70 rocznica zrzucenia bomb atomowych na japońskie miasta Hiroszimę i Nagasaki na pewno stanie się kolejną okazją do dyskusji o arsenałach jądrowych świata czy o perspektywach (albo raczej braku perspektyw) na rozbrojenie nuklearne. Apokaliptyczne skutki eksplozji atomowych latem 1945 r. powodują, że wspominanie losu Hiroszimy i Nagasaki staje się też, niestety, pretekstem do wielu przeinaczeń faktów, ideologizacji historii oraz do zwykłego pomieszania pojęć. Dzieje się tak ze szkodą dla dyskusji o broni jądrowej w ogóle i okolicznościach zakończenia II wojny światowej na Pacyfiku.
W żadnym wypadku nie chcę umniejszać tragedii ofiar japońskich miast, na które 6 i 9 sierpnia Amerykanie zrzucili bomby atomowe. Współczucie jest naturalnym odruchem dla dziesiątek tysięcy cywili, którzy zginęli lub odnieśli rany na skutek eksplozji ładunków nuklearnych. Hiroszima i Nagasaki pozostają trwałą przestrogą przed wojną jądrową i przed niekontrolowanym wyścigiem zbrojeń nuklearnych. Nie oznacza to jednak, że można zdarzenia z sierpnia 1945 r. wyjąć z szerokiego kontekstu, zarówno politycznego jak i militarnego, ostatnich tygodni II wojny światowej. Nie można też instrumentalizować tragedii Hiroszimy i Nagasaki dla fałszywego postrzegania współczesnej polityki.
Broń atomowa uratowała Europę
U podstaw wszelkiej debaty o sierpniu 1945 r. musi leżeć ciągłe przypominanie, że zwycięstwo Ameryki nad III Rzeszą i Związkiem Sowieckim w wyścigu do zdobycia broni jądrowej ocaliło świat od prawdopodobnej zagłady lub nieobliczalnego odwrócenia losów wojny i dalszych kolosalnych zniszczeń. Gdyby to Hitler lub Stalin, a nie Truman, pierwsi zbudowali i użyli bomby atomowej, to skutki takiego obrotu spraw trudno byłoby sobie wyobrazić. Albo Europa zostałaby podbita w całości przez Niemcy nazistowskie, albo Związek Sowiecki podbiłby cały kontynent. Być może zniszczenia Europy byłyby nieodwracalne.
Z faktu, że Waszyngton niemal natychmiast uczynił z broni atomowej polityczne narzędzie powstrzymywania ekspansji Moskwy, nie można w żadnym wypadku Amerykanom czynić zarzutu. Przecież przez kilka lat posiadania przewagi nuklearnej nad Sowietami (do 1949 r.) Stany Zjednoczone nie zaatakowały Związku Sowieckiego. Stalin, widząc przewagę Ameryki, nie odważył się na poszerzenie swojego imperium w Europie, zbudowanego po 1945 r. Dopiero zdobycie przez Moskwę bomby atomowej rozzuchwaliło sowieckiego tyrana, który szybko zdecydował się na wojnę koreańską. Parasol atomowy Ameryki nad Europą czy innymi regionami świata ocalił sojuszników przed możliwą agresją sowiecką.
Wysokie poparcie dla agresywnych przywódców
Bardzo dwuznaczne jest także wyjmowanie cierpień mieszkańców Hiroszimy i Nagasaki z kontekstu przebiegu całej wojny na Pacyfiku. To nie Stany Zjednoczone ani Wielka Brytania czy Australia rozpoczęły wojnę w tamtym regionie świata. Wojnę na wyniszczenie i zagładę całych społeczeństw Azji i Pacyfiku rozpoczęło Cesarstwo Japonii. Wojnę totalną, na wzór III Rzeszy w Europie, Japonia prowadziła w Chinach, unicestwiając miliony Chińczyków, zamieniając w niewolników Koreańczyków, masakrując Filipińczyków oraz próbując podbić inne narody, np. Australię. Traktowanie przez Japonię alianckich jeńców wojennych oraz ludności cywilnej państw alianckich to pasmo zbrodni i naruszania wszelkich norm postępowania w czasach wojny.
W latach 30. i 40. poparcie społeczeństwa japońskiego dla przywódców agresywnego państwa było bardzo wysokie, bliźniaczo podobne do szaleńczego odurzenia niemieckiego społeczeństwa osobą Adolfa Hitlera. Wtedy, latem 1945 r., wydawało się, że Japonia będzie stawiać opór jeszcze długie miesiące, kosztem setek tysięcy, a może milionów ofiar. Dzisiaj można oczywiście stawiać hipotezy, że w sensie militarnym zrzucenie bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki nie miało decydującego znaczenia. Stawianie w ten sposób spraw jest tak samo jałowe, jak stawianie tez, że III Rzesza i tak poddałaby się bez zdobycia Berlina przez Związek Radziecki.
