Koronawirus na Białorusi. "Ludzie umierają każdego dnia. Tej informacji już nie dało się schować"

Źródło:
tvn24.pl
Wiaczorka: Łukaszenka wykorzystał wirusa, by pokazać nieprzyjemny gest Zachodowi
Wiaczorka: Łukaszenka wykorzystał wirusa, by pokazać nieprzyjemny gest ZachodowiTVN24
wideo 2/3
Wiaczorka: Łukaszenka wykorzystał wirusa, by pokazać nieprzyjemny gest Zachodowi

Łukaszenka od początku żartował z koronawirusa. Mówił, że skoro przeżyliśmy II wojnę światową, to koronawirus nas nie dotknie, i że Bóg nas obroni. Przekonywał, że trzeba pić wódkę, iść do bani i pracować w polu na traktorze - mówi Franciszak Wiaczorka, białoruski dziennikarz mieszkający w Mińsku. Dzisiaj najwięcej zakażonych koronawirusem w Europie Środkowej jest właśnie na Białorusi.

W kraju, w którym mieszka niecałe 10 milionów osób, od początku pandemii oficjalnie potwierdzono ponad 50 tysięcy przypadków COVID-19.

Pierwszy przypadek zakażenia koronawirusem na Białorusi potwierdzono 28 lutego w szpitalu w Mińsku. Miesiąc później, 31 marca Ministerstwo Zdrowia poinformowało o pierwszym przypadku śmiertelnym.

OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO >>>

Hokejem w koronawirusa

Kilka dni wcześniej prezydent kraju, Aleksandr Łukaszenka zagrał przed publicznością w zorganizowanym przez siebie turnieju hokeja na lodzie. "Czy istnieje wirus? Nie widzę żadnego! Sport, a zwłaszcza hokej, jest najlepszym lekarstwem przeciwwirusowym" – mówił po wygranych zawodach.

W marcu i kwietniu Łukaszenka regularnie grywał w hokeja.president.gov.by

W dniu meczu na Białorusi było co najmniej 85 zdiagnozowanych przypadków COVID-19. - Na te mecze przymusowo spędzano ludzi, żeby trybuny były pełne – mówi Andrzej Poczobut, dziennikarz z Grodna.

Na początku kwietnia na Białoruś przyjechali eksperci WHO. Po wizycie rekomendowali odwołanie imprez masowych i zgromadzeń, na których nie da się zapewnić co najmniej półtora metra odległości między uczestnikami. Rekomendacje do walki z koronawirusem zostały jednak zignorowane. 9 maja, w 75. rocznicę zakończenia II wojny światowej w Mińsku odbyła się Parada Zwycięstwa, a ulicami stolicy przeszło 3 tysiące żołnierzy.

W kraju – poza lokalnymi wyjątkami i oddolnymi inicjatywami – nie wprowadzono żadnych środków ostrożności. 

Kawiarnie pełne ludzi

- Sektor prywatny, a przynajmniej większość branży IT poprosiła swoich pracowników, żeby zostali w domach, ale sektor państwowy, który stanowi 30-40 proc. pracowników, czyli szkoły, fabryki - były zmuszone chodzić do pracy - opowiada Franciszak Wiaczorka, dziennikarz Radia Wolna Europa. - Oni nie mieli prawa zostać w domu. Był zakaz zostawania w domu. Można było zostać tylko w wypadku, gdy doszło do bezpośredniego kontaktu z chorym na COVID-19 - dodaje.

Ulice Mińska, 8 czerwca
Ulice Mińska, 8 czerwcaFranciszak Wiaczorka

Wprawdzie, jak opowiada Wiaczorka, w białoruskich sklepach dostępne są rękawiczki, a w prywatnych sieciach i centrach handlowych słychać komunikaty o tym, by trzymać dystans, to "sporo ludzi stosuje się do tych reguł, ale sporo ludzi nie". - To wszystko to inicjatywa firm, a nie rozkaz z góry. W Mińsku nie ma żadnych ograniczeń. Wszystkie kawiarnie są pełne ludzi. Działają parki. Ludzie chodzą i bawią się. Sklepy pracują. Restauracje też są otwarte - relacjonuje.

- Do końca roku szkolnego pracowały szkoły nie zważając na przypadki wykrycia tam koronawirusa. To samo dotyczy urzędów i państwowych zakładów pracy. Sytuacja wymusza na ludziach, żeby na siebie uważali. Nie zważając na to, że zajęcia trwały, około 60 procent dzieci nie chodziło do szkół, bo rodzice zdecydowali, że mają zostać w domu - dodaje Andrzej Poczobut, polsko-białoruski dziennikarz.

Poczobut: Łukaszenka nadal bagatelizuje tę chorobę
Poczobut: Łukaszenka nadal bagatelizuje tę chorobęTVN24

"Informacje o zachorowaniach są zatajane"

- Jest pewna część społeczeństwa, która zachowuje dystans i na poważnie traktuje koronawirusa. Duża część tych, którzy bagatelizowali problem, jest teraz w szpitalach. Jeżeli u kogoś w rodzinie wystąpiła choroba, to w tym momencie zaczyna się traktować to poważnie. Kiedy ktoś ma z tym do czynienia, widzi, że informacje o zachorowaniach są zatajane, że szpitale mają coraz większe problemy z liczbą chorych - tłumaczy sytuację na Białorusi Poczobut.

Oficjalnie władze twierdzą, że walka z pandemią przebiega bez zarzutu. W kraju deklaruje się wysoką liczbę wykonywanych testów, wystarczająco dużo miejsc w szpitalach i odpowiednie wyposażenie dla medyków. Zgodnie z komunikatami władzy, na Białorusi z powodu koronawirusa zmarły do tej pory 282 osoby. 

Przypadki zakażeń koronawirusem na BiałorusiWHO

Andrzej Poczobut nie ma wątpliwości: w te dane nikt nie wierzy. - W kraju jest około 50 tysięcy zachorowań i ponad 200 zgonów? To by znaczyło, że mamy najlepszą medycynę na świecie. Takich wyników nie ma żaden kraj, ale taki jest oficjalny przekaz - tłumaczy. - Otrzymujemy jednoznaczne sygnały, że sytuacja jest bardzo poważna, że liczba chorych jest duża, i że oficjalnym danym nie należy ufać. Nagle szpitale w wielu miejscach zaczynają kupować worki na ciała. To świadczy o tym, że liczba zgonów znacznie wzrosła, a worki na ciała są produktem deficytowym - mówi dziennikarz.

- Lekarz, który pracuje w karetce mówił, że nieraz trzeba zabrać po trzy lub cztery osoby z podejrzeniem koronawirusa na godzinę i oni fizycznie nie potrafią do każdego zajechać. Oni nawet nie mają czasu założyć nowych ubrań, masek ochronnych. Może przez to mamy na Białorusi najwyższy wskaźnik zachorowań wśród medyków - komentuje Franciszak Wiaczorka.

Wiaczorka: to system zbudowany, by pokazać, że twoje życie nie ma znaczenia
Wiaczorka: to system zbudowany, by pokazać, że twoje życie nie ma znaczeniaTVN24

"Tej informacji już nie udało się schować"

Na początku pandemii prezydent Łukaszenka zapewniał, że żaden obywatel Białorusi nie umrze z powodu koronawirusa. W obliczu rosnącej liczby zgonów i spadającego poparcia, zmienił swój przekaz.

- Łukaszenka (początkowo) wykorzystał tę sytuację, żeby pokazać kolejny raz nieprzyjemny gest w kierunku Zachodu - że wy tam umieracie, a u nas wszystko w porządku, bo pijemy wódkę i pracujemy na traktorze. Ale potem wirus przyszedł na Białoruś, a sytuacja stała się krytyczna - opowiada Wiaczorka. - Dopiero wtedy Łukaszenka zmienił retorykę i uznał, że koronawirus istnieje. Teraz Łukaszenka stara się nie wypowiadać na temat wirusa. Mówi, że nasi lekarze są najlepsi, nasza służba zdrowia jest najlepsza, wytrzymamy, przeżyjemy - dodaje dziennikarz i aktywista.

- Władza uznała, że lepiej będzie, jeżeli całe społeczeństwo przechoruje, a osoby starsze i słabsze umrą. Uznał, że to nie problem. Aleksandr Łukaszenka publicznie mówił o tym, że najważniejsze, żeby młodzi nie umierali. O słabszych mówił obraźliwie - komentuje Andrzej Poczobut. - Kiedy zmarła otyła osoba, Łukaszenka powiedział, że człowiek, który tyle ważył i tak nie powinien żyć. Jego stanowisko było bardzo radykalne i społeczeństwo bardzo krytycznie oceniło jego zachowanie. Sygnał płynął taki, że dla Łukaszenki życie Białorusinów nie jest ważne i tak to zostało odebrane przez część społeczeństwa - opowiada.

- Ta ignorancja, ta zuchwałość, ta obojętność na los ludzi, ta pogarda dla pierwszych ofiar – to miało moim zdaniem bardzo mocny wpływ i negatywnie się odbiło - uważa Poczobut. Ale jak dodaje, Łukaszenka "później to zrozumiał, dlatego zmienił się przekaz. Zaczął mówić, że należy walczyć o życie każdego Białorusina, ale już się rzekło, a jego zuchwałość społeczeństwo już oceniło".

Autorka/Autor:Olga Orzechowska, TVN24//bb

Źródło: tvn24.pl

Tagi:
Raporty: