Mija 10 lat od porwania 276 uczennic z Chibok. Jedna z ocalonych: jestem głęboko nieszczęśliwa

Źródło:
BBC, CNN, The New York Times, TVN24.pl
Szkoła w Chibok po ataku dżihadystów z Boko Haram
Szkoła w Chibok po ataku dżihadystów z Boko Haram Reuters Archive
wideo 2/3
julia

Mija 10 lat od jednego z najgłośniejszych masowych uprowadzeń w historii Nigerii, kiedy to bojownicy Boko Haram porwali 276 dziewcząt ze szkoły w Chibok. Do dziś 82 z nich uznaje się za zaginione. Te, którym udało się uciec, opowiadają, przez co przeszły i jak wygląda ich życie po uwolnieniu z rąk porywaczy. - Jestem głęboko nieszczęśliwa - wyznaje jedna z ocalonych Nigeryjek.

W nocy z 14 na 15 kwietnia 2014 roku dżihadyści z Boko Haram, stawiający sobie za cel walkę z zachodnią edukacją, zaatakowali liceum w Chibok we wschodniej Nigerii. Uprowadzili z placówki 276 dziewcząt w wieku od 12 do 17 lat. Niektórym udało się uciec kilka godzin po porwaniu, wyskakując z ciężarówek, którymi je wieziono. Ostatecznie w ręce porywczy trafiło 219 uczennic.

W kolejnych latach część z nich uciekła, część została uwolniona w ramach prowadzonych przez rząd negocjacji. Do dziś 82 pozostają zaginione. O ich odbicie mimo upływu lat starają się przedstawiciele ruchu #BringBackOurGirls, wspieranego m.in. przez  Michelle Obamę.

Amina Ali uciekła z dwumiesięczną córką

Pierwszą dziewczyną, którą udało się uwolnić spod kontroli Boko Haram, była Amina Ali. - Pamiętam, że myślałam: "nawet jeśli spędzę 10 lat (jako zakładniczka), któregoś dnia uda mi się uciec" - wspomina w rozmowie z BBC Nigeryjka. Obóz w lesie Sambisa, gdzie była przetrzymywana, opuściła wiosną 2016 roku. Uciekła z niego wraz z dwumiesięczną córką i mężczyzną, do poślubienia którego przymusili ją członkowie Boko Haram.

Już po odzyskaniu wolności Amina Ali spotkała się z ówczesnym prezydentem Nigerii Muhammadu Buharim. Opisując przebieg tej rozmowy BBC, 27-letnia Nigeryjka podkreśliła, że obiecano jej wówczas lepsze życie. - (Prezydent mówił), że zaopiekuje się (porwanymi z Chibok) i wyśle nas do szkoły, nasze dzieci też - wspomina kobieta. Przyznaje jednak, że jej rzeczywistość jest odmienna od tego, co jej przyrzeczono.

ZOBACZ TEŻ: Porywacze pokazali uprowadzone uczennice. "Są nadal w naszych rękach"

Amina Ali podczas spotkania z prezydentem Nigerii Muhammadu Buharim, 2016 rok. PAP/EPA

Męża Amina Ali ostatni raz widziała osiem lat temu, kiedy został zatrzymany przez nigeryjskie wojsko. Córkę wychowuje więc samotnie. Mieszkają obecnie w Yola, mieście oddalonym od Chibok o pięć godzin jazdy samochodem. Wynajmują tam mały pokój, bez toalety, którą dzielą z innymi mieszkańcami budynku. Za kuchnię służy im ustawione przed nim palenisko. Na utrzymanie siebie i córki Ali otrzymuje od rządu 20 tysięcy nair miesięcznie, równowartość niecałych 70 złotych.

Wbrew wcześniejszym zapewnieniom na edukację dziecka 27-latka nie dostaje żadnych środków. Naukę opłaca dzięki pracy na roli. Łączy ją ze studiami na uniwersytecie. Tego, że "jest ciężko", nie kryje. - Co mogę zrobić? (...) Nie mam nikogo - mówi BBC.

