Demonstranci nie opuszczają ulic Ferguson. Po miesiącach oskarżania policji o brutalność, tym razem strzały padły w stronę funcjonariuszy. To kolejny smutny rozdział historii o podzielonym mieście, w którym odbudowanie zaufania pomiędzy sporą częścią mieszkańców a władzą staje się coraz trudniejszym zadaniem.
Środa miała być szczęśliwym dniem dla mieszkańców Ferguson. Po miesiącach - często brutalnie tłumionych - protestów wywołanych zastrzeleniem przez funkcjonariusza 18-letniego Michaela Browna i druzgocącym raporcie departamentu sprawiedliwości, który w pełnym świetle ukazał nierówne traktowanie Afroamerykanów przez miejscową policję, do dymisji podał się jej szef, Thomas Jackson.
Przed komendą zebrało się ok. 150 osób. Tuż po północy padły strzały, które zraniły dwóch funkcjonariuszy. Na Ferguson po raz kolejny zwróciły się oczy całego kraju. Postrzelenie policjantów potępili m.in. rodzice Michaela Browna, nazywając je bezsensownym i podkreślając, że przemoc wobec stróży prawa jest nie do zaakceptowania.
"Tchórzliwy atak"
Ustępujący prokurator generalny Eric Holder zaznaczył, że postrzelenie funkcjonariuszy było "ohydnym, tchórzliwym i odrażającym atakiem".
- To była zasadzka - powiedział Holder. - Osoba, która to zrobiła, na pewno nie chciała doprowadzić do tego, by rany zaczęły się goić. Zrobił to śmieć, który usiłował rozsiać zamęt - dodał.
Postrzelenie policjantów potępił też ostro prezydent Barack Obama. Choć podkreślił, że protestujący mieli powody do wyjścia na ulicę, napastników nazwał przestępcami.
W Ferguson i okolicach trwają poszukiwania napastników. Osoby, które zebrały się w środę przed komendą policji podkreślają, że strzały nie padły ze strony demonstrującego pokojowo tłumu. Zranieni policjanci opuścili już szpital.
W czwartek wieczorem na ulice miasta znów powrócili mieszkańcy, którzy trzymając świeczki w dłoniach protestowali przeciwko przemocy. Demonstracja przebiegła spokojnie, nikogo nie aresztowano.
Również w czwartek zdecydowano, że za zabezpieczanie protestów odpowiedzialna będzie policja hrabstwa St. Louis oraz stanowa.
Kłopoty USA w soczewce
Problemy w Ferguson zaczęły się 9 sierpnia, kiedy biały policjant zastrzelił nieuzbrojonego czarnoskórego 19-latka, Michaela Browna. Wywołało to protesty w samym mieście a w całych Stanach Zjednoczonych rozgrzało debatę na temat tzw. profilowania rasowego oraz militaryzacji i szerokich praw policji. W Ferguson ponad 60 proc. mieszkańców to Afroamerykanie, jednak burmistrz miasta oraz szef policji są biali, a - jak wyliczał we wrześniu "Los Angeles Times" - z 53 policjantów tylko trzech ma czarny kolor skóry. Śmierć Michaela Browna jeszcze bardziej nadwyrężyła i tak wątłe już zaufanie pomiędzy władzami a lokalną społecznością. Po wielu miesiącach demonstracji i starciach z policją w mieście na chwilę zapanował spokój. Raport departamentu sprawiedliwości na nowo rozniecił protesty, a czwartkowe wydarzenia pokazują, że w podzielonym mieście wciąż istnieje napięcie. Część aktywistów już podkreśla, iż dymisje szefa policji, a wcześniej innych miejskich oficjeli, to krok w dobrym kierunku, jednak niewystarczający.
Autor: kg//gak / Źródło: stltoday.com, cnn.com, tvn24.pl