Drugi dzień z rzędu we Włoszech spada liczba nowych przypadków śmiertelnych wśród zakażonych koronawirusem oraz liczba nowych zakażeń - podała w poniedziałek Obrona Cywilna. Tego samego dnia szpital opuścił pierwszy włoski zakażony koronawirusem.
CZYTAJ RAPORT TVN24.PL: KORONAWIRUS - NAJWAŻNIEJSZE INFORMACJE >>>
OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO >>>
Od 20 lutego, gdy odnotowano pierwszy przypadek zakażenia koronawirusem we Włoszech, zmarło 6078 zakażonych. W ciągu ostatniej doby zmarły 602 osoby, czyli o 49 mniej niż dobę wcześniej.
W ostatniej dobie zanotowano 3780 nowych przypadków obecności koronawirusa. Dla porównania, dzień wcześniej służby włoskie informowały o prawie czterech tysiącach zakażeń. Łącznie zakażonych we Włoszech jest 50 418, a od początku epidemii odnotowano 63 927 przypadków.
Pozytywne wiadomości napłynęły z Lombardii, czyli epicentrum epidemii. Tam również spadła liczba nowych przypadków śmiertelnych wśród zakażonych, zanotowanych jednego dnia. W poniedziałek było ich 320, podczas gdy w niedzielę - 361.
"Miałem bardzo dużo szczęścia, zostałem wyleczony"
W poniedziałek szpital w Pawii na północy Włoch opuścił "pacjent numer 1" - 38-letni mężczyzna z Codogno w Lombardii, u którego 20 lutego stwierdzono pierwszy przypadek zakażenia koronawirusem na terytorium tego kraju.
Mężczyzna o imieniu Mattia zgłosił się na pogotowie w Codogno w ciężkim stanie. Badanie potwierdziło obecność koronawirusa. Okazało się, że spotkał się wcześniej na kolacji z kolegą, który wrócił z Chin.
Wkrótce potem okazało się, że w szpitalu w Codogno doszło do zakażeń. Koronawirusa potwierdzono też u ciężarnej żony pierwszego pacjenta. Miasteczko jako ognisko koronawirusa zostało zamknięte i ogłoszone tzw. czerwoną strefą. W następnych dniach takich stref powstało jeszcze 9 w Lombardii i jedna w regionie Wenecja Euganejska. Na północy wybuchł kryzys epidemiologiczny. Wciąż nie wiadomo, jakie były źródła zakażeń i kiedy dokładnie wirus pojawił się w kraju.
W poniedziałek pierwszy pacjent zakażony we Włoszech, u którego choroba miała bardzo ciężki przebieg, zagrażający życiu, opuścił szpital.
- Miałem bardzo dużo szczęścia, zostałem wyleczony, podczas gdy teraz może brakować lekarzy, by uratować wam życie, dlatego zostańcie w domu - taki apel wystosował mężczyzna w mediach społecznościowych. - Z tej choroby można się wyleczyć. Muszę podziękować lekarzom, którzy pozwolili mi wrócić do życia - dodał. - Byłem 18 dni na intensywnej terapii, a potem na oddziale chorób zakaźnych, gdzie zacząłem mieć kontakt z realnym światem i robić to, co najpiękniejsze: móc znowu normalnie oddychać - wyznał.
Apelując o uszanowanie prywatności swojej i rodziny, Mattia podkreślił: "Chcemy powoli zacząć zapominać o tym doświadczeniu i wrócić do normalnego życia".
"Wkładamy wielki wysiłek w to, by uniknąć na południu takiego wzrostu zakażeń"
Prezes krajowego Instytutu Zdrowia Silvio Brusaferro podkreślił, odnosząc się do zanotowanych spadków, że są one rezultatem kroków w walce z epidemią, wprowadzonych przed dwoma tygodniami.
- Przyjmujemy do wiadomości, że kroki te działają, ale jest jeszcze za wcześnie, by mówić o tendencji spadkowej - zastrzegł. Teraz, jak zaznaczył, trzeba doprowadzić do radykalnego spadku zakażeń.
- Wkładamy wielki wysiłek w to, by uniknąć na południu takiego wzrostu zakażeń, do jakiego doszło w regionach na północy - oświadczył Brusaferro.
Na południu Włoch - zauważył - "widać dalej ulice pełne ludzi i sytuacje, których nie ma już gdzie indziej". - To budzi niepokój - dodał.
- Trzeba utrzymać rygorystyczną, jednolitą postawę w całym kraju - oznajmił szef Instytut Zdrowia.
Autorka/Autor: tmw/ja
Źródło: PAP, TVN24