Samolot linii Daalo Airlines awaryjnie lądował w somalijskim Mogadiszu z dużą dziurą w burcie, która powstała w wyniku głośnej eksplozji na pokładzie. Siedzący najbliżej pasażer został wyssany na zewnątrz i zginął na miejscu. Przyczyny eksplozji nie są znane. Mogła to być awaria lub bomba, na którą wskazują pewne poszlaki.
Airbus A321 znalazł się w sytuacji awaryjnej niedługo po starcie z lotniska w stolicy Somalii, Mogadiuszu. Na pokładzie było 74 pasażerów i siedmiu członków załogi. Podczas wznoszenia się na pułap przelotowy, piloci usłyszeli głośny huk i poczuli wstrząs. Systemy samolotu zaczęły alarmować o gwałtownym spadku ciśnienia w kabinie, wobec czego załoga natychmiast zaczęła się zniżać i zawróciła do awaryjnego lądowania w Mogadiszu.
Huk, dym i dziura w samolocie
Podczas gdy piloci koncentrowali się na opanowaniu sytuacji i sprowadzeniu samolotu na ziemię, pasażerowie przeżywali ciężkie chwile. - Usłyszałem głośny huk, a potem przez kilka sekund widziałem tylko dym. Kiedy się przejaśniło, zobaczyłem, że brakuje sporego kawałka samolotu - opisał swoje doświadczenie wiceambasador Somalii przy ONZ, Awale Kullane, który był na pokładzie.
Z nieznanych przyczyn doszło do eksplozji w okolicy jednego z foteli pasażerskich stojących przy ścianie kabiny. Siedzący na nim 55-letni mężczyzna zniknął. Jak się okazało, został wyssany na zewnątrz przez poszarpaną dziurę w kadłubie wyrwaną eksplozją. Jego ciało znaleziono na polu 30 kilometrów od Mogadiszu.
Uszkodzony samolot bezpiecznie wylądował w Mogadiszu. - Na szczęście systemy kontroli lotu nie zostały uszkodzone, więc mogliśmy wrócić na lotnisko. Nigdy nie spotkało mnie coś takiego. Gwałtownie straciliśmy ciśnienie w kabinie, myślę, że to była bomba. Dzięki bogu wszystko skończyło się dobrze - komentował po wylądowaniu serbski pilot maszyny Vladimir Vodpivec.
W incydencie nie zginął nikt poza 55-letnim mężczyzną. Dwóch pasażerów siedzących obok niego zostało odwiezionych do szpitali.
Nasuwa się jeden wniosek
Oględziny samolotu na ziemi wskazują, że zgodnie z sugestią pilota mogła to być bomba. Kadłub maszyny jest rozerwany na zewnątrz a poszarpane krawędzi są osmalone. - Nie wiadomo jeszcze wiele, ale to na pewno wygląda jak bomba - powiedział telewizji Sky News John Goglia, były członek NTSB, amerykańskiej agencji federalnej zajmującej się między innymi badaniem wypadków lotniczych.
Jedyną alternatywą mogła być katastrofalna dekompresja, czyli rozerwanie kadłuba przez różnicę ciśnień wewnątrz i na zewnątrz w wyniku jakiegoś uszkodzenia struktury maszyny. A321 nie zdołał się jednak wznieść na wysokość przelotową, czyli około 10 kilometrów, gdzie różnica ciśnień jest największa i gdzie zazwyczaj dochodzi do takich wypadków. W chwili eksplozji był na wysokości 3,3 km.
Zamach bombowy w Somalii nie jest natomiast niczym niespotykanym. Kraj jest rozdarty na małe plemienne państewka, a uznawany przez świat rząd sprawuje kontrolę tylko nad częścią jego terytorium. Na dodatek musi się zmagać z fanatycznymi dżihadystami. Zamachy bombowe w Mogadiszu są częste i zazwyczaj wymierzone w obcokrajowców oraz przedstawicieli władz.
Autor: mk\mtom / Źródło: Sky News, AV Herald, tvn24.pl