Polacy w Bejrucie już szukają zaginionych. "Jest szansa na uratowanie żywych osób"

Źródło:
TVN24, PAP
Polacy pierwsi na miejscu z ekip zagranicznych. "Jest szansa na uratowanie żywych osób"
Polacy pierwsi na miejscu z ekip zagranicznych. "Jest szansa na uratowanie żywych osób"TVN24
wideo 2/19
Polacy pierwsi na miejscu z ekip zagranicznych. "Jest szansa na uratowanie żywych osób"TVN24

Od czwartku w zniszczonym przez eksplozję bejruckim porcie przebywa polska ekipa ratownicza. - Przeszukiwaliśmy do późnych godzin nocnych cały teren. Udało się przekonać generalicję wojskową marynarki wojennej, która tutaj zarządzała sytuacją, żeby ekipy ratownicze mogły pracować również w nocy - mówił na antenie TVN24 starszy brygadier Mariusz Feltynowski, dowódca polskiej ekipy poszukiwawczej. W piątek polscy strażacy rozpoczęli działania poszukiwawczo-ratownicze poza portem.

Oglądaj TVN24 w internecie na TVN24 GO>>>

Rzecznik komendanta głównego Państwowej Straży Pożarnej st. kpt. Krzysztof Batorski powiedział w piątek, że polska grupa ratownicza działa na wyznaczonym poza portem sektorze. Działania na nim mogą trwać dwa dni. Strażacy podzielili się na dwa zespoły - alfa i bravo. Zaczęli od rozpoznania sytuacji z użyciem psów ratowniczych i sprzętu do lokalizacji. Obszar badają też strażacy eksperci od zagrożeń chemicznych.

- W tej chwili tylko Francuzi i Polacy dostali zgodę na prowadzenie takich zaawansowanych działań poszukiwawczo-ratowniczych poza obrębem portu - zaznaczył Batorski. Jak wyjaśnił, początkowo działania koordynowało Ministerstwo Obrony Libanu, obecnie odpowiada za to Obrona Cywilna tego państwa.

Z mapy opublikowanej na Twitterze, ilustrującej podział stref, w których działają międzynarodowe grupy poszukiwawczo-ratownicze, wynika, że polskim strażakom przydzielono największy z obszarów. Polska baza operacji ratowniczej jest usytuowana w odległości 300 metrów od epicentrum wybuchu.

We wtorkowe popołudnie w bejruckim porcie doszło do potężnej eksplozji. W wyniku wybuchu 2750 ton saletry amonowej zginęły 154 osoby, a około pięciu tysięcy zostało rannych. Liczby te wciąż mogą wzrosnąć, bo dziesiątki osób są poszukiwane.

Po eksplozji duża część miasta została zniszczona. Według libańskich władz straty mogą sięgać 10-15 miliardów dolarów.

"Jak po trzęsieniu ziemi"

Kilkudziesięcioosobowy polski zespół ratunkowy dotarł w czwartek rano do Bejrutu. Nasz kraj wysłał do Libanu 11-osobowy zespól medyczny i 43 ratowników z psami oraz sprzęt i wyposażenie medyczne.

W grupie polskich strażaków jest: 39 ratowników grup poszukiwawczych z Warszawy, Poznania, Łodzi, Nowego Sącza, czterech ratowników chemicznych oraz cztery psy. Ratownicy są przygotowani na siedem dni ciągłej pracy na miejscu. 

W 11-osobowym zespole medycznym z Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej są zarówno lekarze, jak i specjaliści do spraw pomocy humanitarnej, którzy na miejscu będą oceniali potrzeby i kierowali rozdziałem tej pomocy, w taki sposób, by ona trafiała ona do osób najbardziej potrzebujących.

Przez najbliższe dni Polska będzie kontynuowała pomoc dla Libanu. Prawdopodobnie wysłany tam zostanie następny samolot z transportem, który zabierze strażaków i medyków z powrotem do kraju.

Polski obóz ratowniczy w BejrucieFacebook @panstwowastraz.pozarna

Starszy brygadier Mariusz Feltynowski, dowódca polskiej ekipy poszukiwawczej w Libanie, mówił w piątek w TVN24, że na miejscu zastali sytuację "jak po katastrofie budowlanej połączonej z jakimś wybuchem, jak po trzęsieniu ziemi".

Po przylocie polscy ratownicy musieli przejść obowiązkowe testy. - Następnie zostaliśmy przydzieleni 300 metrów od samego miejsca eksplozji. Przeszukiwaliśmy do późnych godzin nocnych cały teren. Udało się przekonać generalicję wojskową marynarki wojennej, która tutaj zarządzała sytuacją, żeby ekipy ratownicze mogły pracować również w nocy, bo to jest nieefektywne zarządzanie czasem - powiedział Feltynowski. Dodał, że polska ekipa pracuje z podziałem na zmiany.

Polska ekipa ratownicza przebywa w Bejrucie od czwartkuFacebook @panstwowastraz.pozarna

"Doradzamy na podstawie naszych doświadczeń"

- Dzisiaj polska grupa jako pierwsza dostała zgodę na współpracę z lokalną obroną cywilną. Dostaliśmy nowy przydział - opisywał dowódca. - Dzisiaj przeszukujemy sektory, gdzie grupy międzynarodowe jeszcze nie uczestniczyły, tylko lokalni ratownicy przeszukiwali. Bardzo duży sektor, będzie to na pewno praca do późnych godzin nocnych, być może nawet przez dwa kolejne dni - powiedział.

Każda grupa zagraniczna dostała inne miejsce na swój obóz, polski obóz ratowniczy znajduje się w porcie marynarki wojennej. - Jeszcze mamy nadzieję, że przez dwie kolejne doby w takich warunkach klimatycznych jest szansa na uratowanie żywych osób, zwłaszcza w sektorach, które nie były przeszukane przez strażaków, ratowników specjalizujących się w takiej dziedzinie ratownictwa, bo jest to zupełnie inne podejście. Potem, jeżeli przez kilka kolejnych dni po przysłowiowych 96 godzinach żadna grupa krajowa czy zagraniczna nie dotrze do osoby uwięzionej dającej oznaki życia, prawdopodobnie rząd Libanu będzie mówił, że faza działań ratowniczych dobiega końca i przechodzimy w fazę działań humanitarnych - wyjaśnił Feltynowski.

Polscy ratownicy w BejrucieFacebook @panstwowastraz.pozarna

Zaznaczył, że otrzymują "bardzo duże wsparcie" zarówno polskiej ambasady, jak i libańskiego wojska, chociażby w postaci ciężarówek czy lokalnych kart telefonicznych.

Wyjaśnił, że polska ekipa nie przejmuje dowodzenia na miejscu, bo jest tam do pomocy. - Doradzamy na podstawie naszych doświadczeń z poprzednich akcji z ostatnich kilkunastu lat, w których uczestniczyliśmy, jak to standardowo wygląda. Nie zakładamy, że po dwóch-trzech kolejnych dobach są realne szanse na znalezienie żywego człowieka - powiedział.

Autorka/Autor:mart, tas/pm

Źródło: TVN24, PAP

Źródło zdjęcia głównego: Facebook @panstwowastraz.pozarna

Tagi:
Raporty: