Brazylia przekroczyła liczbę 20 tysięcy ofiar śmiertelnych koronawirusa. Według reporterów Agencji Reutera, do statystyk nie zalicza się wielu zmarłych w ubogich dzielnicach. Jednym z takich przypadków, zdaniem agencji, może być 62-letni mężczyzna z Rio de Janeiro. Bliscy podejrzewali zakażenie koronawirusem, w akcie zgonu zapisano atak serca. Usunięcie zwłok z chodnika zajęło 30 godzin.
Valnir da Silva zmarł na ulicy ubogiej dzielnicy Rio de Janeiro w sobotę. Jak twierdzą członkowie jego rodziny i sąsiedzi, zwłoki leżały na chodniku przez 30 godzin. Chociaż nie mają pewności, bo nikt tego nie sprawdził, przypuszczają, że 62-latek mógł być jedną z niezaliczanych do statystyk ofiar koronawirusa.
Brazylijski kryzys koronawirusowy
Nawet oficjalne koronawirusowe statystyki rosną w Brazylii w tempie zastraszającym. Kraj ten przekroczył liczbę 20 tysięcy zgonów z powodu nowego koronawirusa, po rekordowym wzroście w ciągu 24 godzin - informowało w czwartek ministerstwo zdrowia tego kraju.
Według ministerstwa w ostatnich 11 dniach liczba ofiar śmiertelnych COVID-19 w Brazylii podwoiła się. Brazylia znalazła się na trzecim miejscu wśród krajów z największą liczbą zachorowań, za Stanami Zjednoczonymi i Rosją, ale zdaniem wielu ekspertów w rzeczywistości liczby te są znacznie wyższe. W Brazylii najwięcej zgonów odnotowano w Sao Paulo. Szpitalne oddziały intensywnej terapii zapełniają chorzy na COVID-19.
COVID-19 w Brazylii początkowo pojawił się w bogatych okolicach, przywieziony tam przez turystów wracających z wakacji w Europie. Szybko jednak przeniósł się na fawele - dzielnice biedoty.
30 godzin na chodniku
Reporter Agencji Reutera Ricardo Moraes obserwował w ostatni weekend sytuację w jednej z dzielnic nędzy w Rio de Janeiro. Kiedy przybył na miejsce około godziny 7 rano w niedzielę, zobaczył na chodniku, między zaparkowanymi samochodami a małym boiskiem piłkarskim, ciało Valnira da Silvy. Zdaniem sąsiadów i bliskich zmarłego, leżało tam od soboty nad ranem.
Bywalcy pobliskiego baru opowiadali, że kiedy Silva zaczął narzekać na problemy z oddychaniem, wezwano ambulans, ale mężczyzna zmarł przed przybyciem karetki. Przyjechała w końcu około godziny 16 w sobotę, ale nie zabrała ciała. Medycy uznali, że zmarł na atak serca i z innej nieznanej przyczyny. Tak zapisano w akcie zgonu, do którego dotarła Agencja Reutera. W oświadczeniu serwis służb ratowniczych tłumaczył, że to nie one są właściwe do zabierania zwłok.
Nie poinformowano, czy mężczyznę przebadano pod kątem ewentualnego zakażenia koronawirusem.
"Poczuliśmy ulgę, że w końcu ktoś go zabrał"
Następnego ranka 26-letni pasierb zmarłego, Marcos Vinicius Andrade da Silva, próbował wezwać inne służby do odebrania ciała. Rozmawiał z funkcjonariuszami policji, ale nic nie wskórał. Rzeczniczka komendy oświadczyła, że zajmują się zwłokami tylko w przypadku podejrzenia, że mają do czynienia z ofiarą przestępstwa.
Marcos przez cały dzień dzwonił po zakładach pogrzebowych. Przedstawiciele jednego z nich przyjechali w niedzielę około godziny 17. – Poczuliśmy ulgę, że w końcu ktoś go zabrał, ale i smutek w związku z tym, co się stało – powiedział 26-latek.
W poniedziałek Silva został pochowany. W ceremonii wzięły udział cztery osoby, w tym Marcos z matką.
Źródło: Reuters, PAP