- Europa, która precyzyjnie instruuje kalabryjskiego rybaka, jak ma łowić tuńczyka, a następnie odwraca wzrok, gdy w morzu pływają martwe ciała, nie może się nazywać cywilizowaną – mówił w czerwcu premier Włoch Matteo Renzi. Do wybrzeży jego kraju dotarła w tym roku rekordowa liczba 100 tys. imigrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu. Wielu z nich uniknęło śmierci dzięki włoskiej operacji ratunkowej Mare Nostrum. Ale Włosi mają dość ponoszenia kosztów swojej gościnności i apelują o wsparcie do pozostałych państw UE. Wraz z nimi inne kraje Południa.
Marzec 2014 - włoska marynarka w ciągu dwóch dni uratowała u wybrzeży Sycylii 2400 imigrantów usiłujących dostać się do Europy. Przybysze podróżowali stłoczeni w 13 przeładowanych łodziach. Na pokładzie było wiele kobiet i dzieci. Większość pasażerów pochodziła z Somalii i Erytrei. – Jeszcze nigdy nie mieliśmy do czynienia z 13 łodziami naraz, zwłaszcza w marcu – załamywał ręce Flavio di Giacomo z Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji. – To dopiero początek. Spodziewamy się, że będzie ich przypływać coraz więcej – dodaje rzecznik włoskiej straży przybrzeżnej Filippo Marini. Miał rację: wkrótce zaczęły się wakacje, okres sprzyjającej pogody, którą zdesperowani imigranci wykorzystują, by podjąć ryzykowną przeprawę przez Morze Śródziemne.
Lipiec 2014 - służby maltańskie i włoskie znalazły ciała 30 osób. Zostały zamknięte w ładowni stateczku, na którego pokładzie tłoczyło się 560 imigrantów, w większości z Syrii. Policja w sycylijskiej Mesynie, dokąd trafili ci, którym udało się przetrwać podejrzewała, że 110 innych osób zostało wypchniętych do morza lub zabitych przez współpasażerów. Jak relacjonowali świadkowie, stateczkowi groziło zatonięcie, a na pokładzie wybuchła panika. Doszło do kłótni pomiędzy tymi, którzy chcieli płynąć dalej, a pasażerami, którzy apelowali, by zawrócić do Tunezji, skąd wyruszyli. W panującym chaosie część osób zadźgano, inni zostali wyrzuceni za burtę.
Sierpień 2014 - w ciągu jednego weekendu włoskie wojsko uratowało ponad 3800 imigrantów, wśród nich wiele dzieci. Nie wszyscy mieli jednak tyle szczęścia: w pobliżu wyspy Lampedusa znaleziono ciała 25 osób. Przeładowana łódź, którą płynęli z Afryki, wywróciła się. Nie sposób oszacować, ilu pasażerów zginęło. Komisja Europejska ogłosiła, że jest „wstrząśnięta nowymi tragediami na morzu”.
Tragedia, która miała się już nie powtórzyć
To tylko skrawek dramatu, który przez całe wakacje opisywały włoskie media. Po tragedii u wybrzeży Lampedusy, gdzie w październiku 2013 r. utonęło niemal czterystu imigrantów – w większości Erytrejczyków - społeczność międzynarodowa przecierała oczy ze zdumienia. Unijna komisarz ds. wewnętrznych Cecilia Malmstroem była „przerażona”, a szef Parlamentu Europejskiego Martin Schulz oświadczył, że to „skandal, iż UE tak długo pozostawiała Włochy same z problemem napływu uchodźców”. Na Lampedusę pognali dziennikarze największych światowych mediów, by relacjonować dramat tysięcy osób stłoczonych w ośrodkach dla uchodźców, a politycy zapewniali, że podobne tragedie już więcej się nie wydarzą.
Wsparcie Brukseli okazało się jednak symboliczne. Były rozmowy unijnych przywódców na temat potrzeby zmian w polityce imigracyjnej i azylowej Wspólnoty, dyskusje o potrzebie lepszej współpracy z krajami sąsiadującymi z UE i wreszcie dodatkowe 30 mln euro dla Włochów na poprawę warunków w ośrodkach dla uchodźców. Konkretne działania patrolująco-ratunkowe Rzym musiał jednak podjąć na własną rękę.
To właśnie na Włoszech spoczywa największa odpowiedzialność za imigrantów usiłujących dostać się drogą morską do Europy, bo tzw. centralna trasa śródziemnomorska wybierana jest przez nich najchętniej. W tym roku do końca sierpnia do włoskiego wybrzeża dotarła rekordowa liczba ponad 100 tys. osób. Przeżyli w dużej mierze dzięki prowadzonej przez Włochów operacji wojskowo-humanitarnej Mare Nostrum, rozpoczętej właśnie po tragedii na Lampedusie. Uczestniczą w niej m.in. siły marynarki, lotnictwa, służby celnej czy straży przybrzeżnej. Włoska marynarka dostarcza statku-amfibii San Marco, fregat Maestrale i Espero, patrolowca Cigala Fulgosi, korwet Chimera i Urania.
