów prezydenckich, kiedy zostały zamknięte lokale wyborcze i kiedy wyniki exit poll wskazywały na "miażdżące zwycięstwo" prezydenta Łukaszenki, ubiegającego się o piątą kadencję, nad kandydatką opozycji Swiatłaną Cichanouską.

Na ulice Mińska i wielu innych miast wyszły wówczas tysiące osób przekonanych, że wyniki wyborów zostały sfałszowane. Protesty trwają do dziś, tłumione są przez funkcjonariuszy OMON.

Autorka/Autor:akr, kb //now

Źródło: PAP

Tagi:
Raporty: