Bliski współpracownik afgańskiego prezydenta Hamida Karzaja, Dżan Mohammad Chan został w niedzielę zabity w zamachu w swoim domu w Kabulu - poinformowała miejscowa policja. - Był dla niego tak ważny, jak jego przyrodni brat - stwierdził jeden z informatorów w szeregach policji.
Do strzelaniny doszło ok. 8. wieczorem w domu Chana w rządowej dzielnicy Kabulu. Zdaniem policji do budynku wdarli się "dwaj lub trzej" napastnicy. Poza Chanem zginął też konstytucjonalista i inna ważna osoba z otoczenia prezydenta Karzaia, Hasim Watanwal.
Rozpętała się walka, która trwała jeszcze 5 godzin później. Zabójcy prawdopodobnie uciekali przez centrum miasta, w pobliżu parlamentu. Siły bezpieczeństwa odcięły prąd na dużym obszarze centrum miasta i zablokowały drogi dojazdowe do rezydencji Chana.
"Wielki cios w cały kraj"
Chan, były gubernator prowincji Uruzgan, jest kolejnym wysokim urzędnikiem administracji Afganistanu, który stał się ofiarą talibów w ostatnich dniach.
We wtorek w zamachu zginął przyrodni brat prezydenta, Ahmad Wali Karzaj. On też został zastrzelony we własnym domu, w Kandaharze.
Niedzielny zamach wzmógł niepokój wśród przywódców państw NATO, którzy w ostatnich miesiącach w większości zdecydowali o rozpoczęciu operacji wycofywania większości swoich żołnierzy z kraju. Jeden z dyplomatów, który nie chciał ujawniać swojej tożsamości powiedział, że zamach na Chana to "wielki cios" dla Afganistanu i jego sojuszników.
Afganistan bierze odpowiedzialność
NATO nie chce jednak przerywać procesu przekazywania pełnej kontroli nad krajem administracji i służbom Hamida Karzaja. Dosłownie kilka godzin przed zamachem w Kabulu, Międzynarodowe Siły Wsparcia Bezpieczeństwa (ISAF) kierowane przez NATO przekazały lokalnym władzom odpowiedzialność za pierwszy region - prowincję Bamjan.Do zamachu w stolicy kraju doszło więc w najgorszym możliwym momencie, ale jak podkreślają miejscowe media, Afganistan musi wziąć na siebie "całą odpowiedzialność" za śmierć Chana i Hasima Watanwala. Przywódcy państw zachodnich chcieliby, żeby Afgańczycy w pełni przejęli kontrolę nad swoją ziemią do 2014 roku.
Kto następny?
- Po tym, jak zabity został Ahmad Wali Karzaj wszyscy ministrowie zaczęli się zastanawiać, kto będzie następny - tłumaczy napiętą sytuację Haroun Mir, miejscowy komentator i analityk. - Oni rozumieją swoją misję, ale nie czują się już bezpiecznie - dodał.
Talibowie w ostatnich miesiącach coraz częściej zaskakują żołnierzy koalicji i afgańskie służby atakami, które przeprowadzają w nocy. Wcześniej im się to nie udawało. Teraz najwyraźniej znaleźli sposób na wykorzystanie ciemności i oszukanie sprzętu szpiegowskiego wojsk koalicji. Trudno przypuszczać, by znów szybko zostali zepchnięci do defensywy. W ujawnionym w ostatnich tygodniach raporcie ONZ twierdzi się, że pierwsze sześć miesięcy 2011 roku było najkrwawszym okresem w Afganistanie od podjęcia interwencji zbrojnej w końcówce 2001 roku.
Źródło: Reuters