Obecny lewicowy premier Victor Ponta jest zdecydowanym faworytem niedzielnych wyborów prezydenckich w Rumunii. Sondaże dają mu dużą przewagę nad głównym rywalem Klausem Iohannisem. Kwestią pozostaje, czy Ponta zwycięży w pierwszej, czy dopiero w drugiej turze.
Wybory prezydenckie zakończą 10-letni okres, w którym na czele państwa stał centroprawicowy Traian Basescu, bowiem konstytucja nie pozwala mu kandydować na trzecią kadencję.
Szerokie uprawnienia
Rumunia nie jest republiką prezydencką, lecz głowa państwa ma znaczne uprawnienia w dziedzinie polityki zagranicznej, obronności, może uczestniczyć w posiedzeniach rządu, mianuje ludzi na kluczowe stanowiska w wymiarze sprawiedliwości i biurze antykorupcyjnym, trzech członków Trybunału Konstytucyjnego. Ma też prawo desygnować kandydata na premiera, chociaż parlament może jego kandydaturę odrzucić. Może również, pod pewnymi warunkami, rozwiązać parlament.
O fotel prezydenta Rumunii ubiega się 14 kandydatów, w tym po raz pierwszy dwie kobiety - liderka popierającej dotychczas obecnego prezydenta Trajana Basescu Partii Ruchu Ludowego - Elena Udrea oraz europosłanka Monica Macovei. Również po raz pierwszy o najwyższe stanowiska w państwie ubiega się człowiek ze służb specjalnych - były szef wywiadu zewnętrznego Teodor Melescanu. Kandydaci reprezentują wszystkie barwy polityczne - od lewicy przez populistów po skrajną prawicę.
Siła w podpisach
42-letni Ponta, popierany przez własną Partię Socjaldemokratyczną i jej koalicyjnych partnerów w rządzie - Partię Konserwatywną i Narodowy Związek na rzecz Postępu Rumunii - przewagę nad kontrkandydatami uzyskał jeszcze przed początkiem kampanii wyborczej, zbierając 2,3 mln podpisów, wymaganych do zarejestrowania się w wyborach. Było to znacznie więcej niż potrzeba do rejestracji i niż zebrali pozostali kandydaci. Według obserwatorów świadczy to o jego sile i pozbawia złudzeń jego oponentów. Najważniejszym z nich jest Klaus Iohannis, popierany przez Sojusz Chrześcijańsko-Liberalny, w skład którego wchodzą Partie Demokratyczno-Liberalna i Narodowo-Liberalna. Iohannis, etniczny Niemiec i wieloletni mer miasta Sybin (Sibiu) w Siedmiogrodzie, jest postrzegany jako człowiek, który potrafi wzorowo kierować miastem dzięki słynnej niemieckiej skuteczności. Socjologowie zauważają jednak, że choć przyciąga on głosy młodych i lepiej wykształconych mieszkańców dużych miast, większość wyborców w kraju, w którym 80 proc. ludności jest wyznania prawosławnego, nie jest gotowa głosować na Niemca-protestanta. Na korzyść Ponty przemawia również fakt, że on jest jedynym kandydatem zjednoczonej lewicy, podczas gdy centroprawica jest podzielona.
Taktyka premiera
Jako premier Ponta ma wiele instrumentów pozyskiwania wyborców, w tym media, które podkreślają jego zaangażowanie i troskę o los zwykłych obywateli. Wiele posunięć rządu Ponty w ostatnim roku jego oponenci interpretowali jako taktykę wyborczą.
Chodzi przede wszystkim o decyzje dotyczące dochodów i cen. W połowie 2013 r. rząd Ponty obniżył podatek VAT na chleb i mąkę z 24 na 9 proc. We wrześniu br. zapowiedział dalsze obniżki VAT na artykuły spożywcze. W czerwcu wprowadził ulgi podatkowe dla niżej zarabiających. Od 1 października o 5 proc. obniżono składki pracodawców do ZUS.
Przedwyborczy skandal
Kampania wyborcza nie obyła się bez skandali, a najgłośniejszym był zarzut wysunięty przez obecnego prezydenta Traiana Basescu wobec Victora Ponty, że w latach 1997-2000 jako prokurator był tajnym współpracownikiem rumuńskiego wywiadu SIE. Ponta nazwał zarzuty prezydenta kłamstwami. Zdaniem obserwatorów, cytowanych przez agencję dpa, zarzut ten wcale nie zaszkodzi Poncie, ponieważ wielu wyborców darzy szacunkiem tych, którzy działają w tajnych służbach dla dobra kraju.
Dwa tygodnie przed wyborami rumuńskie służby antykorupcyjne (DNA) rozpoczęły dochodzenie w sprawie dwóch wpływowych socjaldemokratycznych deputowanych. Podejrzewa się ich o korupcję przy tworzeniu ustawy o amnestii, która byłaby korzystna dla jednego z nich.
Teść pod lupą
Rozszerzono też śledztwo przeciw teściowi Victora Ponty, Ilie Sarbu. Sprawa dotyczy nadużyć przy reprywatyzacji 43 tys. ha lasów. W aferę zamieszani są politycy zarówno z lewicy jak i centroprawicy, byli ministrowie, przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości, a także członkowie rodziny byłego króla Michała. Afery te nie są w Rumunii czymś wyjątkowym, przez długie lata była ona uważana za najbardziej skorumpowany, obok Bułgarii, kraj UE. Powołanie specjalnych instytucji do walki z korupcją, w tym specjalnego pionu prokuratury, zaczęło przynosić efekty. Skazanie w 2012 r. byłego socjaldemokratycznego premiera Adriana Nastase i aresztowanie w czerwcu br. Mircei Basescu, brata urzędującego prezydenta, pokazały - zdaniem obserwatorów - że nadchodzi kres bezkarności na wysokich szczeblach władzy w Rumunii. W 2013 r. służby antykorupcyjne przekazały wymiarowi sprawiedliwości sprawy ponad 1000 osób, w tym sześciu ministrów i posłów, 34 merów i 25 przedstawicieli prawa.
Postęp Bukaresztu
W sprawozdaniach KE dotyczących postępów działań Rumunii i Bułgarii w ramach Mechanizmu Współpracy i Weryfikacji odnotowuje się pewien postęp Bukaresztu w walce z korupcją i pozytywnie ocenia się działania służb antykorupcyjnych. Nie na tyle jednak, by kraj przyjęto do strefy Schengen. Według Rumuńskiego Instytutu Ocen i Strategii (IRES) Ponta może liczyć w pierwszej turze na 43 proc. głosów, Iohannis - na 30 proc. a Elena Udrea - na 8 proc. Sondaż agencji Sociopol daje Poncie 40 proc., a Ioannisowi – 30 proc. Przy frekwencji powyżej 55 proc. Ponta może mieć 13-procentową przewagę i w drugiej turze otrzymać 55 proc. głosów. Agencje INSCOP i Avangarde również dają Poncie 10-procentową przewagę i nie wykluczają jego zwycięstwa w pierwszej turze.
Autor: ToL/tr / Źródło: PAP