Krwawa niedziela w Tybecie

Aktualizacja:

Co najmniej 13 Tybetańczyków zginęło, a dziesiątki zostało rannych w starciach z chińskimi oddziałami w Lhasie. Gubernator Tybetu zapewnił w poniedziałek, że siły bezpieczeństwa nie użyły ostrej broni przeciwko demonstrantom, a ofiary to "niewinna ludność cywilna".

Chiński gubernator Tybetu Qiangba Puncog przestrzegł podczas specjalnej konferencji prasowej, że "przestępcy zostaną surowo ukarani, ale kto okaże skruchę i poinformuje o innych wichrzycielach, zostanie potraktowany łagodnie". W poniedziałek o północy (czasu chińskiego) upływa termin ultimatum, jakie władze Tybetańskiego Regionu Autonomicznego (TRA) postawiły protestującym Tybetańczykom na zaprzestanie manifestacji i oddanie się w ręce władz.

W niedzielę uzbrojeni po zęby żołnierze patrolowali ulice stolicy Tybetu - Lhasy. To reakcja na starcia, jakie dwa dni temu wywiązały się między chińskimi siłami bezpieczeństwa a protestującymi mieszkańcami Tybetu.

Do stolicy wjechało ok. 200 opancerzonych wozów. Mieszkańcom zakazano wychodzić na ulice, a z głośników popłynęły wezwania do "przeciwstawienia się przemocy i utrzymania stabilności".

Według organizacji Tybetańska Kampania na rzecz Praw Człowieka i Demokracji (TCHRD), od soboty w Lhasie siły bezpieczeństwa dokonują arbitralnych aresztowań, przeczesując dom po domu. W więzieniu znaleźli się ponownie wszyscy byli więźniowie polityczni.

TCHRD twierdzi, że chociaż w Lhasie nie ogłoszono stanu wojennego, to praktycznie obowiązują wszystkie jego elementy z roku 1989. TCHRD obawia się dalszych aresztowań i poddawania Tybetańczyków torturom, które są według niej na porządku dziennym w chińskich obozach i więzieniach w Tybecie.

W chińskich prowincjach wrze

Manifestacje Tybetańczyków i buddyjskich mnichów odbywają się również w chińskich prowincjach przyległych do TRA - Syczuanie, Qinghaju i Gansu. Są to częściowo terytoria historycznej prowincji Tybetu - Amdo, w której urodził się Tenzin Gjatso - obecny Dalajlama XIV, żyjący od 49 lat na wygnaniu w Indiach. Obok niepodległości Tybetu drugim hasłem protestów jest jego powrót do kraju.

"W Tybecie dochodzi do kulturowego ludobójstwa"

Duchowy przywódca Tybetańczyków wezwał w niedzielę do międzynarodowego śledztwa w sprawie starć w Lhasie. - Społeczeństwo tybetańskie stoi w obliczu poważnego niebezpieczeństwa. Czy chiński rząd zechce to potwierdzić, czy nie, (w Tybecie) mamy do czynienia z problemem - powiedział Dalajlama XIV na konferencji prasowej w indyjskiej Dharamsali, gdzie ma siedzibę tybetański rząd na wygnaniu. (WIĘCEJ NA TEN TEMAT)

Potępił "reżim strachu" narzucony w Tybecie. Jak to określił, dochodzi tam "z rozmysłem czy nie", do "ludobójstwa kulturowego", a Tybetańczycy traktowani są jak "obywatele drugiej kategorii".

Dalajlama zaznaczył, że igrzyska olimpijskie w Pekinie nie powinny zostać odwołane. Ale zastrzegł, że wspólnota międzynarodowa ponosi "odpowiedzialność moralną" za to, by przypomnieć Chinom, by były dobrym gospodarzem olimpiady.

Świat się przygląda

W sobotę tybetański rząd emigracyjny zaapelował o wszczęcie przez Organizację Narodów Zjednoczonych śledztwa w sprawie wydarzeń w Lhasie i wysłanie tam specjalnego emisariusza, który na miejscu miałby zbadać obecne przypadki łamania praw człowieka.

O powściągliwość wobec protestujących zaapelowała do Pekinu amerykańska sekretarz stanu Condoleezza Rice, wzywając strony konfliktu do powstrzymania się od przemocy.

O nawiązanie "bezpośredniego i pokojowego" dialogu z duchowym przywódcą Tybetańczyków apelowała także kanclerz Niemiec Angela Merkel, podkreślając, że dialog między Chinami a Dalajlamą XIV stanowi jedyną możliwość "trwałego rozwiązania problemu Tybetu".

O natychmiastowe zaprzestanie przemocy w Tybecie, uwolnienie aresztowanych mnichów i bezzwłoczne przystąpienie do rozmów z Dalajlamą zaapelowali w liście przesłanym ambasadorowi Chin polscy posłowie z Parlamentarnego Zespołu ds. Tybetu.

W liście parlamentarzyści przypomnieli, że zgodnie z piątym artykułem Karty Olimpijskiej "jakakolwiek forma dyskryminacji w stosunku do kraju lub osoby jest niemożliwa do pogodzenia z przynależnością do Ruchu Olimpijskiego".

O pokojowe rozwiązanie zaapelował w niedzielę również Międzynarodowy Komitet Olimpijski.

Niepokoje z pekińskimi igrzyskami w tle

W sobotę chińscy organizatorzy igrzysk w Pekinie poinformowali, że niepokoje w Tybecie nie zmienią planów wniesienia na szczyt Mount Everestu olimpijskiego znicza.

Sztafeta, która rozpoczyna się 24 marca, ma w drodze do Pekinu dotrzeć na szczyt najwyższej góry świata w Tybecie. Ze względu na pokojową symbolikę olimpijskiego ognia Chiny chcą propagandowo wykorzystać ten wyczyn do odmalowania obrazu swego pokojowego panowania w Tybecie.

"Jesteśmy z wami!"

Manifestacje poparcia dla Tybetańczyków odbyły się podczas weekendu w USA - przed chińskim konsulatem na Manhattanie oraz w Waszyngtonie. W Europie w Hadze i Zurychu podczas niedzielnych demonstracji interweniowała policja, kiedy manifestujący zaczęli ciskać kamieniami w budynki chińskich ambasad. W Paryżu z kolei policja użyła gazu łzawiącego i aresztowała kilka osób.

W Brukseli, Londynie, Rzymie i Warszawie kilkusetosobowe demonstracje przebiegły spokojnie.

W niedzielnej manifestacji przed ambasadą Chin w Warszawie uczestniczyli wicemarszałek Senatu Zbigniew Romaszewski (PiS), poseł PO Andrzej Halicki i szef komisji spraw zagranicznych Parlamentu Europejskiego Janusz Onyszkiewicz.

Mimo zakazu i wcześniejszych aresztowań przez indyjską policję, kilkuset tybetańskich uchodźców podjęło w sobotę pokojowy marsz z północnych Indii do Tybetu. Zaplanowany na sześć miesięcy marsz ma stanowić akt protestu przeciwko chińskiej okupacji ich ojczyzny oraz olimpiadzie w Pekinie.

Źródło: PAP, Reuters, IAR, TVN24