Płetwonurkowie wchodzący w skład ekipy ratunkowej, która przeszukuje zatopiony prom w poszukiwaniu żywych pasażerów, dostrzegli ciała trzech kolejnych ofiar - podała w sobotę południowokoreańska straż wybrzeża. Od zatonięcia promu mijają trzy dni. Z każdą godziną maleją szanse na znalezienie żywych ludzi.
Nurkowie dostrzegli przez okno w podtopionej kabinie pasażerskiej trzy ciała pływające w wodzie wewnątrz kadłuba promu. Straż wybrzeża poinformowała, że nurkowie nie zdołali sforsować szkła i nie byli w stanie uwolnić ciał.
Dodano, że właśnie w tym rejonie statku najprawdopodobniej zostało uwięzionych najwięcej pasażerów.
Jak podały południowokoreańskie władze, akcja jest mocno utrudniona przez silne pływy morskie.
Według najnowszych danych wypadek spowodował 29 ofiar śmiertelnych. 274 osoby uważa się za zaginione.
Gwałtownie skręcili?
Niektóre media, powołując się na relacje świadków, podają, że na chwilę przed tragedią statek wykonał gwałtowny skręt. Najprawdopodobniej spowodowało to przesunięcie ładunku i wywrotkę na pełnym morzu.
W chwili tragedii kapitana nie było na mostku, a promem sterował niedoświadczony trzeci kapitan. Władze Korei Południowej aresztowały już 69-letniego kapitana i jego podwładnych.
Najtragiczniejsza katastrofa od lat
Prom wypłynął z portu Inczhon, pod Seulem, we wtorek. Wyruszył stamtąd z opóźnieniem, które spowodowane było gęstą mgłą. W niewyjaśnionych okolicznościach przewrócił się u południowo zachodnich brzegów Korei Południowej, ok. 3 km na południowy zachód od wyspy Gwanmae. Tonął dwie godziny. Część kadłuba wciąż wystaje z wody. Akcję ratunkową podjęto natychmiast.
Była to jedna z najtragiczniejszych morskich katastrof w Korei Południowej w ciągu ostatnich 20 lat.
Prom o wyporności 6 586 ton pływał z Inczhonu na Czedżu dwa razy w tygodniu. Został zbudowany w 1994 roku w Japonii. Południowokoreańska firma Chonghaejin Marine Co. kupiła statek pod koniec 2012 r. Jednostka ta mogła zabrać na pokład ponad 900 pasażerów, 180 pojazdów i 150 kontenerów.
Autor: pk/tr / Źródło: Reuters