W Kazachstanie trwają protesty, brutalnie tłumione przez władze. - Wydaje mi się, że ofiary w Ałmaty będziemy liczyć w setkach lub tysiącach - mówił w TVN24 Krzysztof Strachota, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich. Arkadiusz Legieć, analityk z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, ocenił, że sytuacja w Kazachstanie "rodzi korzyści, ale również określone wyzwania" dla Kremla.
W wielu miastach w Kazachstanie trwają protesty, brutalnie tłumione przez władze.
Strachota: wydaje mi się, że ofiary w Ałmaty będziemy liczyć w setkach lub tysiącach
W czwartek wieczorem o protestach w Kazachstanie mówił w TVN24 Krzysztof Strachota z Zespołu Turcji, Kaukazu i Azji Centralnej Ośrodka Studiów Wschodnich. Powiedział, że "sytuacja jest pod wieloma względami bardzo poważna". - Protesty są w całym kraju, w wielu miastach. Są brutalnie i bezprecedensowo tłumione. Wydaje mi się, że ofiary w Ałmaty będziemy liczyć w setkach lub tysiącach - przewiduje ekspert.
- Doszło do ważnego momentu w życiu politycznym Kazachstanu, bo - jak się wydaje - został odsunięty Nursułtan Nazarbajew i znaczna część jego ludzi od 30 lat umocowanych w różnych ważnych miejscach w polityce i biznesie. I rzecz niebagatelna: po raz pierwszy użyto wojsk Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym do operacji zagranicznej. Było kilka konfliktów, kilka okazji, gdzie mogły zostać użyte, ale stało się to dopiero teraz do stłumienia protestów w Kazachstanie. To wyznacza standardy. To będzie taki sygnał ostrzegawczy, zastraszający cały obszar postsowiecki - mówił Strachota.
W tej chwili - dodał - władze Kazachstanu są "zakładnikiem podjętych decyzji, zakładnikiem polityki rosyjskiej". - Kiedy są wojska UOBZ w Kazachstanie to trudno uważać, że prezydent kontroluje to, co się dzieje. Na pewno przekroczono pewną granicę. Na pewno ludzie nazwani przez władzę terrorystami będą likwidowani. Zostanie to brutalnie spacyfikowane - powiedział,
Ekspert: Władze są zdeterminowane. Otwierają konflikt na wpływy zewnętrzne
Analityk do spraw Kaukazu i Azji Centralnej z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Arkadiusz Legieć opublikował na Twitterze swoją analizę sytuacji w Kazachstanie. Napisał, że trwają tam "najpoważniejsze w historii tego państwa protesty". Ich przebieg relacjonujemy w tvn24.pl.
"Władze, na czele z prezydentem Tokajewem, po niepowodzeniu 'miękkiej taktyki ustępstw', zdecydowały o przyjęciu 'twardej taktyki'. (...) Dotychczas wiadomo o co najmniej kilkudziesięciu ofiarach, jednak należy spodziewać się zdecydowanie wyższych liczb" - przewiduje Legieć. Twarda taktyka - czytamy - przynosi władzom efekty. Udaje się pacyfikować protestujących i wypychać z zajętych przez nich pozycji.
Legieć zwrócił uwagę, że o "determinacji władz" może świadczyć wczorajsze orędzie prezydenta Tokajewa, w którym nazwał manifestantów terrorystami, zapowiedział, że sam nie wyjedzie ze stolicy i zaapelował o wsparcie ze strony Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym.
"Zaproszenie OUBZ to otworzenie kryzysu o charakterze wewnętrznym na wpływy zewnętrzne, przede wszystkim Rosji, która kontroluje OUBZ" - napisał analityk.
Jednak decyzja Rosji o wsparciu władz Kazachstanu - czytamy - na pewno miała "warunki wstępne". "Możliwe zwiększenie rosyjskiej obecności wojskowej w Kazachstanie w przyszłości; zgoda na pogłębienie integracji w Eurazjatyckiej Unii Gospodarczej na zasadach Rosji (czemu Kazachstan był dotychczas niechętny); możliwość zabezpieczenia przez Rosję 'Swoich' - a więc zasobów osobowych w Kazachstanie, które mogłyby być w obecnej sytuacji zagrożone" - wyliczał Legieć.
Ta sytuacja - dodał - "rodzi dla Rosji jeszcze inne korzyści – stanowi potencjalny instrument do zawężenia pola manewru w polityce zagranicznej Kazachstanu i większego podporządkowania sobie tego państwa, a więc zrobienie tego, czemu starał się przeciwdziałać Nazarbajew".
CZYTAJ WIĘCEJ: Tysiące ludzi na ulicach, demonstranci zajmują rządowe budynki. Ekspert o źródle protestów
"Określone wyzwania" dla Rosji
Rosyjskie wsparcie dla Kazachstanu rodzi dla Kremla też "określone wyzwania". "Ryzyko destabilizacji Kazachstanu, to ryzyko destabilizacji całej Azji Centralnej, co w kontekście między innymi sytuacji w Afganistanie tworzy bardzo niekorzystną dla Rosji sytuację w regionie" - wskazywał ekspert.
"Protesty jako próba zmiany, obalenia czy nawet czynnik powodujący korektę składu/charakteru władzy, to czynnik niebezpieczny i nielubiany przez Rosję, szczególnie w swoim sąsiedztwie. Protesty obalają również wizerunek 'nazarbajewowskiej sukcesji', stanowiący inspirację dla niektórych rozwiązań konstytucyjnych i politycznych wdrażanych przez Putina w Rosji, czy Łukaszenkę na Białorusi" - napisał analityk.
"To także zły moment na konieczność reakcji Rosji na wydarzenia w Kazachstanie, jeśli przyjmiemy, że miała przeprowadzić działania większej skali na Ukrainie. Rozciągnięcie teatru działań operacyjnych to dla Rosji wyzwanie" - dodał.
Protesty po podwyżkach cen gazu
Na początku stycznia mieszkańcy miast Żanaozen i Aktau wyszli na ulice z apelem o obniżenie cen gazu (LNG, powszechnie wykorzystywanego w Kazachstanie jako paliwo samochodowe). W ciągu kilku dni protesty wybuchły w całym Kazachstanie. Władze zapowiedziały obniżkę cen paliw, sytuacja jednak się nie ustabilizowała.
Manifestacje przerodziły się w gwałtowne zamieszki. Demonstranci od postulatów ekonomicznych przeszli także do politycznych. Domagają się m.in. całkowitego odejścia z polityki poprzedniego prezydenta, 81-letniego Nursułtana Nazarbajewa, który, zdaniem protestujących, ciągle sprawuje faktyczną władze w kraju.
Źródło: tvn24.pl