Mateusz Piskorski, były poseł do Sejmu z ramienia Samoobrony, był jednym z obserwatorów, którzy przyjechali na "wybory" samozwańczych władz prorosyjskich separatystów na wschodzie Ukrainy. W sobotę Piskorski opublikował na swoim profilu na Facebooku zdjęcie z tzw. premierem Donieckiej Republiki Ludowej Aleksandrem Zacharczenką. To nie pierwszy wyjazd na kontrolowane przez Moskwę terytoria ukraińskie. Piskorski kilka miesięcy temu obserwował "referendum niepodległościowe" na okupowanym przez Rosję Krymie.
Piskorski po aneksji półwyspu przez Rosjan nie dopatrzył się żadnych nieprawidłowości. - To, co widzieliśmy na Krymie, w niczym nie różni się od plebiscytu w dowolnym demokratycznym kraju europejskim - mówił wtedy.
Teraz Piskorski też jest zadowolony. "Odwiedziwszy komisje wyborcze w kilku rejonach, mogę stwierdzić z całą odpowiedzialnością, że dla miejscowej ludności nowa formuła polityczna, jaką jest Doniecka Republika Ludowa, stanowi wielką nadzieję na stworzenie warunków stabilnego rozwoju" - napisał po powrocie na swoim blogu.
Dodał, że "procesy zachodzące w Donbasie będą katalizatorem głębokiej transformacji obszaru obecnej Ukrainy".
"Nie fotografujcie"
Były poseł w latach 2005-2007 na Krymie "zasłynął" także z pewnej sytuacji w windzie. Piskorski wyraźnie przestraszył się uzbrojonych ludzi w hotelu Moskwa. Przestrzegał towarzyszących mu dziennikarzy przed fotografowaniem mężczyzn w nieoznakowanych mundurach. Całe zajście nagrała rosyjska dziennikarka Beata Bubiec.
- Gdy uzbrojeni ludzie każą "nie fotografować", to tego nie róbcie - przestrzegał Piskorski. Przedstawiciele mediów nie zareagowali na słowa byłego posła i stwierdzili, że to ich praca.
- Rozumiem, ale ja z wami jadę w windzie i proszę... - kontynuował Piskorski.
- A mi pana nie żal i jeżeli razem z nami pana rozstrzelają w windzie, nie zmartwię się - odparł dziennikarz.
Wielokrotnie opowiadał się po stronie Moskwy
Piskorski to były poseł Samoobrony w latach 2005-2007. Jest dyrektorem Europejskiego Centrum Analiz Geopolitycznych, założonego w 2007 r. Jak pisał tygodnik "Newsweek", "początki ECAG wiążą się z nazwiskiem Aleksieja Koczetkowa, szefa rosyjskiej organizacji CIS-EMO, która za pieniądze Kremla jeździ po terytorium byłego Związku Radzieckiego i obserwuje wybory".
W niedzielę Służba Bezpieczeństwa Ukrainy ogłosiła, że cudzoziemcy, którzy przybyli jako obserwatorzy nieuznawanych przez Ukrainę wyborów do władz samozwańczych republik na wschodzie kraju, zostaną ogłoszeni osobami niepożądanymi na terytorium Ukrainy.
Autor: eos\mtom / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: Facebook/Mateusz Piskorski