Rosyjskie ministerstwo obrony poinformowało w środę o wycofywaniu sił z anektowanego Krymu. To drugi dzień z rzędu, gdy Moskwa donosi o powrocie do miejsc stałej dyslokacji części sił, które od tygodni stacjonują przy ukraińskiej granicy. Z dystansem do rosyjskich zapowiedzi podchodzą państwa zachodnie, jak i sama Ukraina.
W środę rosyjski resort obrony poinformował, że żołnierze Południowego Okręgu Wojskowego zakończyli udział "w ćwiczeniach taktycznych na poligonach Półwyspu Krymskiego" i wracają "transportem kolejowym do miejsc stałej dyslokacji". Załadowane zostały do transportu wojskowe pojazdy gąsienicowe, w tym czołgi i haubice samobieżne. "Eszelony wojskowe dostarczą sprzęt bojowy i żołnierzy do punktów stałej dyslokacji jednostek wojskowych" - zapowiedziało ministerstwo obrony.
Rosyjski resort obrony udostępnił w środę nagranie, utrzymując, że widać na nim moment, gdy wagony z czołgami i pojazdami opancerzonymi "przejeżdżają przez Most Krymski do stałego miejsca rozmieszczenia jednostek".
To kolejny dzień z rzędu, gdy Rosja informuje o wycofywaniu części swoich sił stacjonujących przy ukraińskiej granicy. Rzecznik ministerstwa obrony Igor Konaszenkow przekazał we wtorek, że wojska rosyjskie po zakończeniu ćwiczeń rozpoczęły załadunek i będą wracać do garnizonów. Chodzi o siły Południowego i Zachodniego Okręgu Wojskowego.
Sekretarz stanu USA: rosyjskie jednostki przesuwają się w kierunku granicy z Ukrainą
- Nadal widzimy nie tylko, że te siły tam są, ale obserwujemy kluczowe jednostki przesuwające się w kierunku granicy, a nie w przeciwną stronę - powiedział w środę sekretarz stanu USA Antony Blinken w wywiadzie dla telewizji MSNBC, dodając, że tego samego zdania jest sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg.
W przeprowadzonej niedługo potem rozmowie z ABC amerykański dyplomata powiedział, że są to jednostki, które "byłyby w awangardzie jakiejkolwiek wznowionej agresji" Rosji.
Blinken zasugerował też, że jeśli Moskwa zdecyduje się na cyberataki przeciwko USA, na przykład w ramach odwetu za sankcje, Stany Zjednoczone nie pozostawią ich bez odpowiedzi. - Kilka miesięcy temu byłem z prezydentem (USA Joe) Bidenem w Genewie, w czasie, kiedy dochodziło do ataków ransomware przeciwko nam (...), prezydent Biden powiedział prezydentowi (Rosji Władimirowi) Putinowi: "na pewno rozumie pan, jak ważne jest to dla nas, i potrafię sobie wyobrazić, że mając tę całą infrastrukturę energetyczną, nie spodobałoby się panu, gdyby ktoś przeprowadził taki atak ransomware przeciwko panu" - mówił Blinken.
Pytany o różnice w publicznym przekazie władz USA i Ukrainy na temat zagrożenia rosyjską agresją, szef amerykańskiej dyplomacji przekonywał, że wynikają one ze zrozumiałej chęci prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, by nie wywoływać paniki wśród obywateli. Dodał jednak, że Waszyngton jest w stałym kontakcie ze stroną ukraińską i Kijów podchodzi do zagrożenia równie poważnie, co USA.
Szef NATO: nie widzieliśmy żadnych oznak rosyjskiej deeskalacji
Sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg w środowym wywiadzie dla dziennika "Le Figaro" powiedział, że "do tej pory nie widzieliśmy żadnych oznak rosyjskiej deeskalacji". - Ale oczywiście będziemy uważnie monitorować to, co robią. Zachęcamy ich do wycofania sił z granicy z Ukrainą. Jednak to, co widzieliśmy po stronie rosyjskiej, to oznaki chęci kontynuowania wysiłków dyplomatycznych. Sytuacja skłania nas do ostrożnego optymizmu - powiedział Stoltenberg pytany, czy będzie wojna Rosji z Ukrainą.
- Tak czy inaczej, rozmieszczenie wojsk wokół Ukrainy jest nadal masowe i bezprecedensowe. Rosja zawsze może przeprowadzić atak w bardzo krótkim czasie. Ta sytuacja jest bardzo poważna. Jesteśmy gotowi do podjęcia działań dyplomatycznych. Wysłaliśmy do Rosji nasze propozycje do dyskusji, które obejmują szeroki zakres tematów, jak kontrola zbrojeń, przejrzystość ćwiczeń czy redukcja ryzyka. Zaproponowaliśmy im powrót do Rady NATO-Rosja. Ale nie otrzymaliśmy odpowiedzi - zastrzegł sekretarz generalny NATO.
