28-letnia Christiane K. została skazana na karę dożywotniego więzienia za zabójstwo pięciorga swoich dzieci w wieku od roku do ośmiu lat. Biegli powołani w tej sprawie potwierdzili pełną odpowiedzialność oskarżonej. Wyrok wydał sąd okręgowy w Wuppertalu na zachodzie Niemiec.
Na rozprawie w czwartek sędzia Jochen Koetter mówił o tragedii, która wydarzyła się we wrześniu ubiegłego roku w mieście Solingen w zachodnich Niemczech. Orzekł, że dzieci - Melina, Leonie, Sophie, Timo i Luca - zginęły z rąk matki. Najstarszy, 11-letni syn kobiety przeżył, ponieważ matka wysłała go wcześniej do babci.
- Matka zabiła pięcioro dzieci, najpierw je odurzając, a następnie topiąc je lub dusząc - powiedział prokurator, przedstawiając zarzuty. Po dokonaniu zabójstwa kobieta rzuciła się pod pociąg na dworcu głównym w Duesseldorfie, 35 kilometrów od Solingen, ale przeżyła.
Ciała dzieci znaleziono w łóżkach
Według śledczych bezpośrednią przyczyną, która pchnęła kobietę do popełnienia zbrodni, było zdjęcie, na którym jej mąż miał u boku nową partnerkę. 28-latka po zobaczeniu fotografii napisała mężowi na czacie, że nie zobaczy już więcej swoich dzieci.
Ciała dzieci znaleziono 3 września 2021 roku, przykryte w ich łóżkach. Kobieta twierdziła, że nieznana osoba weszła do jej mieszkania, związała ją, zmusiła do napisania wiadomości internetowej i zabiła jej dzieci. Obrońca oskarżonej 28-latki wnosił o uniewinnienie swojej klientki.
Powołani przez sąd biegli potwierdzili pełną odpowiedzialność oskarżonej. Nie znaleźli dowodów na poważne zaburzenia psychiczne - informuje "Frankfurter Allgemeine Zeitung".
"Widziałem policję, lekarzy i sąsiadów. Wszyscy płakali i byli w szoku"
Zabójstwo wywołało szok i szereg komentarzy, nie tylko w lokalnej społeczności Solingen, ale w całym kraju. Burmistrz Solingen Tim Kurzbach mówił po ujawnieniu, że zbrodnia uderzyła go "prosto w serce". - Dla osób, które są rodzicami, tak jak ja, to szczególnie niezrozumiałe i okropne - powiedział tuż po tym, jak znaleziono ciała zamordowanych dzieci.
- Widzieliśmy, jak policja i strażacy przyjechali na miejsce zdarzenia. Wyważyli drzwi. Niestety, było za późno. Widziałem policję, lekarzy i sąsiadów. Wszyscy płakali i byli w szoku - relacjonował sąsiad rodziny.
- Policja zawsze zjawia się na miejscu, dopiero gdy coś się wydarzy. Od znajomych słyszałam, że często w tym mieszkaniu było słychać krzyki, kłótnie. Policja była tam kilka razy w tygodniu - mówiła w rozmowie z dziennikarzami kobieta, która mieszka w okolicy.
Źródło: PAP