|

"Uczciwy pośrednik" Karol III. Jak sobie poradzi z niezabliźnioną raną królestwa?

GettyImages-1425237362
GettyImages-1425237362
Źródło: Getty Images

Często to małe kroki, a nie gigantyczne skoki, przynoszą trwałą zmianę - mówiła Elżbieta II. I chociaż przejęcie korony przez jej syna Karola III może wydawać się, z racji braku realnej władzy monarchy, małym krokiem dla Zjednoczonego Królestwa, to właśnie za jego panowania może nastąpić gigantyczny skok, który osłabi jego spójność. Zwłaszcza że ma ono w sobie "niezabliźnioną ranę" po trwających trzydzieści lat "Kłopotach". 

Artykuł dostępny w subskrypcji

13 września, jeden z pierwszych dni po śmierci Elżbiety II. Karol III, nowy król Zjednoczonego Królestwa, przybywa po raz pierwszy w nowej roli do Irlandii Północnej. Podpisując księgę gości w zamku Hillsborough pod Belfastem najpierw myli daty, a później atrament z pióra, którego używał, wylewa mu się na rękę. - O Boże, jak ja tego nienawidzę - rzuca z wyraźnym poirytowaniem. - Nie znoszę tego - dodaje po chwili, wychodząc z pokoju. Na twarzy nowego brytyjskiego monarchy widać złość.

Ta prozaiczna i w gruncie rzeczy nieistotna sytuacja jest jednak w pewien sposób symboliczna. Wydarzyła się w Irlandii Północnej, jednym z krajów wchodzących w skład Zjednoczonego Królestwa, który z racji uwarunkowań politycznych i geograficznych często bywa określany jako punkt zapalny całego królestwa. Na dodatek krótko po incydencie z piórem Karol III spotkał się tam z liderami republikańskiej partii Sinn Fein, której jednym z głównych postulatów jest zjednoczenie Irlandii.

Karol III zirytowany przeciekającym piórem
Źródło: Reuters

Czy to właśnie Irlandia Północna będzie główną bolączką nowego króla? I jakie w ogóle będzie to panowanie?

Zderzenie z 70-letnim dziedzictwem

BBC, w komentarzu do postawy Karola w pierwszych kilkunastu dniach po śmierci królowej, napisało, że "przede wszystkim szukał on widoczności". "Tak jak jego matka chce być widziany, dostrzegany, aby stworzyć silny związek między monarchią a poddanymi. To były te chwile na zewnątrz, na ulicach, wśród ludzi tłoczących się, by go zobaczyć, by uścisnąć mu rękę, wydarzenia, które działały ożywczo. To były chwile, (…), które wydawały się go energetyzować i ekscytować" - komentował brytyjski nadawca.

- Przypuszczam, że ogólnie rzecz biorąc, w jego panowaniu będzie znacznie więcej kontynuacji niż prób zmiany - przewiduje doktor Przemysław Biskup z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, ekspert od spraw brytyjskich. Dodaje, że Karol, jeszcze jako następca tronu, był osobą bardziej ekspresyjną niż królowa i miał większą swobodę, ale właśnie ze względu na to, że nie był formalnie głową państwa.

Zderzenie się z 70-letnim dziedzictwem królowej Elżbiety może być jednak dla nowego monarchy obciążeniem. - Królowa miała wizerunek osoby rzeczywiście jednoczącej. Wielokrotnie podczas relacji po jej śmierci mówiono, że to była "babcia narodu", jednoczyła Szkotów, Walijczyków, Irlandczyków z Północy i Anglików właśnie jako Brytyjczyków. Natomiast Karol nie jest chyba jednak postrzegany jako monarcha jednoczący - twierdzi doktor Marcin Łukaszewski z Wydziału Nauk Politycznych i Dziennikarstwa na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Z kolei Dariusz Rosiak, w przeszłości między innymi dziennikarz BBC, a obecnie autor podcastu "Raport o stanie świata", mówi, że Karol, podobnie jak jego matka, nie może zabierać głosu w tematach politycznych, bo jak zacznie to robić, to odezwą się głosy antymonarchiczne. - To wynika wprost z konstytucji brytyjskiej. Król jest od funkcji reprezentacyjnych, do tego, aby nadawać spoistość, aby stanowić punkt odniesienia dla Brytyjczyków, żeby być symbolem tego państwa, natomiast nie jest od tego, żeby rządzić - zaznacza.

Wielka Brytania to państwo formalnie unitarne, przy czym jednak Szkocja, Walia i Irlandia Północna, obok Anglii części składowe Zjednoczonego Królestwa, posiadają pewien zakres politycznej autonomii. Mają między innymi własne parlamenty i rządy. Doktor Biskup wskazuje, że głównym wyzwaniem nowego monarchy będzie "pomoc poszczególnym rządom brytyjskim w utrzymaniu spoistości tego kraju". - Ponieważ występują w tym państwie silne ruchy separatystyczne. W Irlandii Północnej to jest sprawa oczywista, trwająca prawie od 100 lat, ale ruch separatystyczny wzmacnia się nawet w Walii. Otwarte pozostaje pytanie, czy Wielka Brytania jako jednolite państwo się utrzyma. To jedno z głównych wyzwań w polityce brytyjskiej, zwłaszcza z punktu widzenia monarchy. Przy czym monarcha nie ma tu bezpośredniej mocy sprawczej, choć może oddziaływać przez działania symboliczne - przypominanie czterem narodom konstytuującym Zjednoczone Królestwo, że one jednak mają ze sobą, jak przychodzi co do czego, więcej wspólnego niż tego, co je dzieli, że razem stanowią większą siłę - zaznacza. - Bo hipotetycznie rzecz biorąc, to gdyby te państwa stały się niepodległe, ich sytuacja stałaby się zupełnie inna, grałyby w lidze małych państw europejskich - dodaje ekspert.

Monarchiczna praca u podstaw

Według doktora Biskupa są trzy główne instytucje, które spajają Wielką Brytanię - korona, polityka zagraniczna wraz z dyplomacją oraz siły zbrojne. W dalszej części wymienia wspólny parlament, na który składa się Izba Gmin i Izba Lordów, oraz rząd centralny. Zauważa też, że podczas uroczystości pogrzebowych mogliśmy widzieć "monarchię mocno eksponowaną jako instytucja, siły zbrojne, a także sprawność dyplomatyczną, biorąc pod uwagę, że w uroczystościach wzięła udział rekordowa liczba reprezentantów innych państw".

Co by się musiało stać, żeby większość Brytyjczyków dostrzegło w Karolu "ojca narodu", kogoś, z kim silnie się utożsamiają? Doktor Łukaszewski zwraca uwagę, że część Brytyjczyków nadal ma w pamięci skandale związane z rozpadem małżeństwa z księżną Dianą, która zginęła w 1997 roku. - Oczywiście ten wizerunek Karola może się poprawiać, ale jestem raczej sceptyczny co do tego, żeby on się zbliżył nawet do wizerunku swojej matki. Jeżeli ta poprawa będzie następowała, to na pewno nie skokowo, zakopywanie tych rowów siłą rzeczy musi zabrać trochę czasu, a tego, z przyczyn biologicznych - Karol ma 74 lata -  po prostu nie ma - przewiduje doktor Łukaszewski. Szykuje się więc na to, że panowanie króla Karola III to będzie swoista praca u podstaw w wersji brytyjskiej.

