Doradca Białego Domu ds. bezpieczeństwa narodowego H.R. McMaster oświadczył w sobotę na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa, że dowody na ingerowanie przez Rosjan w wybory prezydenckie w USA są "niepodważalne". Dopóki nie zobaczymy faktów, wszystko inne to tylko gadanina - powiedział Siergiej Ławrow, szef rosyjskiej dyplomacji.
Amerykańska wielka ława przysięgłych, która zajmowała się domniemaną ingerencją w 2016 roku w wybory prezydenckie w USA, w piątek postawiła w stan oskarżenia 13 Rosjan i trzy rosyjskie podmioty.
Oskarżonym zarzucono m.in. używanie ukradzionych lub fikcyjnych amerykańskich dowodów tożsamości i innych fałszywych dokumentów, nielegalne wykorzystywanie kont bankowych, nielegalne uzyskiwanie dostępu do kont obywateli USA w mediach społecznościowych.
Jak ocenili przysięgli, ingerencje w procesy polityczne w USA rozpoczęły się już w 2014 roku, polegały na wspieraniu Donalda Trumpa i dezawuowaniu jego rywalki Hillary Clinton oraz miały "stworzyć podziały w amerykańskim systemie politycznym" również podczas wyborów prezydenckich.
"Irracjonalny mit"
- Nie mam odpowiedzi - odpowiedział Siergiej Ławrow pytany o postawienie zarzutom obywatelom rosyjskim w USA. - Możecie publikować cokolwiek, my widzimy, jak mnożą się kolejne oskarżenia i kolejne oświadczenia. Ale dopóki nie zobaczymy faktów, wszystko inne to tylko gadanina. Przepraszam za to określenie - dodał.
Ławrow mówił, że nawet przedstawiciele władz USA, w tym wiceprezydent Mike Pence, zgłaszali obiekcje do dochodzenia prowadzonego przez specjalnego prokuratora Roberta Muellera w sprawie domniemanego ingerowania przez Moskwę w przebieg wyborów prezydenckich w USA. Szef MSZ Rosji skrytykował rozpowszechniony jego zdaniem "irracjonalny mit o globalnym rosyjskim zagrożeniu, którego ślady można znaleźć wszędzie, od Brexitu po referendum w sprawie secesji Katalonii".
"Fabryka trolli"
Amerykańskie oskarżenia dotyczą biznesmena Jewgienija Prigożyna, dwóch jego firm: Concord Management and Consulting oraz Concord Catering oraz związanej z nimi Agencji Studiów Internetowych, nazywanej przez media rosyjskie "fabryką trolli". O działalności prokremlowskiej "fabryki trolli" media pisały już w przeszłości, a po wyborach w USA pojawiły się publikacje o działalności jej działu prowadzącego działania skierowane do odbiorców amerykańskich. Osoby, których oskarżają Amerykanie, są związane właśnie z owym "departamentem amerykańskim". Jest wśród nich na przykład Michaił Burczyk, którego media określały jako dyrektora "fabryki trolli", a także urodzony w Aerbejdżanie Dżejchun Asłanow, według mediów - szef "departamentu amerykańskiego". Inne osoby to pracownicy "fabryki trolli", którzy np. kupowali serwery amerykańskie na potrzeby działalności "fabryki trolli", odwiedzali USA pod fałszywymi pretekstami, by zbierać tam informacje, a także tłumacze, analitycy i osoby prowadzące fikcyjne konta - należące rzekomo do obywateli USA - w mediach społecznościowych.
Autor: MR//rzw / Źródło: PAP