Dzięki Mare Nostrum ze 100 tys. imigrantów marzących w tym roku o lepszym życiu w Europie ponad 62 tys. zostało przechwyconych na morzu i dotarło do Italii na jednostkach włoskiej marynarki.
Fotograf Massimo Sestini w czerwcu towarzyszył włoskiemu wojsku w czasie patrolowania morza. Oto jeden z efektów jego pracy:
to Europe by boat: stunning pics of Syrian refugees & Italy\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\'s #MareNostrum op. http://t.co/fnvc8GnPR4 v @paul2ivan pic.twitter.com/jzSzGFKFmT
— francesco strazzari (@franxstrax) September 10, 2014
Mare Nostrum, czyli „nasze morze”
Włosi mają jednak dość, bo Mare Nostrum to operacja, która co prawda zanotowała wiele sukcesów, ale jest również niezwykle kosztowna. Szacuje się, że miesięcznie trzeba na nią wydać 9 mln euro, a mimo licznych apeli Rzymu, Unia Europejska ociąga się z dokładaniem pieniędzy na ten cel.
W maju oburzenia nie krył burmistrz sycylijskiej Katanii, Enzo Bianco. W czasie pogrzebu 17 imigrantów, którzy utonęli u wybrzeży Libii, potępił milczenie UE: – Patrząc na te trumny Europa musi wybrać, czy zakopać razem z nimi sumienie cywilizowanej ludzkości.
Wybór ten idzie Unii dość opornie, a kwestie związane z imigracją powodują coraz większe tarcia na włoskiej scenie politycznej. Na początku sierpnia Angelino Alfano - minister spraw wewnętrznych i zarazem lider Nowej Centroprawicy, czyli koalicjanta Partii Demokratycznej Matteo Renziego – w wyraźnej kontrze do premiera kategorycznie oświadczył, że operacja Mare Nostrum powinna się zakończyć i to najlepiej jeszcze przed drugą rocznicą jej rozpoczęcia. Alfano wskazał, iż najwyższy czas, by problemem zajęła się UE, a konkretnie Frontex, czyli unijna organizacja zarządzająca działaniami na zewnętrznych graniach Unii.
Kto ma płacić za wyławianie imigrantów?
Frontex rzeczywiście zabrał się do pracy, jednak dopiero okaże się, czy jego wysiłki nie przyniosą efektów odwrotnych od zamierzonych. Pod koniec sierpnia Komisja Europejska zapowiedziała operację Frontex Plus na Morzu Śródziemnym, która w założeniu ma nieco odciążyć Włochów. Początkowo mówiono nawet, że unijny program będzie mógł zastąpić Mare Nostrum. Frontex Plus ma stanowić połączenie dwóch istniejących już wcześniej operacji „walki” ze zjawiskiem nieuregulowanej imigracji na południowej granicy UE. Pierwszy z programów, koordynowany przez Włochów Hermes, został powołany na prośbę Rzymu w lutym 2011 r. Polega na patrolowaniu odcinka Morza Śródziemnego pomiędzy Włochami i Libią. Drugi – Eneasz – zajmuje się odcinkiem Morza Adriatyckiego i Jońskiego.
Pomysł zastąpienia Mare Nostrum przez operację Frontexu wywołał jednak wiele kontrowersji. Szybko pojawiły się bowiem obawy, że mniejszy zakres unijnej operacji sprawi, iż w morzu życie straci jeszcze więcej osób usiłujących dostać się do Europy. Komisarz Malmstroem wyjaśniła w końcu, że Frontex Plus ma być jedynie programem dodatkowym, który być może dopiero w przyszłości będzie mógł zastąpić włoską operację. – To, jakie będą dalsze losy Mare Nostrum, zależy od Włochów – tłumaczyła eurodeputowanym Malmstroem.
Zdecydowanie lepiej dla wszystkich - a zwłaszcza dla tysięcy imigrantów o nieuregulowanym statusie - byłoby, gdyby Włosi znaleźli wolę i fundusze na kontynuację działań. Problem polega bowiem na tym, że Frontex ze swoim budżetem wynoszącym 80 mln euro rocznie nie może nawet marzyć o prowadzeniu operacji na taką skalę jak Mare Nostrum. Pojawiły się zatem opinie, że jeśli Włosi przestaną wyławiać z morza uciekinierów z Afryki i Bliskiego Wschodu, Frontex będzie bezsilny, a podobna tragedia jak ta przy Lampedusie to jedynie kwestia czasu.
