Na polonijnych forach gwarno. Tematyka: od sasa do lasa. Na grupie "Polacy w New Jersey" Ania z Linden prezentuje ofertę ciasteczek na każdą okazję, a Vitek z Parlin zachęca do zakupu miodów prosto z pasieki. Grupa "Polacy w Denver" cieszy się ze zwycięstwa Igi Świątek na Roland Garros i dyskutuje o tym, w którym monopolowym w mieście da się kupić polską pigwówkę i orzechówkę. Na wallu "Polonia Chicago USA" oferty wymiany zbitych szybek w smartfonach plus rozmowy o tym, czy legalnie jest instalować sobie kamery na balkonie. O polityce nic. No, prawie. Bo wystarczy jeden link, jedno nawiązanie do nadchodzących wyborów, jedna kropla politycznego oleju, by zaczęło porządnie skwierczeć.
Memem w kandydata
Jest 9 października. Polonijny portal internetowy "Dziennik Polonijny. Polish Daily News" wrzuca Polakom z News Jersey link na temat spotkania organizowanego przez stowarzyszenie "Polish-Americans for Biden" (z ang. Polonia dla Bidena). W komentarzach wybucha:
"Biden? Jaja sobie robicie?!"
"Uciekali przed komuną, a za komuną chcą głosować!"
"Zmieńcie nazwę na lewacki dziennik polonijny".
Na przychylny kandydatowi demokratów komentarz w tym gąszczu krytyki nie ma co liczyć. Można za to liczyć na memy – a to z Bidenem, któremu po prezydenckiej debacie z Trumpem nos miał urosnąć jak u Pinokia, a to ze zdjęciem Mount Rushmore, gdzie obok Washingtona, Jeffersona, Roosevelta i Lincolna ktoś komputerowo dokleił wizerunek obecnego amerykańskiego prezydenta.
Bidenowskim hejterom pięknym za nadobne odwdzięczają się internauci zgromadzeni wokół facebookowych stron polonijnych sympatyków demokratów. Tam też królują memy z karykaturą Bidena – tym razem jednak wystrojonego w polski strój ludowy i zajadającego pierogi pod szyldem: "Biden wie, że liczy się wnętrze… jak w pierogach". Oraz zdjęcia charakterystycznych dla amerykańskich podwórek trawnikowych tablic z napisem: "Trump Hates Pierogis!" (z ang. Trump nienawidzi pierogów), pod którymi nasi rodacy ochoczo dopowiadają, że "Trump hates everything!" (z ang. Trump nienawidzi wszystkiego).
Biden knows that it’s what’s inside that counts... just like pierogi(s)! 😉 🥟 #PolishAmericansForBiden
Posted by Polish-Americans for Biden on Monday, October 12, 2020
Posted by Mary Hudzinski on Tuesday, October 13, 2020
Czy coś z takiego politycznego internetowego hyde parku wynika? Najprawdopodobniej absolutnie nic! Aby dało się przeprowadzić wiarygodny sondaż na temat sympatii politycznych Polonii w kontekście nadchodzących amerykańskich wyborów, najpierw trzeba by było się dogadać, kogo właściwie do tej Polonii zaliczyć.
Wiadomo, że na starcie musiano by wykluczyć wszystkich, którzy – nawet jeśli aktywni na forach i facebookowych grupach – nie mają amerykańskiego obywatelstwa, a co za tym idzie: prawa do głosowania. Czy jednak mówiąc o Polonii należałoby liczyć te 10 milionów (czyli 3 procent populacji USA), które w Ameryce ma polskich przodków? A jeśli tak, to jak licznych? Czy może jednak tych, którzy mówią po polsku? A jeśli tak, to jak płynnie? Tego typu pytania i wątpliwości sprawiają, że obstawianie wyników głosowania Polonii często w zasadzie jest niczym innym, jak tylko wróżeniem z fusów.
Choć nie do końca. Tak samo bowiem jak trudno zrealizować miarodajne i przeprowadzone na dużą skalę sondaże obrazujące, który z amerykańskich kandydatów bardziej przypadł Polonii do gustu, tak trudno byłoby znaleźć choćby jednego Polaka w Ameryce (demokratę czy republikanina), który bez zająknięcia nie powiedziałby: nasi w USA wolą Trumpa.
To po prostu się wie. Tak się mówi na ulicy. Tak się mówi w polskich sklepach. W kościele. Tak wynika z analizy na pozór całkowicie nieistotnych zdarzeń.
Jak nasi wybierali prezydenta
O hrabstwie Luzerne, położonym w północno-wschodniej Pensylwanii, jeszcze kilka lat temu słyszał mało kto, nawet w samych Stanach. Ot, zwykły, liczący około 320 tysięcy mieszkańców amerykański region. Katolicki, nieszczególnie bogaty, górniczy. Popadający w marazm z powodu konieczności życia za stawkę minimalną, rosnącej liczby młodych uzależnionych od opioidów i braku perspektyw na lepszą przyszłość.
Cztery lata temu Luzerne znalazło się jednak na świeczniku i pod lupą mediów, a powodów tego najlepiej doszukiwać się właśnie w atmosferze panującej w okolicy. To ona sprawiła, że hrabstwo z bogatą demokratyczną historią, które od 1988 roku (czyli od czasów George’a Busha seniora) nie zagłosowało ani razu na republikańskiego kandydata, nagle w 2016 roku zdecydowało się poprzeć Donalda Trumpa. Co skutki miało najpoważniejsze z możliwych. Bo gdyby Trump w hrabstwie Luzerne nie wygrał, nie wygrałby też w całym stanie Pensylwania. A co za tym idzie, najprawdopodobniej w ogóle nie byłby dziś prezydentem Stanów Zjednoczonych.
Niedługo później fenomen Luzerne rozsławił na cały kraj dziennikarz Ben Bradlee Jr. (ten sam, który otrzymał Pulitzera za nadzorowanie dziennikarskiego śledztwa dotyczącego pedofilii w amerykańskim Kościele katolickim) wydając książkę "The Forgotten. How the people of one Pennsylvania county elected Donald Trump and changed America" (z ang. "Zapomniani. Jak mieszkańcy jednego z hrabstw Pensylwanii wybrali Donalda Trumpa i zmienili Amerykę"), okrzykniętą przez magazyn "Entertainment Weekly" najbardziej soczystą polityczną książką 2018 roku.
Jak to wszystko się ma do naszych rodaków i do tego, którego kandydata wybiorą w listopadzie? Ano tak, że próżno by szukać na mapie Ameryki miejsca bardziej polskiego. Od momentu, gdy w 1868 roku Louis Hajdukiewicz założył tu pierwszą polską kolonię, do Luzerne przez dekady nieprzerwanym strumieniem płynęły fale imigrantów znad Wisły – albo uciekających z kraju przed represjami, albo po prostu szukających lepszego życia. I tym właśnie sposobem Luzerne to dziś jedyne w całych Stanach Zjednoczonych hrabstwo, w którym najliczniejszą grupę etniczną stanowią Polacy.
To o nich więc w dużej mierze myślał Bradlee, gdy pisał o ludziach złych na to, że rząd federalny marnotrawi ich pieniądze. To ich miał na myśli opisując mieszkańców Luzerne jako żyjących w poczuciu pozbawienia godności i przytłoczonych przez nadmiernie liberalne obyczaje.
Donald Trump sprawia, że czuję się dobrze ze sobą i z tym, kim jestem. Przez Hillary czuję, że muszę przepraszać za to, że chcę polować i że nie mam wyższego wykształcenia.odpowiedź strażnika więziennego na pytanie, dlaczego głosował na TrumpaBen Bradlee Jr., "The Forgotten"
Dla kandydatów walczących właśnie o urząd amerykańskiego prezydenta, historie takie jak ta z Luzerne okazują się dziś bardziej wymowne niż jakiekolwiek sondaże.
Szkoła uwodzenia
Każdy, kto w czasie wyborów z 2016 roku śledził podział głosów elektorskich, dobrze wie, że Luzerne było wówczas jedynie małą cząstką całego pasa, który nieoczekiwanie zmienił swoje zabarwienie. – Tu chodziło o coś znacznie poważniejszego. Ohio, Michigan i Wisconsin od lat nazywa się "niebieską ścianą", bo zawsze kojarzyły się z demokratami tak mocno, jak w Polsce Podkarpacie kojarzy się z PiS, a zachodniopomorskie z PO. Aż do 2016 roku, kiedy stany te nagle zagłosowały na Trumpa – tłumaczy Daniel Pogorzelski, polonijny historyk i działacz amerykańskiej Partii Demokratycznej w Chicago.
Kiedy więc wzięto pod uwagę, że każdy z tych trzech stanów jest dodatkowo znaczącym ośrodkiem polonijnym, zaczęto rozumieć, że Trumpowi w zwycięstwie w znacznym stopniu pomogły głosy Polonii.
Nic dziwnego, że w obecnej kampanii obaj kandydaci chcą wyciągnąć z tego lekcję.
– Demokraci pragną na tej "niebieskiej ścianie" powtórki sukcesów z czasów Obamy. Chcą naprawić to, co zepsuli w 2016, czyli pamiętać o starszych wyborcach, mieszkańcach Midwestu, związkowcach, Afroamerykanach… I oczywiście o Polakach. Takiej walki o polskie głosy nie było tu od bardzo wielu lat – mówi Pogorzelski. A walkę tę rzeczywiście widać gołym okiem. Podobnie jak to, że strategie uwodzenia – w zależności od kandydata – są skrajnie różne.
Donald Trump już od czasów poprzedniej kampanii za główną oręż przy podboju polskich serc obrał kwestię visa waiver, czyli zniesienia wiz dla Polaków. Swoją obietnicę po raz pierwszy złożył w 2016 roku podczas spotkania z Kongresem Polonii Amerykańskiej w Chicago. Zaś trzy lata później obietnicy dopełnił – podpisując w październiku 2019 roku dokument o ruchu bezwizowym między Polską a USA. Jeśli więc nawet nie była to do końca zasługa samego prezydenta (w końcu o zniesieniu obowiązku wizowego decyduje nie głowa państwa, lecz odpowiednio niski procent odmów wizowych), zrealizowane marzenia tysięcy Polaków - przez lata zirytowanych nieprzyjemnymi procedurami - na pewno urzędującemu prezydentowi nie zaszkodziły. – Poza tym Donald Trump sympatię do Polski i Polaków deklarował tak niezliczoną liczbę razy, że w świadomości Polonii od dawna jawi się jako przyjaciel Polski. Jako ktoś, kto o Polskę dba i o Polsce myśli – wyjaśnia dziennikarka chicagowskiego radia polonijnego 1030FM, Małgorzata Ptaszyńska.
Inna sprawa, że wydarzenia 2020 roku wydają się zaprojektowane idealnie pod Trumpa. Rozmawiając ze słuchaczami dzwoniącymi do radia, Małgorzata Ptaszyńska często słyszy od naszych rodaków, że to właśnie on daje im poczucie bezpieczeństwa. - Gdy z powodu pandemii potracili pracę, zaoferował im stimulus checks (zapomogi) i wsparcie dla biznesów – również polonijnych. Gdy na fali chicagowskich zamieszek plądrowane były miejskie sklepy, zapowiedział zaprowadzenie porządku. Gdy zaniepokojeni o własne bezpieczeństwo Polacy masowo zaczęli wykupywać broń i zapisywać się na kursy strzeleckie, obiecał, że w przeciwieństwie do demokratów będzie bronił świętego prawa do posiadania broni. To bardzo prosta retoryka, ale dla wielu Polaków bardzo atrakcyjna – wylicza Ptaszyńska.
A Biden? Nie mając w rękawie asa, sięga po środki mniejszego kalibru i korzysta z każdej nadarzającej się okazji, by podkreślić swoje związki z Polską. Tak jak 11 października – w amerykański Dzień Pamięci o Generale Pułaskim - gdy za pośrednictwem Twittera zadeklarował, że Ameryka zawsze będzie stała z Polakami przeciwko wspólnym zagrożeniom.
