Północnokoreański parlament przyjął specjalne rozporządzenie mówiące o "umocnieniu Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej jako mocarstwa nuklearnego". Tymczasem amerykańscy eksperci wciąż analizują próbę nuklearną Phenianu z 12 lutego. Wiadomo o jej szczegółach nieporównanie mniej, niż o poprzednich. W sprawie programu atomowego Korea Północna kamufluje się nadzwyczaj dobrze - przyznają Amerykanie.
Rozporządzenie, przyjęte jednomyślnie w poniedziałek przez Najwyższe Zgromadzenie Ludowe Korei Północnej mówi o "umocnieniu Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej jako mocarstwa nuklearnego, dysponującego bronią nuklearną w celu samoobrony". Parlament przyjął ponadto dwie uchwały dotyczące rozwoju technologii kosmicznej oraz utworzenia biura odpowiedzialnego za ten rozwój - poinformowała państwowa agencja KCNA. Jak tłumaczono, jest to sygnał, iż Phenian może wystrzelić w przestrzeń kosmiczną więcej satelitów. Zdaniem wielu ekspertów rakieta wynosząca satelitę na orbitę okołoziemską to w istocie pocisk balistyczny dalekiego zasięgu, a wystrzelenie to zakamuflowana próba technologii rakiet balistycznych, której stosowania zakazała Phenianowi Rada Bezpieczeństwa ONZ.
Wykorzystali wzbogacany uran?
Poczynania północnokoreańskiego reżimu niepokoją USA, które przeprowadziły dogłębne analizy próby z 12 lutego. Do tej pory nie wiadomo, jakich materiałów dokładnie wtedy użyto - pisze "Washington Post", powołując się na dwa niezależne raporty. Eksperci przebadali ślady pozostawione w atmosferze, by ustalić, co zawierały ładunki wybuchowe.
Według specjalistów, mógł w nich zostać wykorzystany pluton pochodzący z zasobów pozyskanych przez Koreę Płn. jeszcze pod koniec lat 90, tak jak w dwóch poprzednich testach atomowych. Spekuluje się też jednak, że pociski zawierały uran. A to oznaczałoby znaczący krok naprzód w rozwoju programu jądrowego Korei Północnej. Nie znaleziono jednak niepodważalnych dowodów na to, że reżim Kima rzeczywiście wykorzystuje ten promieniotwórczy pierwiastek. Wiadomo, że Korea Północna od lat posiada pluton, ale wykorzystanie wzbogacanego uranu byłoby jednym z jej ostatnich osiągnięć. Na wzbogacanym uranie koncentruje się m.in. atomowy program Iranu. Teheran przekonuje jednak, że wykorzystuje go w pokojowych celach. Do tej pory nie ma dowodów na współpracę pomiędzy Koreą a Iranem, ale testy przeprowadzane przez reżim Kima i tak niepokoją Zachód. - Martwi nas to, ale nie mamy potwierdzenia, że Korea faktycznie wykorzystuje uran i że kooperuje w tej kwestii z Iranem - powiedział gazecie "Washington Post" anonimowo jeden z urzędników administracji Baracka Obamy. - Iran i Korea Północna współpracują w wielu dziedzinach, zwłaszcza w kwestii pocisków. Dlaczego nie współpracują w sprawie programu atomowego - to szczerze mówiąc zagadka - dodaje.
Co ukrywa reżim Kima?
USA uważnie monitorują sytuację na Półwyspie Koreańskim, choć dotąd nie udało się wykryć śladów radioaktywnych pierwiastków uwolnionych po próbie jądrowej. Nie wykryły ich ani amerykańskie, ani południowokoreańskie sensory. Japoński samolot ujawnił wprawdzie ślady radioaktywnego izotopu ksenonu 133, jednak uwalniany on jest nie tylko w przypadku eksplozji atomowych, ale i zwyczajnej pracy elektrowni jądrowych. Być może to znak, że Korea Północna celowo zapobiega wydostawaniu się gazów, przeprowadzając testy głęboko pod ziemią. - Mamy znikomą ilość informacji na ten temat. Korea Płn. dobrze to wszystko ukrywa - mówi "WP" jeden z urzędników amerykańskiej administracji. Eksperci zauważają, że atomowa próba Korei z 2009 roku także nie pozostawiła śladów. Czasami wykrycie radioaktywnych pierwiastków zależy jednak od prądów powietrza i geologicznej budowy poligonu, gdzie przeprowadzane są testy. - Każde państwo testujące broń jądrową ciężko pracuje, by to ukryć - komentują eksperci. Amerykańskie agencje wywiadowcze umieściły w regionie specjalne samoloty, które być może wykryją radioaktywne izotopy uwolnione po wybuchu. Zapisy sejsmografów póki co potwierdziły, że w lutym doszło do eksplozji pod górą niedaleko granicy Korei Północnej z Chinami. Odczyty pokazały, że wybuch był tak silny jak bomba zrzucona na Hiroszimę. Informacji nadal jest jednak zbyt mało, by na podstawie własnych badań potwierdzić, że reżim Kima zdetonował tam bombę atomową, tak jak to oficjalnie ogłosił.
Autor: jk//gak / Źródło: Washington Post, PAP