Premier na podsłuchu złości się na TV


W historii starć włoskiego premiera z mediami i prokuraturą został otwarty nowy rozdział. Tym razem chodzi o informacje prokuratorów z Apulii, z których wynika, że premier jest objęty śledztwem w sprawie gróźb i nacisków, jakie miał stosować wobec telewizji RAI.

Rzecz dotyczy, według prokuratury, presji ze strony szefa rządu na niezależny urząd nadzoru nad mediami i komunikacją (Agcom), by ten doprowadził do zdjęcia z anteny publicznej telewizji kilku politycznych talk-shows, ostro krytykujących jego samego, politykę jego gabinetu i centroprawicową koalicję.

Ponadto śledztwem objęto dyrektora dzienników w pierwszym kanale telewizji RAI Augusto Minzoliniego, uważanego za "człowieka Berlusconiego". Według śledczych, przekazywał on premierowi tajne informacje, dotyczące tajemnicy śledztwa.

Media ujawniają podsłuchy: premier nie lubi TV

Cała sprawa to rezultat ujawnionych przez media podsłuchów, założonych przez prokuraturę w Trani w Apulii, prowadzącą dochodzenie w zupełnie innej sprawie.

Na ich podstawie przypadkowo okazało się, że Silvio Berlusconi wielokrotnie dzwonił do jednego z członków urzędu nadzoru nad mediami, niegdyś podsekretarza stanu w jego rządzie Giancarlo Innocenziego nalegając na zdjęcie z ramówki RAI nieprzychylnych mu programów.

Szczególnie premier narzekał na nadawane w drugim kanale "Annozero", prowadzone przez jego

Premier ma prawo czy też nie rozmawiać przez telefon z kimkolwiek bez podsłuchu? Silvio Berlusconi

Berlusconi się broni: lewica zatruwa klimat

Włoski premier wyraził oburzenie przeciekiem z prokuratury i zwrócił się do niej z oficjalnym pytaniem, czy rzeczywiście objęty jest śledztwem. - To skandal, lewica zbroi prokuratorów i zatruwa klimat - oświadczył szef rządu, cytowany przez wtorkową prasę.

Silvio Berlusconi zaprotestował też przeciwko ujawnieniu jego prywatnych rozmów, a dochodzenie prokuratury uznał za "groteskę". Stwierdził też, że miał nie tylko prawo, ale wręcz obowiązek dzwonić do przedstawiciela urzędu nadzoru nad mediami w sprawie programów, w których według jego słów odbywają się regularne "procesy" nad nim.

Dochodzenie w sprawie nacisków uznał za "niebezpieczną grę lewicy" i wezwał Włochów, by wyszli na ulice "bronić demokracji". - Premier ma prawo, czy też nie, rozmawiać przez telefon z kimkolwiek bez podsłuchu? - zapytał Berlusconi.

Prokuratura krytykowana. Słusznie?

Prokuraturze w Trani zarzucił złamanie prawa, jakim jego zdaniem było wykorzystanie informacji, uzyskanych z podsłuchów, założonych w ramach zupełnie innego dochodzenia.

Z tego też powodu minister sprawiedliwości Angelino Alfano nakazał inspekcję w prokuraturze w Trani, co z kolei centrolewicowa opozycja uznała za kolejny zamach na niezależność wymiaru sprawiedliwości.

Niezależni komentatorzy, między innymi z dziennika "Il Sole-24", przyznają Berlusconiemu rację i podkreślają, że w żadnym kraju nie ukazałyby się w prasie zapisy rozmów telefonicznych premiera, zanim prokuratura nie postawiłaby mu konkretnych zarzutów.

Źródło: PAP