Rozlokowanie przez Serbię wojsk przy kosowskiej granicy przypomina zachowanie Rosji przed jej inwazją na Ukrainę - oceniła w poniedziałek minister spraw zagranicznych Kosowa Donika Gervalla-Schwarz. Serbski minister obrony Milosz Vuczević powiedział tego samego dnia, że jeśli armia otrzymałaby rozkaz wkroczenia do Kosowa, zadanie to wykonałaby skutecznie i profesjonalnie. Tymczasem prezydent Aleksandar Vuczić przekonywał niedawno, że nie planuje inwazji.
- To pierwszy od lat przykład tak silnego koncentrowania wojsk przy granicy z Kosowem. Zgromadzone tam uzbrojenie, w tym czołgi, budzi nasz niepokój, ponieważ nie wiemy, jak zareaguje wspólnota międzynarodowa - powiedziała Donika Gervalla-Schwarz w poniedziałek w wywiadzie dla Deutschlandfunk.
Minister spraw zagranicznych Kosowa oceniła, że "nie tylko samo skierowanie na granicę wojsk przypominają działania Moskwy, ale też retoryka serbskich władz oraz jej metody". - Dlatego odpowiednie działania należy podjąć już teraz - zaznaczyła. Wezwała Unię Europejską do podjęcia kroków przeciwko władzom Serbii, takich jak m.in. zamrożenie jej statusu kandydata do Wspólnoty.
Minister obrony Serbii: jeśli będzie rozkaz wkroczenie do Kosowa, wojsko wykonałoby to zadanie skutecznie
Serbski minister obrony Milosz Vuczević ocenił natomiast tego samego dnia, że jeśli armia otrzymałaby od prezydenta - zwierzchnika Sił Zbrojnych - rozkaz wkroczenia do Kosowa, zadanie to wykonałaby skutecznie i profesjonalnie.
Minister dodał, że w przypadku otrzymania takiego rozkazu przed jego wykonaniem strona serbska poinformowałaby stacjonujące w Kosowie siły pokojowe NATO (KFOR).
Szef Sztabu Generalnego serbskich Sił Zbrojnych Milan Mojsilović przekazał, Serbia wycofała część żołnierzy stacjonujących przy granicy. Przyznał, że rozmieszczono początkowo 8350 żołnierzy, ale ich liczba zmniejszyła się już do 4500. Dodał, że jego kraj formalnie nie podniósł "poziomu gotowości" swoje armii, liczącej 22,5 tys. wojskowych.
Odrzucił też kierowane pod adresem Belgradu zarzuty dotyczące rzekomego uzbrajania i szkolenia zamieszkujących Kosowo Serbów.
Mojsilović zdementował ponadto słowa ministra spraw wewnętrznych Kosowa Xhelala Svecli, który oskarżył w niedzielę Serbię o planowanie aneksji północnej części Kosowa - swojej byłej prowincji, której ogłoszonej w 2008 roku niepodległości konsekwentnie nie uznaje. Około 50 tysięcy miejscowych Serbów w tym rejonie nadal postrzega Belgrad jako swoją stolicę i odrzuca rządy Prisztiny.
- Armia Serbii jest poważną i silną instytucją, która nie znosi kłamstw. Oskarżenia o rzekome planowanie inwazji Kosowa są naprawdę niepoważne - skomentował Mojsilović.
Natomiast w ubiegłym tygodniu prezydent Serbii Aleksandar Vuczić przekonywał, że nie planuje inwazji na nieuznawaną przez Belgrad byłą prowincję kraju. Ocenił, że decyzja taka zaszkodziłaby unijnym aspiracjom jego kraju.
Napięcia między Kosowem a Serbią
Pod koniec września władze USA wezwały rząd Serbii do wycofania z granicy z Kosowem "licznie zgromadzonych tam oddziałów wojsk". Rzecznik Białego Domu określił działania Belgradu jako "bardzo destabilizujące".
Napięcie w regionie przy granicy krajów rośnie od czasu starć w północnym Kosowie, do których doszło w maju. Rannych zostało wówczas ponad 90 żołnierzy sił pokojowych NATO i około 50 serbskich demonstrantów.
24 września we wsi Banjska na północy Kosowa doszło do strzelaniny pomiędzy siłami z Kosowa a etnicznymi Serbami, którzy zabarykadowali się w miejscowym klasztorze. Późno w nocy kosowskiej policji udało się opanować sytuację po wymianie ognia, w której zginęło troje napastników i policjant.
W odpowiedzi na najnowszy wzrost napięć NATO podjęło decyzję o skierowaniu do Kosowa dodatkowych sił mających wzmocnić 4,5 tys. żołnierzy stacjonujących w kraju w ramach misji pokojowej Sojuszu. W niedzielę ministerstwo obrony Wielkiej Brytanii oświadczyło, że wyśle do kraju dodatkowych 200 wojskowych.
Źródło: PAP, Reuters