"Dlaczego powinienem zrezygnować? Nie zrobiłem nic nielegalnego"


Po niedzielnej, największej od 1989 roku demonstracji, która zgromadziła w Pradze ćwierć miliona Czechów w proteście przeciwko władzy, premier Andrej Babisz zadeklarował, że nie planuje podać się do dymisji. "Dlaczego powinienem zrezygnować? Nie zrobiłem nic nielegalnego" - stwierdził w rozmowie z dziennikiem "Lidove Noviny". Zapewnił, że "od rana do wieczora pracuje dla obywateli".

SYLWETKA PREMIERA ANDREJA BABISZA W MAGAZYNIE TVN24 >

Premier Czech Andrej Babisz zaznaczył w wywiadzie dla czeskiego dziennika "Lidove Noviny", że ludzie mają prawo dawać wyraz swoim poglądom. Podkreślił, że w czasie niedzielnej demonstracji w Pradze czuł się tak, jakby wygrał wybory. "Przychodziły do mnie SMS-y i e-maile z poparciem" - mówił.

"Byłem w różnych miejscach w sobotę i niedzielę, i nikt na mnie wrogo nie reagował" - zapewniał.

"Dlaczego powinienem zrezygnować? Nie zrobiłem nic nielegalnego. Wygrałem szóste wybory. Od rana do wieczora pracuję dla obywateli kraju i w przeciwieństwie do tych, którzy mnie krytykują, mam wyniki" - stwierdził w rozmowie z czeskim dziennikiem.

"Pracuję codziennie, także w czasie weekendów"

Babisz przekonywał, że negacja należy do świata polityki, a część osób nie chce zaakceptować wyniku wyborów. Skrytykował media należące do innego czeskiego miliardera Zdeńka Bakaly, które oskarżył o rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji. Komentował, że protesty są dowodem na istnienie społeczeństwa obywatelskiego, co jego zdaniem jest dobrą wiadomością, pokazującą, że nikt nie stracił "nawet milimetra" swoich niezbywalnych praw.

"Pracuję codziennie, także w czasie weekendów. Może to zaskoczenie, ale są ludzie, którzy nas popierają, także podczas tych demonstracji. Walczą o interesy Czech, a więc nie jest to niefortunne, naprawdę" - mówił.

Uznał także, że minister sprawiedliwości Marie Beneszova - przeciwko której również demonstrowali protestujący w masowych manifestacjach - nie ma żadnych powodów do składania dymisji.

Niedzielna manifestacja była kulminacją serii antyrządowych demonstracji, które trwają w Czechach od kwietnia. Demonstranci domagali się rezygnacji premiera Andreja Babisza. Szef rządu jest oskarżany o wyłudzanie unijnych dotacji i wykorzystywanie władzy do pomnażania własnego majątku.

Protestujący żądają także dymisji minister sprawiedliwości Marie Beneszovej, która została mianowana przez Babisza zaraz po tym, jak policja poleciła postawienie premierowi zarzutów.

"Obywatele mają prawo wyrazić swój pogląd"

Ministrowie gabinetu czeskiego premiera zapewnili dziennikarzy, że nie ma zagrożenia dla niezależności wymiaru sprawiedliwości. Wicepremier i minister przemysłu Karel Havliczek powiedział, że sam brał udział w demonstracjach w latach 80.

"Wtedy baliśmy się, czy nas nie wyrzucą ze szkoły, czy rodzice nie stracą pracy. Dobrze, że teraz jest inaczej, że każdy może iść na demonstrację, może ją wykorzystać na swój sposób" - powiedział, dodając, że tylko demokratyczne wybory mogą rozstrzygać, kto będzie rządził.

Podobnie wypowiadali się minister transportu Vladimir Kremlik i minister rolnictwa Miroslav Toman. "Naprawdę nie czuję tego zagrożenia [dla niezależności wymiaru sprawiedliwości - przyp. red.]. Sądzę, ze forma protestów jest legalna. Obywatele mają prawo wyrazić swój pogląd" - powiedział dziennikarzom minister kultury Antonin Staniek.

Według minister rozwoju regionalnego Klary Dostalovej "żyjemy w demokratycznym społeczeństwie, zatem ludzie mają tu prawo do demonstrowania, ale niech ono nas nie krzywdzi".

"Zgodnie z sondażami Babisz nadal ma poparcie 30 proc."

Rekordowy udział obywateli w proteście przeciwko Babiszowi, których według jednego z operatorów sieci komórkowych było 283 tysięcy, komentują media. Lewicowe "Pravo" podkreśliło, że przez ubiegłe 30 lat żadnemu z premierów nie udało się tak rozeźlić tak wielu osób, jak Babiszowi.

Komentator Josef Koukal zwrócił uwagę, że "do dialogu nie może dojść i pozostaje dalsza konfrontacja". Jego zdaniem "demonstranci muszą być wytrzymali", a jeżeli Babisz "utrzyma się na stanowisku dłużej niż protestującym skończy się entuzjazm, wygra".

"Hospodarzske Noviny" są zdania, że chociaż protest nie doprowadził do dymisji premiera, co jest celem organizatorów demonstracji, to "pokazał energię, która w perspektywie może zmienić kierunek czeskiej polityki".

Komentator Petr Honzejek podkreślił, że ćwierć miliona Czechów nie sądzi, by reprezentowała większość społeczeństwa. "Zgodnie z sondażami Babisz nadal ma poparcie 30 proc. i jeżeli teraz doszłoby do wyborów, to znowu by zwyciężył" - zwrócił uwagę publicysta.

Publicysta dziennika "Lidove Noviny" Petr Kambersky zwrócił uwagę, że Babisz musi wybrać - czy w jakiś sposób uspokoić demonstrantów, czy też przejść do konfrontacji. Jak jednak wskazał, ludzie wybierają Babisza "ponieważ wierzą, iż jest on w stanie rozwiązywać problemy, a nie dlatego, by podobnie jak Viktor Orban, Benjamin Netanjahu lub Jarosław Kaczyński ucieleśniał jakąś silną ideę narodową".

"Wielu Czechów rozumie demokrację lepiej niż człowiek na czele ich rządu"

Niemiecki dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung", komentując w poniedziałek wielotysięczne demonstracje przeciwko szefowi czeskiego rządu Andrejowi Babiszowi, ocenił, że rozumie on demokrację gorzej niż zwykli obywatele.

"Zarzuty wobec czeskiego premiera wymagają jeszcze wyjaśnienia przez wymiar sprawiedliwości. Ale samo uzasadnione podejrzenie, iż mógł się dopuścić milionowych oszustw, jest na tyle ciężkie, że Babisz powinien zrezygnować z wszystkich funkcji publicznych do momentu rozwiązania sprawy" - napisał niemiecki dziennik.

"Wymaga tego przyzwoitość, szacunek dla wymiaru sprawiedliwości i obywateli" - uważa "Frankfurter Allgemeine Zeitung".

"Jeśli jest faktycznie niewinny, to mógłby później wrócić - ma do tego środki. Poważne wątpliwości co do jego osobistej uczciwości towarzyszą Babiszowi od początku politycznej kariery. Mimo to został wybrany" - przypomina konserwatywny dziennik. Zastrzega, że nie tylko w Czechach "wyborcy są gotowi wybaczać ludziom jego pokroju każdą plamę na honorze", dodając, że fakt ten pozostaje wciąż nierozwiązaną zagadką.

"Jej rozwikłanie mogłoby pomóc zahamować falę populizmu na Zachodzie. Tymczasem masowe protesty w Pradze pokazują, że wielu Czechów rozumie demokrację lepiej niż człowiek na czele ich rządu" - puentuje "Frankfurter Allgemeine Zeitung".

Autor: asty//now / Źródło: PAP