Kolejnym ograniczeniem nowej operacji Fronteksu jest to, że nie będzie ona prowadzona na wodach międzynarodowych. Obecnie wiele łódek przechwytywanych jest natomiast przez Włochów przy granicy morskiej z Libią. Unijne organizacje nie są zbyt skore do zdradzania szczegółów nowej operacji, jednak rzecznik komisarz ds. wewnętrznych Michele Cercone przyznał portalowi EUObserver, że działania w ramach Frontex Plus będą się toczyć zdecydowanie bliżej włoskich wybrzeży niż Mare Nostrum.
Pojawiają się również głosy, że cele Fronteksu będą zupełnie inne niż Włochów. Podczas gdy Mare Nostrum kładło nacisk na ratowanie jak największej liczby osób, unijna agencja będzie się skupiać przede wszystkim na walce z nieuregulowaną imigracją.
To, czy i w jakim stopniu plan odciążenia Włochów naprawdę się powiedzie oraz jak będą wyglądać unijne działania, zależy w dużej mierze od pozostałych 27 członków UE. Malmstroem zapowiedziała, że Frontex Plus ma zacząć działać na początku listopada, a budżet i skala operacji uzależnione będą od dobrowolnych składek państw unijnych.
- Potrzebujemy więcej pieniędzy – podkreślała Malmstroem. – Wszystkie kraje członkowskie twierdzą, że jest im przykro z powodu ofiar. To ważne, ale ta solidarność musi się przekładać na konkretne działania. Liczę, że wszystkie państwa wesprą operację – dodała.
Ratować imigrantów czy chronić granice?
Dla Włochów unijne ociąganie się jest niezrozumiałe. Oprócz względów humanitarnych często podkreśla się także, że dla 2/3 imigrantów docierających do włoskiego wybrzeża Italia nie jest wcale celem, a jedynie pierwszym przystankiem na drodze do krajów UE w lepszej sytuacji gospodarczej.
Nie jest to jednak problem tych państw, przynajmniej do czasu przyznania imigrantowi azylu. Unijne rozporządzenie Dublin II z 2003 r. zdecydowało, że to ten kraj Wspólnoty, w którym imigrant o nieuregulowanym statusie przekracza granicę UE i gdzie pobrane zostaną jego odciski palców, jest odpowiedzialny za rozpatrywanie jego wniosku o azyl. Państwo to musi więc zapewnić imigrantowi na ten czas miejsce pobytu, warunki do życia, opiekę medyczną.
Rozporządzenie Dublin III z 2013 roku, które weszło w życie w 2014 roku, w założeniu miało zapobiec „przerzucaniu” imigrantów o nieuregulowanym statusie z jednego kraju członkowskiego do drugiego. W praktyce sprawiło jednak, że nieporównywalnie większy ciężar spoczywa na krajach położonych na obrzeżach Unii. Od wielu lat mówi się o tym, że polityka azylowa UE powinna się zmienić, a samo rozporządzenie - zostać znowelizowane. Unijni politycy nie mają jednak łatwego zadania. Z jednej strony muszą się zmierzyć z oczekiwaniami obywateli, by ograniczyć liczbę imigrantów, co unaocznia rosnąca popularność partii z wypisanymi na sztandarach hasłami antyimigracyjnymi. Z drugiej strony, na Unii spoczywa moralny obowiązek ratowania tych, którzy decydują się zaryzykować wszystko, by dotrzeć do sytej Europy. Gdy dla osób uciekających przed wojną czy głodem legalne kanały migracji są zamknięte, a zamiast tego wyrasta przed nimi mur restrykcyjnych zasad, są gotowe na wszystko.
Unia nie bardzo wie, jak pogodzić ze sobą te sprzeczne interesy: ulepszenie kontroli granic i walkę z nieuregulowaną imigracją oraz zapewnienie bezpieczeństwa i dostępu do procedury ubiegania się o azyl wszystkim tym, którzy z jakichś powodów uciekają ze swoich ojczyzn, by dostać się do UE.
Zbuduj płot, ludzie skoczą w morze
Choć to do włoskich wybrzeży dobijała się w tym roku rekordowa liczba imigrantów, problem dotyczy też innych krajów położonych na południowych krańcach Unii.
Z największym od lat naporem imigrantów o nieuregulowanym statusie zmaga się Hiszpania. W połowie sierpnia do andaluzyjskiej Tarify w ciągu 36 godzin przybyło ponad tysiąc uciekinierów z subsaharyjskiej Afryki, uratowanych z morza przez hiszpańskie służby.
