W swoim ostatnim przemówieniu na sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ prezydent USA Barack Obama przestrzegł świat przed odwrotem od współpracy międzynarodowej i zamykaniem granic. Podkreślił, że grozi to destabilizacją i nowymi wojnami.
Rozwiązaniem narastających problemów globalnej społeczności - przekonywał prezydent USA - nie jest protekcjonizm, nacjonalizm ani autorytaryzm, tylko doskonalenie liberalnej demokracji i dążenie do bardziej sprawiedliwego podziału bogactwa.
Wygłoszone we wtorek przemówienie było pełną pasji polemiką z trendami w krajach wysoko rozwiniętych: falą prawicowego populizmu, dezintegracją Unii Europejskiej w następstwie Brexitu i popularnością republikańskiego kandydata w wyborach w USA Donalda Trumpa, który zapowiada budowę muru na granicy i głosi potrzebę "zastąpienia globalizmu amerykanizmem". Prezydent krytykował także rosnący autorytaryzm na świecie – czyniąc aluzję do Rosji i Chin.
Sukcesy ośmiu lat prezydentury
Obama wyliczył najpierw to, co uznał za sukcesy swojej kończącej się wkrótce prezydentury na arenie międzynarodowej: porozumienie nuklearne z Iranem, zlikwidowanie wielu ognisk terroryzmu i normalizację stosunków z Kubą.
Przyznał jednak, że świat boryka się z coraz bardziej dramatycznymi problemami, jak załamania systemów finansowych, kryzys z uchodźcami uciekającymi z ogarniętych wojnami domowymi krajów Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej oraz regres demokracji. - Zbyt wiele rządów tłumi opozycję, wolność słowa i podsyca gniew przeciw mniejszościom rasowym i religijnym - powiedział. Zwrócił uwagę, że paradoksem jest, że chociaż po zakończeniu zimnej wojny więcej narodów żyje zamożniej i swobodniej, to jednocześnie tak wielu ludzi "nie ma poczucia bezpieczeństwa i nie ufa instytucjom". - Rządzenie w tych warunkach jest trudniejsze - powiedział prezydent. Społeczność międzynarodowa - mówił – stoi teraz przed wyborem: kontynuować i pogłębiać współpracę między krajami albo "wycofać się do świata bardziej podzielonego". Zdaniem prezydenta wybór jest oczywisty, bo mimo wszystko na świecie obserwujemy więcej procesów pozytywnych niż negatywnych. - Musimy iść do przodu, a nie cofać się. Integracja globalnej gospodarki uczyniła życie lepszym i łatwiejszym dla milionów ludzi. (…) Człowiek urodzony dzisiaj będzie prawdopodobnie żył dłużej i zdrowiej, niż ktoś urodzony wcześniej. Liczba państw demokratycznych na świecie prawie się podwoiła w ciągu ostatnich 20 lat - oświadczył Obama. - Mówię to nie dlatego, by proponować samozadowolenie, tylko żeby nie schodzić z drogi, która zapewniła postęp - dodał.
"Poczucie niesprawiedliwości podważa zaufanie"
Obama przyznał jednak, że trzeba skorygować politykę, aby wyeliminować kryzysowe zjawiska – a przede wszystkim starać się zmniejszyć rosnące nierówności materialne. - Trzeba spowodować, by owoce globalnej gospodarki były dzielone bardziej sprawiedliwie. Świat, w którym jeden procent ludzkości sprawuje kontrolę nad pomyślnością reszty, nigdy nie będzie stabilny. Podstawowe poczucie niesprawiedliwości podważa zaufanie ludzi - powiedział. Obama nie przedstawił tu jednak żadnych konkretnych propozycji. Powtórzył tylko apel, by nie wracać do protekcjonizmu, i przestrzegł, że "gospodarka oparta na centralnym planowaniu (czyli komunistyczna) to droga w ślepą uliczkę". Wezwał także do wcielenia w życie zeszłorocznego porozumienia z Paryża o redukcji gazów cieplarnianych, aby zapobiec katastrofalnym potencjalnie zmianom klimatu na Ziemi.
"Ameryka nie może narzucać innym, jak mają się rządzić"
Wygłosił następnie gorącą pochwałę liberalnej demokracji. Powiedział, że "Ameryka nie może narzucać innym, jak mają się rządzić", ale podkreślił, że dla demokracji nie ma lepszej alternatywy - należy ją jedynie ulepszać. - Niektórzy tęsknią za silnym człowiekiem, ale ja uważam, że nie mają racji - powiedział. Autorytaryzm - kontynuował - zmusza do trwałego tłumienia wolności albo do "szukania kozłów ofiarnych za granicą, co może prowadzić do wojny". Obama przypomniał wyswobodzenie się krajów dawnego bloku sowieckiego i zwrócił uwagę, że te z nich, które wybrały demokrację, poczyniły dużo szybsze postępy w rozwoju gospodarki i społeczeństwa. - Ludzie na Ukrainie nie wyszli na ulicę z powodu jakiejś intrygi zrodzonej za granicą, tylko dlatego, że ich rząd był na sprzedaż. Domagali się zmian, bo widzieli, że ludziom w krajach bałtyckich i w Polsce – krajach bardziej liberalnych, demokratycznych i otwartych niż ich własny - żyje się lepiej - powiedział. Obama przyznał, że demokracja w USA "nie jest bez skaz", przypomniał, jak wypacza ją ogromna rola pieniędzy w polityce, ale podkreślił, że "historia jest po stronie" tego właśnie systemu. Szczególny nacisk położył na nieodzowny w nim element liberalizmu, a więc prawa jednostki i mniejszości, tolerancję i otwartość na innych. - Musimy odrzucić wszelkie formy fundamentalizmu, rasizmu i przekonania o wyższości pewnych grup etnicznych, co czyni nasze tradycyjne tożsamości niekompatybilnymi z nowoczesnością. Musimy popierać tolerancję, która wynika z szacunku dla wszystkich ludzi - oświadczył. Obama przyznał, że "globalna integracja doprowadziła do zderzenia kultur", co podważa przywiązanie społeczeństw do tradycyjnych tożsamości związanych z narodem, religią, grupą etniczną itp. - Nie wierzę jednak, że postęp będzie możliwy, jeżeli nasze pragnienie zachowania tych tożsamości prowadzi do impulsu, by dehumanizować innych lub dominować nad nimi. Jeżeli nasza religia skłania nas do prześladowania innych wyznań, jeśli więzimy albo bijemy kogoś, bo jest gejem, jeśli tradycje nie pozwalają posłać dziewcząt do szkoły, wtedy kruche więzi cywilizacji będą się rwać - powiedział. - Widzimy ten sposób myślenia w zbyt wielu regionach Bliskiego Wschodu - dodał. Obama wezwał do kontynuacji wielostronnej współpracy międzynarodowej, podkreślając, że "wszyscy jesteśmy udziałowcami w systemie międzynarodowym". Wyraził przekonanie, że Ameryka nadal będzie starała się przewodzić tej multilateralnej współpracy, ponieważ "jest siłą na rzecz dobra". Obecnie – zaznaczył – należy szczególnie współpracować na rzecz pomocy dla uchodźców. Niektóre państwa – powiedział – robią tu "to, co powinny", ale inne – zaznaczył – mogłyby zrobić dużo więcej. Nie wymienił, jakie ma na myśli.
Autor: tmw\mtom / Źródło: PAP