Krwawe starcia w Chinach 140 zabitych, 800 rannych


140 osób zginęło, a ponad 800 zostało rannych w zamieszkach w Urumczi, stolicy zamieszkanej przez chińskich muzułmanów prowincji Xinjiang. W niedzielę płonęły tam samochody, a ruch uliczny był kompletnie zablokowany.

Władze nie podały narodowości uczestników rozruchów, jednak według cytowanego przez Reutera świadka wydarzeń, byli to Ujgurowie - członkowie w znacznej części muzułmańskiej społeczności, spokrewnionej pod względem językowym i kulturalnym z tureckimi ludami Azji Środkowej.

- Zaczęło się od kilkuset ludzi, a potem było ich już ponad tysiąc - powiedział rozmówca Reutera, który zastrzegł sobie anonimowość. Według niego, tłum poprzewracał uliczne balustrady i demolował autobusy, zanim interwencję podjęły tysiące policjantów, używając gazu łzawiącego i armatek wodnych.

- Teraz całe miasto jest zablokowane - dodał.

Władze zmieniają liczbę zabitych

Agencja Xinhua opisywała wydarzenia w Urumczi inaczej. - Regionalny rząd nie podał, ilu ludzi uczestniczyło w zamieszkach, ale poinformował, że zgromadzili się oni nielegalnie w kilku miejscach śródmieścia i wzięli udział w biciu, niszczeniu, plądrowaniu i paleniu. Rząd wysłał policję dla rozproszenia tłumu i aresztował kilku uczestników zajść - pisała Xinhua.

Jeszcze w niedzielę wieczorem według agencji zabitych było trzech. "Trzej zwykli ludzie grupy etnicznej Han [czyli Chińczycy - red.] zginęli. Ponad 20 innych osób zostało w trakcie zajść rannych i spalono wiele pojazdów mechanicznych" - pisała agencja.

"Sytuacja pozostaje pod kontrolą"

W poniedziałek Xinhua sprecyzowała doniesienia z Xinjiangu: zginęło 129 osób, a kilkaset zostało aresztowanych. Według miejscowych komunistycznych władz zginęło jednak aż 140 osób.

Agencja AFP podaje, że ponad 800 osób zostało rannych, a w mieście w poniedziałek obowiązuje w praktyce stan wyjątkowy - wprowadzono zakaz ruchu samochodowego, pozamykano sklepy.

Jak już jednak podały miejscowe władze "sytuacja pozostaje pod kontrolą".

Domagali się wyjaśnienia okoliczności starć

Zamieszki w Urumczi wybuchły, gdy kilka tysięcy Ujgurów z tego ponad dwumilionowego miasta nie doczekało się od władz wiarygodnego wyjaśnienia wypadków z końca czerwca.

26 czerwca w fabryce zabawek w prowincji Guangdong, na południu Chin doszło do niepokojów po nagłośnieniu sprawy gwałtu, dokonanego przez Ujgura na chińskiej dziewczynie.

 
Urumczi leży ponad 3 tys. km od Pekinu 

W starciach między ujgurskimi i chińskimi pracownikami zginęło dwóch Ujgurów a 120 osób zostało rannych.

Xinjiang chce samodzielności

Ujgurzy tworzą około połowę liczącej 20 mln ludności Sinciangu, natomiast w samym Urumczi większość stanowią Chińczycy. Wielu Ujgurów niechętnych jest chińskiej imigracji oraz partyjnej kontroli nad ich życiem społecznym i religijnym.

Twierdzą, że są politycznie marginalizowani na swym ojczystym terytorium, dysponującym bogatymi złożami ropy i gazu ziemnego.

Władze: protesty sterowane z zagranicy

Chińskie władze prowincji uważają jednak, że miejscowe ujgurskie "grupy ekstremistyczne" są sterowane przez zagraniczną organizację - Światowy Kongres Ujgurów - którą oskarżają o dążenia separatystyczne i islamski ekstremizm.

Także niedzielne zamieszki w Urumczi, według władz, były zorganizowane przez Kongres. - To było przestępstwo obmyślone i zorganizowane - donosi agencja Xinhua, powołując się na raport chińskiej policji.

Ujgurzy na emigracji zaprzeczają

Szef władz autonomicznego regionu Xinjiangu, Nur Bekri obarczył zaś "siły zagraniczne", czyli Kongres, za dążenie do destabilizacji regionu poprzez wywołanie zajść na tle etnicznym.

Rzecznik Kongresu - którym rządzi była najbogatsza kobieta Chin, biznesmenka więziona przez kilka lat w Chinach, a obecnie przebywającą na emigracji w USA Ujgurka Rebija Kadir - kategorycznie odrzucił jednak oskarżenia w sprawie udziału organizacji w zamieszkach w Urumczi.

Źródło: reuters, pap