Policja w Berlinie tylko pozorowała zleconą przez prokuraturę federalną obserwację Tunezyjczyka Anisa Amriego, który w grudniu 2016 roku dokonał zamachu na uczestników jarmarku bożonarodzeniowego w Berlinie zabijając 12 osób - podała telewizja RBB.
Prokuratura federalna nakazała w lecie 2016 roku obserwację Amriego, zalecając śledzenie go zarówno ze względu na podejrzenie o terroryzm, jak również ze względu na handel narkotykami. Sędzia śledczy nakazał kontynuowanie śledztwa do 21 października. Jak twierdzi RBB, powołując się na ustalenia dziennikarzy śledczych ARD, berlińska policja przerwała na własną rękę inwigilację podejrzanego.
By to ukryć, jeden z funkcjonariuszy Landowego Urzędu Kryminalnego (LKA) w sporządzonej 20 października notatce napisał, że wywiadowcy nie stwierdzili prowadzenia przez Amriego handlu narkotykami. W tym czasie nie prowadzono jednak żadnej obserwacji - pisze RBB na swojej stronie internetowej.
Był powód do zatrzymania Amriego
Szef MSW landu Berlin Andreas Geisel poinformował dwa tygodniu temu opinię publiczną o podejrzeniu manipulowania dokumentami w sprawie Amriego. Izba Deputowanych (berliński parlament) zdecydowała o powołaniu komisji śledczej. Komisja ma rozpocząć pracę na początku lipca. Zdaniem Geisela policja powinna była aresztować Amriego już w listopadzie, zanim zdecydował się na zamach, gdyż handel środkami odurzającymi był wystarczającym powodem do zatrzymania. Szef berlińskiego MSW złożył zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez dwóch funkcjonariuszy LKA. 19 grudnia 2016 roku Amri porwał ciężarówkę i po zastrzeleniu w szoferce polskiego kierowcy Łukasza Urbana wjechał w tłum na jarmarku bożonarodzeniowym w centrum Berlina. W zamachu zginęło łącznie 12 osób, a ponad 50 zostało rannych. Terrorystę, który zbiegł z miejsca przestępstwa, zastrzelili cztery dni później pod Mediolanem włoscy policjanci.
Autor: arw//kg / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia-CC-BY-2.0 | Andreas Trojak