Pytany o przystąpienie Ukrainy do NATO Stoltenberg odpowiedział, że "Ukraina ma prawo do podejmowania własnych decyzji". - Szwecja i Finlandia są partnerami niebędącymi członkami, ale ściśle z nimi współpracujemy. Szanujemy aspiracje Ukrainy do przystąpienia do Sojuszu. Pomagamy jej przeprowadzić reformy. Ale ostatecznie o członkostwie zadecyduje 30 członków NATO – powiedział.
Stoltenberg: wzmocniliśmy naszą obecność
- Wzmocniliśmy naszą obecność, wysyłając dodatkowe wojska w rejon Bałtyku. Jest to odpowiedź na wzmożone napięcia spowodowane nagromadzeniem rosyjskich sił zbrojnych wokół Ukrainy. Zwiększyliśmy przygotowanie sił reagowania NATO. W razie potrzeby nadal możemy je szybko wzmocnić. Kilku sojuszników zmobilizowało oddziały. Poza tym rozważamy w dłuższej perspektywie dostosowanie naszej obecności na wschodniej flance, w tym batalion w Rumunii i innych krajach regionu Morza Czarnego. Nie podjęto jeszcze żadnej decyzji, ale z zadowoleniem przyjmuję francuską propozycję poprowadzenia grupy bojowej w Rumunii - zapewnił Stoltenberg.
- Inwazja (na Ukrainę - red. ) byłaby wyraźnym naruszeniem Aktu Stanowiącego (porozumienia między NATO a Rosją z 1997 roku - przyp. red.). Jednak Sojusz pozostaje związany tym aktem - poinformował szef NATO.
W jego ocenie "autorytarne mocarstwa, jak Rosja i Chiny, próbują ustanowić nowy porządek świata, który nie byłby oparty na zasadach międzynarodowych, ale na strefach wpływów, w których wielkie mocarstwa mogłyby decydować, co inni mogą zrobić, a co nie". - W NATO wierzymy w demokrację, wolność i prawo każdego narodu do dokonywania własnych wyborów. Rosja i Chiny nie podzielają tych wartości. Wyjaśnili to jasno, mówiąc, że nie powinniśmy szanować wolnej decyzji suwerennych narodów – podsumował Stoltenberg.
Szef NATO o wniosku rosyjskiej Dumy
Rosyjska Duma Państwowa (niższa izba parlamentu) zagłosowała we wtorek za wystosowaniem prośby do prezydenta kraju Władimira Putina o uznanie niepodległości kontrolowanych przez separatystów wschodnich obszarów Ukrainy.
Pytany, jak zareagowałoby NATO, gdyby Rosja uznała secesję wschodnich regionów Ukrainy, sekretarz generalny Sojuszu odpowiedział, że "byłoby to wyraźnym naruszeniem integralności terytorialnej Ukrainy". - Regiony Doniecka i Ługańska są częścią uznanych na arenie międzynarodowej granic Ukrainy. Byłoby to wtedy pogwałceniem porozumień mińskich. Uznanie regionów ługańskiego i donieckiego byłoby sprzeczne z wysiłkami podejmowanymi w ramach spotkań w formacie normandzkim - dodał.
Rosja mówi o wycofywaniu swych sił. Zachód chce dowodów
Państwa zachodnie oraz Ukraina podchodzą z dystansem do rosyjskich zapowiedzi dotyczących powrotu żołnierzy do garnizonów. Brytyjski minister obrony Ben Wallace przyznał w środę, że jego państwo nie dostrzegło żadnych dowodów świadczących o tym, by Rosja wycofywała swoje wojsko z ukraińskiej granicy. - Obserwacje, które poczyniliśmy, świadczą o czymś przeciwnym, niż wskazywałaby retoryka Kremla - dodał.
- Rosja nieustannie wydaje różne oświadczenia, dlatego przyjęliśmy zasadę, według której uwierzymy w coś dopiero, gdy to zobaczymy, a nie o tym usłyszymy - komentował we wtorek minister spraw zagranicznych Ukrainy Dmytro Kułeba.
Biden: 150 tysięcy rosyjskich żołnierzy przy granicy z Ukrainą
- Rosyjskie ministerstwo obrony poinformowało dzisiaj, że niektóre wojskowe jednostki opuszczą swoje pozycje niedaleko Ukrainy. To byłaby dobra wiadomość, ale jeszcze tego nie zweryfikowaliśmy - powiedział prezydent USA Joe Biden w czasie wtorkowego przemówienia w Białym Domu na temat bieżącej sytuacji wokół Ukrainy.
Jak dodał, "nasi analitycy wskazują, że w dalszym ciągu (rosyjskie siły - red.) pozostają w zagrażającej pozycji". - Faktem jest nadal, że Rosja ma ponad 150 tysięcy żołnierzy wokół Ukrainy (...), a inwazja nadal jest możliwa - dodał.
Źródło: Reuters, PAP