Koniem pociągowym polskiej kampanii w bidenowskiej stajni jest jednak były ambasador USA w Szwecji Mark Brzezinski, prywatnie syn Zbigniewa Brzezińskiego. To jego Biden wysyłał na wiece z sympatykami z amerykańskiej Polonii, te organizowane przez stowarzyszenie Polish-Americans for Biden. Brzezinski miał podkreślać, że Biden jest z nami od lat. – Mark Brzezinski przypomina wyborcom o wielkiej przyjaźni, jaka łączyła jego ojca z Johnem (Joe – red.) Bidenem w senackich czasach. I że to Biden był jednym z tych, dzięki którym Polska uzyskała poparcie Senatu podczas starań o wstąpienie do NATO – mówi Pogorzelski.
Oprócz przyjaźni z Brzezińskim, w sukurs Bidenowi idzie też wreszcie jego pochodzenie. Bo choć kandydat demokratów jest senatorem z Delaware, to pochodzi ze Scranton w Pensylwanii – stolicy kościoła polskokatolickiego w Ameryce, położonego w hrabstwie Lackawanna, które w przeszłości było częścią (a jakże!) hrabstwa Luzerne.
Czy jednak podkreślanie ścisłych związków z Polską wystarczy, by przekonać do siebie polonijnych wyborców? Z tym bywa różnie.
Zmienne nastroje
Jedną z niewielu instytucji, które podjęły się i wciąż podejmują karkołomnej misji zbadania sympatii politycznych Polonii amerykańskiej, jest polonijny PIAST Institute. To PIAST w 2010 i 2013 roku przeprowadził badania przedstawicieli Polonii, w których respondenci spełniali dwa warunki: mieli polskich przodków i czuli ścisłe związki z Polską. Porównując ze sobą oba raporty można wykreować sobie obraz imigranta, który jest konserwatywny, jednak coraz częściej "romansuje" ze światopoglądem liberalnym. O ile bowiem jeszcze w 2010 roku proporcje te wynosiły 44 do 33 procent, o tyle trzy lata później już 38,5 do 36,9 procent.
Analiza polonijnych sympatii i antypatii pozwoliła mu zauważyć, że te w dużej mierze zależą nie tylko od miejsca zamieszkania, wykonywanego zawodu czy poziomu wykształcenia, ale również od momentu pojawienia się w USA. – Potomkowie imigrantów, którzy przybyli do Stanów między 1850 a 1920 rokiem, dzielą się między dwie partie prawie po równo. Dla tej grupy prawie zupełnie nieistotne są związki kandydata z Polską. O wiele większą rolę w ich decyzjach wyborczych odgrywa podejście do wiary. Ci bardziej religijni wybiorą Trumpa, przymykając oko na niektóre jego amoralne zachowania, bo Partię Demokratyczną uważają za niezwykle wrogą chrześcijanom – tłumaczy historyk dr John Radzilowski z PIAST Institute.
Inaczej sprawy się mają z drugą falą, która znalazła się w USA po II wojnie światowej. - Ta grupa, choć również podzielona, nie ma tradycji głosowania na demokratów. Polityka administracji Obamy wobec Polski i Rosji nigdy nie była wśród nich popularna, a właśnie z nią Biden im się kojarzy. Dlatego już na starcie traci ich poparcie – objaśnia Radzilowski. I dodaje, że jego zdaniem najmocniej i najbardziej gremialnie Trumpa poprze fala imigrantów z czasów Solidarności i ich dzieci. To właśnie im flirty Partii Demokratycznej z socjalizmem najbardziej kojarzą się z czasami w komunistycznej Polsce. Ich następcy, czyli najnowsza fala imigracji przybyła do Stanów już z wolnej Polski, będzie już pochodzić ze środowisk tak zróżnicowanych, że trudno w ich przypadku znaleźć jakąkolwiek prawidłowość. No, może oprócz tej najprostszej: ci, którzy w polskiej polityce popierają PiS, w listopadzie zagłosują na Trumpa, a zwolennicy PO na Bidena.
Wszystko to sprowadza się do jeszcze jednego: im dłużej mieszka się w Stanach, tym bardziej głosuje się zgodnie z sympatiami wyborczymi swojego regionu. Pytanie jednak, czy wtedy głosują jeszcze Polacy, czy może już Amerykanie?
Autorka/Autor: Dorota Malesa
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock