Efektem złożonej przez premiera Davida Camerona obietnicy rozpisania referendum ws. przyszłości Wielkiej Brytanii w UE jest tzw. brukselskie odbicie jego partii w sondażach. Przewaga opozycyjnej Partii Pracy nad torysami zmniejszyła się do 6 pkt proc.
Z sondażu instytutu ComRes opublikowanego w tygodniku "Independent on Sunday" wynika, że poparcie dla laburzystów deklaruje 39 proc. wyborców, a dla konserwatystów 33 proc. Jeszcze miesiąc temu różnica między tymi partiami wynosiła 11 pkt proc.
W wygłoszonym w środę przemówieniu Cameron zapowiedział, że w świetle planów zacieśniania integracji europejskiej będzie zabiegał o renegocjację warunków brytyjskiego członkostwa w UE, a wynik podda pod głosowanie w referendum.
"Independent on Sunday" zauważa, że wzrost poparcia dla torysów nie nastąpił kosztem Partii Pracy, której notowania nie zmieniły się w porównaniu z poprzednim miesiącem, lecz skrajnie eurosceptycznej Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP), która straciła 4 pkt proc. poparcia.
"Nigdy nie powie nigdy"
Tymczasem Partia Pracy daje do zrozumienia, że jej stosunek do referendum nie jest czarno-biały. Rzecznik laburzystów ds. finansów Ed Balls w wywiadzie dla "Independent on Sunday" zaznaczył, iż osobiście nie mówi, że referendum unijne w ogóle nie wchodzi w grę.
Z kolei lider partii Ed Miliband oświadczył początkowo, że jego partia nie chce referendum, w którym pytanie dotyczyłoby wyjścia lub pozostania w UE. Następnie wyjaśnił, że Partia Pracy "nigdy nie powie nigdy" dla referendum, gdyby miało w nim chodzić nie o członkostwo jako takie, lecz o jego warunki.
Większość ankietowanych przez ComRes - 57 proc. - sądzi, że W. Brytania powinna wystąpić z UE, jeśli nie uda jej się odzyskać części prerogatyw. 21 proc. jest przeciwnego zdania i 21 proc. nie ma w tej sprawie opinii.
Autor: abs\mtom / Źródło: PAP