John W. Hinckley Jr., który 35 lat temu usiłował zabić ówczesnego prezydenta USA Ronalda Reagana, odzyskał wolność. Został zwolniony ze szpitala psychiatrycznego, gdzie przebywał na przymusowym leczeniu od uznania go podczas procesu za niepoczytalnego.
30 marca 1981 r. 25-letni Hinckley postrzelił prezydenta Reagana i trzy osoby z jego otoczenia przed hotelem Hilton w Waszyngtonie. Tłumaczył, że chciał zabić prezydenta, żeby zaimponować aktorce Jodie Foster, w której był obsesyjnie zakochany po zobaczeniu filmu "Taksówkarz".
W czasie procesu nie został uznany za winnego usiłowania morderstwa z powodu orzeczonej przez psychiatrów niepoczytalności. Wyrok spotkał się z oburzeniem znacznej części społeczeństwa.
Sześć strzałów w dwie sekundy
Kula, która trafiła Reagana, tylko o milimetry minęła jego serce. Fakt, że przeżył, uznawano za cud. Miał przebite płuco i silny krwotok wewnętrzny. Dzięki szybkiej interwencji lekarzy (limuzyna dotarła do szpitala cztery minuty po strzelaninie) prezydent wyzdrowiał po kilkutygodniowym pobycie w szpitalu. W zamachu najciężej ranny został jego sekretarz prasowy James Brady. Pocisk trafił go w głowę i wybuchł (zamachowiec kupił specjalną amunicję). Brady doznał uszkodzenia mózgu, został sparaliżowany i od czasu zamachu poruszał się na wózku inwalidzkim. W 2014 r. zmarł w wyniku powikłań po odniesionych 33 lata wcześniej obrażeniach. W zamachu ranny został także jeden z członków osobistej ochrony Reagana oraz jeden policjant.
Już nie stanowi zagrożenia
Po zwolnieniu ze szpitala 61-letni Hinckley będzie mieszkał ze swoją 90-letnią matką w Williamsburgu w stanie Wirginia. Eksperci sądowi orzekli, że nie stanowi zagrożenia dla innych ani dla samego siebie. Będzie musiał regularnie chodzić na psychoterapię i pracować co najmniej trzy dni w tygodniu. Ma zakaz komunikowania się z innymi na portalach społecznościowych i udzielania wywiadów mediom.
Prokuratura postanowiła nie stawiać mu zarzutu morderstwa Brady'ego, choć formalnie mogłaby to teraz zrobić.
Autor: mk/tr / Źródło: PAP