To nie był Holokaust
Dlaczego trzeba szczególnie uważać na wyjmowanie Hiroszimy i Nagasaki z kontekstu II wojny? Dokładnie dlatego, dlaczego nie wolno patrzeć na koniec wojny w Europie przez pryzmat zburzenia przez aliantów Drezna czy Hamburga. W pewnym momencie modne w Niemczech było zrównywanie losu Warszawy czy innych podbitych przez niemieckich nazistów miast z losem wielu miast Rzeszy, które zostały zamienione w morze ruin przez bombardowania amerykańskie, brytyjskie czy sowieckie. Takie zrównywanie powoduje, że zapomina się o przyczynach i skutkach. To Niemcy i Japonia wywołały II wojnę światową i zostały pokonane w sprawiedliwej wojnie przez Sprzymierzonych. Kropka. To nie unieważnia dyskusji o jednostkowym czy zbiorowym losie ofiar poszczególnych epizodów wojny, ale jednocześnie to nie zaburza fundamentalnej hierarchii i chronologii II wojny światowej.
Bulwersujące są próby zrównania Hiroszimy i Nagasaki z Auschwitz i Treblinką. Bardzo często takie głosy o "nuklearnym Holokauście" słychać albo w kręgach europejskiej, radykalnej lewicy albo radykalnej prawicy europejskiej. Obie formacje są często skrajnie antyzachodnie i antyamerykańskie. Nie ma i nie może być znaku równości między Auschwitz a Hiroszimą. Niemcy nazistowskie prowadziły politykę wyniszczenia Żydów i Romów oraz zniewolenia całych narodów, w tym Polaków. Podobnie postępowali Japończycy, ponosząc, często bolesne, konsekwencje własnych działań. I żeby sprawę jeszcze bardziej wyostrzyć: ileż irytacji i oburzenia w Polsce budzą przejawy rewizjonizmu historii w niektórych środowiskach niemieckich, które wyjmują np. wysiedlenia Niemców po 1945 r. z kontekstu wojny, czyli zapominają o elementarnej chronologii, że to III Rzesza rozpętała wojnę, a ta wojna w końcu uderzyła w samych Niemców.
Dawniej wrogowie, dziś sojusznicy
Hiroszima i Nagasaki pozostają przejmującą przestrogą przeciwko broni jądrowej i wojnie w ogóle. Rzeczywiście, wybuch wojny nuklearnej w świecie mógłby oznaczać unicestwienie naszej cywilizacji. Istnienie broni jądrowej jest jednak faktem. Dlatego celem ludzkości, znacznie ważniejszym niż wezwania do iluzji rozbrojenia jądrowego mocarstw, powinno być powstrzymanie niekontrolowanego rozprzestrzeniania broni nuklearnej w świecie. Śmiało można powiedzieć, że o ile wojna atomowa między mocarstwami wydaje się, przy wszystkich obecnych napięciach, nadal niezwykle mało prawdopodobna, to konflikt jądrowy między mniejszymi, nieodpowiedzialnymi państwami lub organizacjami, może stać się w nieodległej przyszłości, ponurą rzeczywistością.
I na koniec: przypominanie fundamentalnych prawd i faktów o wojnie na Pacyfiku potrzebne jest szczególnie dzisiaj, kiedy Japonia próbuje na nowo zdefiniować swoje miejsce w regionie Azji i Pacyfiku. Tokio jest gotowe do zrzucenia części ograniczeń, jakie na siły zbrojne tego kraju nałożono po II wojnie światowej. Dzieje się tak w sytuacji, gdy coraz wyraźniej rysuje się polaryzacja globalna między Waszyngtonem a Pekinem. Współczesna Japonia jest zaufanym sojusznikiem Ameryki i Zachodu. I dobrze. Ale nie wolno też dopuścić do sytuacji, gdy winy Japonii z lat II wojny światowej zostaną rozmyte przez podwójnie zdeformowaną pamięć: przez wyrwane z kontekstu wspomnienie o Hiroszimie z jednej strony i z drugiej strony kult przywódców imperialnej Japonii, jaką symbolizuje świątynia Jasukuni. Inaczej niż Niemcy, współczesne społeczeństwo japońskie, budując demokrację i zaawansowaną gospodarkę, niestety nie przepracowało należycie swojej historii z pierwszej połowy XX wieku.
Autor: Jacek Stawiski\mtom / Źródło: TVN24 Biznes i Świat
Źródło zdjęcia głównego: Domena publiczna | Hiromichi Matsuda