Krytycznie działania rządu ocenia też inna rozmówczyni portalu, Rakiya Gali. Podobnie jak Amina Ali, ona też uciekła z kontrolowanego przez Boko Haram lasu z urodzonym tam dzieckiem. I podobnie jak Amina Ali, nie otrzymuje wsparcia na edukację. - Rząd jest wobec nas niesprawiedliwy. Wie, że wróciłyśmy z lasu (Sambisa) z dziećmi. Jeśli on nie może nam pomóc, to kto nam pomoże? - pyta.

ZOBACZ TEŻ: "Będę szczęśliwy, jeśli jeszcze zobaczę moje córki"

Lisu: żałuję, że wróciłam

Krytyczna wobec rządu jest też Lisu (imię zmienione), która po powrocie z lasu Sambisa skorzystała z rządowego programu rehabilitacji, a obecnie wraz z innymi porwanymi z Chibok mieszka w prowadzonym przez lokalne władze ośrodku. - Żałuję, że wróciłam - wyznaje BBC. Wydzielane przez placówkę racje żywności, środków czystości czy innych podstawowych produktów są niewystarczające. Personel ośrodka z kolei ściśle kontroluje podopieczne, ogranicza ich wolność i niejednokrotnie dopuszcza się wobec nich przemocy - mówi.

Władze zaprzeczają prawdziwości jej zarzutów. Kobieta podkreśla jednak, że "jest głęboko nieszczęśliwa". - W obozie Boko Haram miałam więcej wolności niż tu - dodaje.

Saratu Dauda nie chciała opuszczać dżihadystów

Czas spędzony wśród bojowników podobnie ocenia Saratu Dauda. Rozmawiając z "The New York Times", 26-latka przekonuje, że miała tam zapewnione wszystko, czego potrzebowała, i była otoczona ludźmi, którzy "troszczyli się o siebie jak rodzina". Kobieta wyszła tam za jednego z członków ugrupowania. Przeszła też na islam i zmieniła imię na Aisha.

Gdy w 2017 roku rząd Nigerii wynegocjował uwolnienie części dziewcząt z Chibok, Dauda odmówiła opuszczenia dżihadystów. Do ucieczki skłoniła ją dopiero późniejsza śmierć lidera Boko Haram i powiązane z nią obawy o bezpieczeństwo. Obecnie kobieta mieszka w Nigerii wraz z poślubionym w lesie Sambisa mężem i dwoma córkami nazwanymi na cześć koleżanek ze szkoły: 5-letnią Zannirą i 7-letnią Sa'adatu.

ZOBACZ TEŻ: Trzy lata temu porwali je dżihadyści. Niektóre odmówiły powrotu do domu

Czym jest Boko Haram?

Początki Boko Haram sięgają 1995 roku. Nazwa grupy w wolnym tłumaczeniu oznacza "zachodnia cywilizacja jest zabroniona". Jej przedstawiciele od blisko 15 lat angażują się w walkę z nigeryjskim rządem, zwłaszcza w północo-wschodniej części kraju. Sprzeciwiają się całości europejskiego dziedzictwa kulturowego, w tym ukształtowanemu w jego ramach systemowi edukacji. Żądają utworzenia kalifatu, ustanowienia szariatu powszechnie obowiązującym prawem, usunięcia z Nigerii przedstawicieli świata zachodniego, a także zniszczenia wszelkich obecnych tam wytworów kultury anglosaskiej - opisuje w opublikowanym przez Biuro Analiz Sejmowych tekście afrykanista dr Błażej Popławski.

Zgodnie z szacunkami organizacji The Global Centre for the Responsibility to Protect (GCR2P) w wyniku ataków Boko Haram tylko między 2009 a 2020 rokiem zginęło ponad 35 tysięcy osób. Działania członków bojówek obejmują: samobójcze zamachy bombowe, uprowadzenia, tortury, gwałty, przymusowe małżeństwa, rekrutację dzieci jako żołnierzy, a także ataki wymierzone w infrastrukturę rządową, tradycyjnych i religijnych przywódców oraz ludność cywilną - wylicza GCR2P.

ZOBACZ TEŻ: ONZ wpisało Boko Haram na listę organizacji terrorystycznych

Autorka/Autor:jdw

Źródło: BBC, CNN, The New York Times, TVN24.pl

Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA