Z jednej strony nadlatują rakiety wymierzone w miasta, bazy wojskowe czy budowaną elektrownię jądrową. Z drugiej strony na ich spotkanie pędzą antyrakiety systemu Patriot. Nad Półwyspem Arabskim trwa wojna, której pilnie przygląda się wiele państw. Może wstrząsnąć regionem, ale też przydać się Polsce w kontekście obrony przed rosyjskimi iskanderami.
Wojna nad półwyspem jest mało widoczna. Co jakiś czas zawyje alarm, z baterii przeciwrakietowej w czarne nocne niebo wystartuje z rykiem kilka ognistych punktów, po czym kilkanaście sekund później gdzieś wysoko pojawi się rozbłysk i nadejdzie głuchy huk. Czasem tego rozbłysku nie będzie i dojdzie do silnego wybuchu na ziemi. Wszystko potrwa nie więcej niż minutę. Tak w praktyce wygląda działanie systemów antyrakietowych próbujących zestrzeliwać nadlatujące rakiety balistyczne. Tak może to wyglądać, gdyby polskie wojsko kiedykolwiek musiało użyć systemów Patriot. Mają one zostać zakupione w ramach programu Wisła. To, co się dzieje nad Arabią Saudyjską może więc być źródłem ważnych doświadczeń dla Polaków.
Reakcja na interwencję
Państwa arabskie, a głównie Saudowie, muszą się bronić przed skutkami wojny domowej, którą same rozgrzały do czerwoności. Interweniując w 2015 roku w Jemenie, zaangażowały się w konflikt trwający do dzisiaj. Konflikt nie wygląda też na taki, który może szybko się skończyć. Ich głównym wrogiem jest bardzo silne plemię Hutich, które w przeszłości toczyło już wojny z Saudami. Zazwyczaj były to mało intensywne wojny podjazdowe, partyzanckie, toczące się na pustynnym i górzystym pograniczu Arabii Saudyjskiej oraz Jemenu. Tym razem reguły gry uległy jednak istotnej zmianie. Partyzanckie bojówki Hutich, uzbrojone zazwyczaj w kałasznikowy, granatniki RPG-7, biegające w klapkach czy trampkach i jeżdżące cywilnymi półciężarówkami, dysponują rakietami balistycznymi i manewrującymi, którymi systematycznie atakują państwa arabskie. Taka "rakietowa partyzantka" jest możliwa z dwóch powodów. Do Hutich na początku wojny domowej przyłączyło się wielu byłych wojskowych, wspierających byłego dyktatora Ali Saleha (zabitego w ostatnich dniach przez Hutich po tym, jak doszło do rozłamu). Dysponowali wiedzą, umiejętnościami i ograniczonym arsenałem poradzieckich rakiet balistycznych.
Jednak, co ważniejsze, Hutich wspiera arcywróg Arabii Saudyjskiej - Iran. Dzisiaj wszystkie nagrania i zdjęcia rakiet odpalanych w stronę Saudów pokazują konstrukcje irańskie. Rywalizacja obu regionalnych potęg przeniosła się w ten sposób na niebo nad Arabią Saudyjską. Oznacza to też ryzyko poważniejszego zaognienia sytuacji w regionie. Co by było, gdyby któryś z pocisków balistycznych przedarł się przez obronę i spadł na saudyjską stolicę, zabijając kilkuset cywilów, a w kraterze znaleziono szczątki rakiety o wyraźnie irańskim rodowodzie?
Głowica spadła na główne lotnisko
Ryzykowna wymiana ognia trwa już dwa lata. - Po raz pierwszy mamy do czynienia z tak długotrwałymi działaniami tego rodzaju - mówi tvn24.pl Marcin Niedbała, publicysta miesięcznika "Nowa Technika Wojskowa". Nie ma jednak pewnych i wiarygodnych danych na ten temat. Według Niedbały nieoficjalnie mówi się o około 300 odpaleniach rakiet z Jemenu. Oznacza to średnio jeden atak co 2-3 dni.
W większości na Arabię Saudyjską lecą niewielkie pociski balistyczne o zasięgu kilkuset kilometrów. Czasem ataki następują przy pomocy średnich rakiet, które mogą przelecieć około tysiąca kilometrów. Używając takich, Huti mogą dokonywać prestiżowych ataków na saudyjską stolicę - Rijad. Ostatnio taki przeprowadzili na początku listopada. Saudowie nazwali go "deklaracją wojny" ze strony Iranu.
Ten konkretny pocisk według oficjalnych zapewnień został przechwycony przez baterię systemu Patriot stojącą niedaleko portu lotniczego. W sieci są nawet amatorskie nagrania odpalenia czterech antyrakiet. Według nowej analizy opublikowanej w dzienniku "New York Times" przechwycenie nie było jednak całkiem udane. Szczątki rakiety spadły na jedną z dzielnic metropolii, a głowica eksplodowała na terenie lotniska międzynarodowego, szczęśliwie nikomu nie robiąc krzywdy. Według "NYT" rzuca to cień na oficjalne zapewnienia o wysokiej skuteczności systemów antyrakietowych Patriot. Jak zaznacza Niedbała, jest teoretycznie możliwe, że antyrakieta trafiła nadlatujący pocisk, ale nie zniszczyła głowicy, która w sposób niekontrolowany spadła na ziemię i wybuchła. Nie wiadomo bowiem, w co celowali Huti. Po fakcie twierdzili, że w lotnisko, ale rakiety przez nich wykorzystywane są tylko umownie celne. Teoretycznie trafią gdzieś w promieniu kilometra od celu, ale w praktyce może być jeszcze gorzej.
300 ataków
Podobnie jak nie ma wiarygodnych informacji na temat liczby rakiet odpalonych przez Hutich, nie ma danych na temat działań obrony. - Nieoficjalnie mówi się o 150-160 skutecznych przechwyceniach - stwierdza Niedbała. Na początku października 2017 roku producent systemów Patriot, koncern Raytheon, oficjalnie mówił o "ponad stu" przechwyceniach w wykonaniu państw arabskich. Te dane wywołały zaskoczenie, ponieważ wcześniej Saudowie oficjalnie podawali znacznie mniejsze liczby, prawdopodobnie ukrywając skalę ataków z Jemenu. Jak zaznacza Niedbała, Saudowie używają do obrony głównie starszych rakiet GEM-T. Niszczą cel, wybuchając w jego pobliżu, a nie trafiając go bezpośrednio. W ten sposób znacznie trudniej być pewnym zniszczenia głowicy. Tak mogło się stać na początku listopada nad Rijadem. Rakieta GEM-T mogła eksplodować blisko nadlatującej rakiety i rozerwała ją na kawałki, jednak nie zdołała zniszczyć głowicy. Dopiero od kilku miesięcy Saudowie mają otrzymywać znacznie bardziej zaawansowane antyrakiety PAC-3, ale nie ma informacji o ich użyciu. Te trafiają bezpośrednio, nie wybuchają, dzięki czemu z większym prawdopodobieństwem niszczą głowicę i skutecznie bronią celu. W obliczu tak ograniczonych danych trudno oszacować, jaka jest właściwie skuteczność systemów Patriot w obronie antyrakietowej. - Na pewno nikt oficjalnie nie stwierdzi, że są stuprocentowo skuteczne - mówi Niedbała.
Część z trzystu odpalonych jemeńskich rakiet mogła lecieć na pustynię, więc została zignorowana, inne mogły lecieć na cenne obiekty, więc w ich kierunku odpalono wiele antyrakiet, tak dla pewności. Tak jak stało się to w Rijadzie, gdzie w kierunku jednej rakiety odpalono co najmniej cztery antyrakiety.
Cenne informacje też dla Polski
Wojna nad Arabią Saudyjską jest pilnie obserwowana przez wiele państw. - To bardzo wartościowe dane dla wszystkich użytkowników patriotów - mówi Niedbała. Jednym z nich ma być w przyszłości Polska, która jest bliska podpisania umowy na systemy Patriot z Raytheonem. Jednym z ich zadań ma być obrona przed uderzeniami rosyjskich rakiet balistycznych. Polska planuje nabyć jednak nowszą wersję patriotów niż te, które obecnie są wykorzystywane przez Saudów. Jak zaznacza Niedbała, najciekawsze informacje wynikające z wojny nad Arabią Saudyjską będą dotyczyć długotrwałego bojowego wykorzystywania systemów. Zaznacza jednak, że potencjalny konflikt w Polsce i obrona przed Rosją to coś zupełnie innego. Będzie znacznie bardziej intensywny, a systemy Patriot będą musiały być ukryte i często zmieniać pozycje, aby uniknąć wykrycia oraz zniszczenia. Coś takiego Saudom teraz nie grozi.
Między innymi z tego powodu polskiemu MON bardzo zależy na nowym systemie dowodzenia IBCS. Daje on znacznie większą elastyczność. Jednak jest też drogi i jeszcze nieukończony, co znacznie komplikuje cały program Wisła.
Ciągła eskalacja
W ostatnich dniach Huti wprowadzili nową jakość do wojny nad Arabią Saudyjską. Pokazali pierwsze odpalenie rakiety cruise, manewrującej, czyli lecącej znacznie wolniej niż balistyczne, ale na małej wysokości. Znacznie trudniej ją wykryć i przechwycić.
Ta konkretna rakieta, prawdopodobnie irańska kopia radzieckiej Ch-55 o nazwie Soumar, miała być wymierzona w budowaną elektrownie jądrową na terenie Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Nie doleciała jednak do celu. Miała ulec awarii gdzieś po drodze.
Użycie takiej broni zwiastuje jednak nowe problemy dla Saudów i sprzymierzonych z nimi mniejszych państw Półwyspu Arabskiego. - Może być potencjalnie groźniejsza niż te rakiety balistyczne - mówi Niedbała. Ze względu na wspomniane trudniejsze wykrycie w locie.
Wojna na rakiety zaostrza się i może mieć nieprzewidywalne konsekwencje.
Nie można wykluczyć tego, że, któregoś dnia Huti trafią w coś ważnego.
Autor: Maciej Kucharczyk/adso / Źródło: tvn24.pl