Była wśród nich kilkumiesięczna trzęsąca się z zimna dziewczynka podróżująca bez opieki rodziców. Hiszpańscy ratownicy nazwali ją Princesa. Później okazało się, że Księżniczka naprawdę ma na imię Fatima. Tuż przed wejściem na pokład chybotliwej łódeczki jej rodzice wdali się w szarpaninę z marokańską żandarmerią. Zamieszanie sprawiło, że sami pozostali na lądzie, a Fatima popłynęła do Europy.
Hiszpańskie media winą za masowy napływ imigrantów zgodnie obarczają stronę marokańską, której zarzucają niewystarczającą kontrolę własnego wybrzeża.
Częstszy niż do tej pory wybór ryzykownej drogi morskiej jest jednak również spowodowany wzmocnieniem ochrony w dwóch hiszpańskich eksklawach na północnym wybrzeżu Maroka. Niebezpieczna trasa morska kusi coraz bardziej. Sprawiają to dantejskie sceny na otoczonym fatalną sławą płocie w Melilli, doniesienia o naruszeniach praw człowieka dokonywanych przez marokańskie służby oraz informacje lokalnych mediów o nieformalnym porozumieniu strony hiszpańskiej i marokańskiej. Na podstawie tego porozumienia imigrantów można odsyłać do domów bez zagwarantowania im prawa do starania się o azyl.
Podobny mechanizm zadziałał również w Grecji. Płot postawiony na granicy z Turcją sprawia, że Ateny z dumą odnotowują spadek liczby imigrantów usiłujących dostać się drogą lądową do UE. Sytuacją na Morzu Egejskim nie ma się jednak co chwalić. W pierwszy wrześniowy weekend tą drogą przedostało się do Grecji około 400 uciekinierów z Syrii i Afganistanu. Grecki minister żeglugi Miltiadis Warwicotis ostrzegł, że jego kraj znalazł się „w strefie zagrożenia” i przyznał, iż wątpi, by Grecja mogła sobie poradzić z tym problemem w pojedynkę.
Sprawdzian dla nowych unijnych władz
Od kilku lat presja imigrantów na południową granicę Unii nieustająco rośnie, co ma związek m.in. z wycieńczającą wojną domową w Syrii czy chaosem w Libii.
Nic jednak nie zapowiada tego, by sytuacja miała się poprawić w najbliższym czasie. Przed nowymi władzami UE stoi więc trudne zadanie, bo kraje Południa na pewno nie zrezygnują szybko z apeli o unijne wsparcie, które przełożyłoby się tym razem na konkretne pieniądze i pomoc z Brukseli.
W nowej unijnej strukturze państwa położone na południowych krańcach wspólnoty postawiły na kluczowe z punktu widzenia swoich interesów stanowiska: szefową dyplomacji zostanie Włoszka Federica Mogherini, teka komisarza ds. wewnętrznych i migracji przypadnie natomiast Grekowi Dimitrisowi Avramopoulosowi. Stanowisko to ma zresztą nową nazwę – dodano do niego człon dotyczący migracji, co jest sygnałem ze strony Jean-Claude’a Junckera, że sprawy te będą dla uformowanej przez niego Komisji ważniejsze niż do tej pory. Z programu politycznego zarysowanego przez Junckera wynika, iż jednym z pierwszych zdań nowego komisarza będzie wzmocnienie zdolności operacyjnej Fronteksu.
Koniec Mare Nostrum?
Enigmatyczne unijne deklaracje nie nastrajają optymistycznie. Ten brak szczegółów nie zraził jednak włoskiego ministra spraw wewnętrznych Angelino Alfano, który w zeszłym tygodniu zapowiedział, że zamierza zwrócić się do rządu o zakończenie operacji Mare Nostrum. Włoskie działania miałyby trwać jedynie do listopada, potem przejąłby je Frontex Plus.
- Skoro Europa pojawi się tu ze swoimi statkami, helikopterami i całym potrzebnym sprzętem, oznacza to, że osiągnęliśmy nasz cel: pokazaliśmy, iż jest to granica UE, granica Schengen, a nie jedynie włoska – powiedział minister.
Niemiecka eurodeputowana z ramienia Zielonych Ska Keller już zapowiedziała, że jej ugrupowanie będzie zabiegać o kontynuację Mare Nostrum. "To ironia losu, że włoska operacja ratująca uchodźców niemal rok po tragedii na Lampedusie zostanie zastąpiona przez europejską misję obrony przed uchodźcami" – napisała Keller na swojej stronie internetowej.
Autor: Katarzyna Guzik//rzw / Źródło: tvn24.pl