Rosyjskie ministerstwo spraw zagranicznych na swoim profilu na Facebooku w "żartobliwym" tonie zarzuca dziennikarzowi "Gazety Wyborczej" Wacławowi Radzinowiczowi, że chce porzucić swoją "ufną rosyjską kotkę" w Rosji, a nawet prosił rosyjskich dyplomatów o zaopiekowanie się kotką Marusią. "Pomarusił i rzucił" - ironizuje autor oświadczenia. Dziennikarz ma 30 dni na opuszczenie Rosji.
"Z dużym zainteresowaniem zaznajomiliśmy się ze wszystkimi fabularnymi wersjami polskiego korespondenta Wacława Radziwinowicza, poświęconymi pozbawieniu go akredytacji MSZ Rosji w odpowiedzi na działania polskich władz wobec rosyjskiego dziennikarza L. Swiridowa. Dziennikarstwo, oczywiście, dopuszcza twórczy odlot, jednak w przekazie byłego już korespondenta 'Gazety Wyborczej' mamy do czynienia z co najmniej thrillerem" - czytamy w zamieszczonym na oficjalnym profilu MSZ na Facebooku nie podpisanym oświadczeniu. Sprawa dotyczy wywiadów, których Wacław Radziwinowicz udzielił kilku rosyjskim mediom opozycyjnym, w tym "Nowej Gaziecie".
Wzruszające pożegnanie
Opisując "godną drugiej części 'Titanica' wzruszającą scenę pożegnania dziennikarza z akredytacyjnymi dokumentami" MSZ stwierdza, że chciało "podejść nieformalnie do kwestii związanych z wyjazdem do Polski na święta i bezproblemowego powrotu, i w ogóle wyraziło szczere ubolewanie z powodu zaistniałej sytuacji".
Resort dyplomacji jest rozczarowany tym, że w wywiadach, w których "fabularny wymysł wymyślnie łączył się z faktami" Radziwinowicz "nie wspomniał ani słowem o prośbie, jaką wystosował do rosyjskiego MSZ, by zaopiekowało się jego pozostającą w Rosji kotką".
"Jak wiadomo, ostatnie życzenie to świętość" - ironizuje MSZ, stwierdzając, że korzystając z "otwartych źródeł" ustaliło, że kotka nazywa się Marusia i jada "mięso halal".
"Mieszkała ze swoim panem od 2009 roku i na pewno planowała, że na pewnym etapie zostanie panią Marysią (ach, te ufne rosyjskie kotki!)" - pisze w specyficznym stylu przedstawiciel rosyjskiego MSZ i wyraża żal, że pozbawienie dziennikarza akredytacji mogło by stać się pretekstem do pozbycia się "muzy".
"Jeśli cię rzuci, albo coś gorszego..."
"Nie bój się, jeśli on cię jednak rzuci, albo, nie daj Boże, coś gorszego, zadbamy o ciebie - przecież obiecaliśmy Wacławowi, że nie porzucimy jego kota" - stwierdza autor oświadczenia. Dodaje, że miłośnicy publikowania artystycznych wymysłów mogliby przeprowadzić wywiad z kotką: "Jesteśmy przekonani, że miałaby wiele do powiedzenia o latach spędzonych z Radziwinowiczem".
W post scriptum czytamy, że "w oficjalnych oświadczeniach MSZ Polski podkreślało, że nie można porównywać Swiridowa i Radziwinowicza.
Wacław Radziwinowicz w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" stwierdził tylko, że prosił rosyjski MSZ o pomoc w załatwieniu formalności związanych z wywiezieniem zwierzęcia zagranicę. W wielu przypadkach wymaga to więcej czasu niż 30 dni, które ma dziennikarz na opuszczenie kraju.
Oddać akredytację
Radziwinowicz został powiadomiony 18 grudnia przez MSZ Rosji, że ma oddać akredytację i w ciągu 30 dni opuścić kraj. Przekazano mu także, że ta decyzja wiąże się z wydaleniem z Polski rosyjskiego dziennikarza związanego z agencją RIA-Nowosti Leonida Swiridowa.
Radziwinowicz przypomniał, że przyjechał do Rosji w 1997 roku, pracował w tym kraju z przerwami, jednak cały czas był akredytowany.
Podejrzany o szpiegostwo
Leonid Swiridow wyjechał z Polski w połowie grudnia. Musiał opuścić kraj po tym, gdy szef Urzędu do Spraw Cudzoziemców utrzymał w mocy decyzję wojewody mazowieckiego o cofnięciu dziennikarzowi zezwolenia na pobyt.
Według medialnych doniesień, ABW - która od początku nie komentowała sprawy - chciała wydalenia Rosjanina z Polski, bo podejrzewała go o działalność szpiegowską. Swiridow zapewniał, że nie ma związku z rosyjskimi służbami specjalnymi, a w Polsce wykonuje zawód dziennikarza.
Procedura w sprawie Swiridowa toczyła się od października 2014 r. W kwietniu br., na wniosek ABW, o wydaleniu Swiridowa z kraju zdecydował wojewoda mazowiecki. Wcześniej MSZ cofnęło mu akredytację dziennikarską. W październiku decyzję wojewody o cofnięciu zezwolenia na pobyt w Polsce utrzymał w mocy Urząd ds. Cudzoziemców. Urząd nie upublicznił jednak treści swojej decyzji. Tajne pozostają także uzasadnienie i inne materiały w tej sprawie.
MSZ Rosji oświadczyło pod koniec listopada, że decyzja UdSC o cofnięciu Swiridowowi zezwolenia na pobyt jest "faktem oburzającym".
Autor: asz\mtom / Źródło: Facebook.com/ MID Rossii, tvn24.pl