Pokój bez pojednania

"I can't believe the news today. I can't close my eyes and make it go away" - śpiewał Bono, legendarny lider zespołu U2 w hicie "Sunday Bloody Sunday". Śpiewając, że "nie może uwierzyć w dzisiejsze wiadomości i nie może zamknąć oczu i tego od siebie odpędzić", nawiązywał do wydarzeń ze stycznia 1972, znanych właśnie jako "krwawa niedziela". Była to największa dokonana przez brytyjskie wojsko masakra ludności cywilnej w czasie trwającego przez około 30 lat konfliktu w Irlandii Północnej. 30 stycznia 1972 roku żołnierze z 1 Pułku Spadochronowego Brytyjskiej Armii otworzyli ogień do grupy osób, która odłączyła się od odbywającej się w północnoirlandzkim Londonderry pokojowej demonstracji przeciwko przepisowi pozwalającemu internować bez wyroku każdą osobę podejrzaną o terroryzm. Żołnierze postrzelili 26 osób, z czego 13 zmarło na miejscu, a jedna wskutek odniesionych obrażeń cztery miesiące później. Sześciu spośród zabitych miało 17 lat. W tym roku przypadła 50. rocznica "Bloody Sunday".

Konflikt wewnętrzny w Irlandii Północnej, określany często jako "Kłopoty" (ang. The Troubles), trwał przez około 30 lat - od końca lat 60. do końca lat 90. Toczył on się na kilku płaszczyznach. Ta dotycząca polityki opierała się na antagonizmach między republikanami, dążącymi do oderwania się od Wielkiej Brytanii i zjednoczenia z Republiką Irlandii, a unionistami, którzy chcieli zachować status quo. To przekładało się na warstwę militarną. Po jednej stronie konfliktu była terrorystyczna organizacja Irlandzka Republikańska Armia (IRA), po drugiej oddziały brytyjskiej armii, które - tak jak w przypadku "Bloody Sunday" - podejmowały interwencje. Do tego dochodziły także płaszczyzny: religijna - unioniści to w większości protestanci, republikanie to katolicy, oraz klasowa - unioniści byli na ogół lepiej sytuowani.

"I can't believe the news today. I can't close my eyes and make it go away" 
fragment tekstu piosenki zespołu U2 "Sunday Bloody Sunday"

Pokój przyniosło porozumienie wielkopiątkowe z 1998 roku, które określało podstawowe zasady trudnego funkcjonowania de facto dwóch społeczności.

Doktor Biskup przyznaje, że Irlandia Północna i pozostałości po wieloletnim konflikcie domowym w tym kraju "to jest stały punkt zapalny, stale niezabliźniona rana" Zjednoczonego Królestwa. - Rozpoczęty 25 lat temu proces pokojowy, jak słusznie zauważyli niektórzy brytyjscy komentatorzy, rzeczywiście przyniósł pokój, ale nie przyniósł pojednania - dodaje.

- Jakbyśmy popatrzyli na statystyki dotyczące szkół, to w Irlandii Północnej ciągle przeważają szkoły konfesyjne, gdzie mieszają się dzieci z rodzin unionistycznych albo republikańskich. Wiadomo, że tradycyjnie republikanie związani są z katolicyzmem, a unioniści z protestantyzmem, aczkolwiek dzisiaj to podłoże czysto religijne ma dużo mniejsze znaczenie, bo to jest społeczeństwo, które się zsekularyzowało - zauważa.

"Najtrudniejszy przystanek" Karola III

Przedstawiciel PISM zwraca też uwagę, że pierwsza wizyta Karola w Irlandii Północnej w okresie żałoby, związana z jego proklamacją jako króla, pokazała, że stara się on sytuować jako "uczciwy pośrednik" między unionistami i republikanami. - Oczywiście on się nie będzie angażował bezpośrednio w tamtejszą wewnętrzną politykę, ponieważ, po pierwsze, nie może się angażować w politykę jako taką, a po drugie - nie w tak zapalnym regionie. Natomiast pokazał wolę rozmowy z oboma stronami i może być w pewnym zakresie pośrednikiem w ich komunikacji. Wyrazem uznania dla jego matki ze strony republikanów było to, że reprezentanci twardo republikańskiej partii Sinn Fein - spiker tamtejszego parlamentu Alex Maskey i premier elekt tamtejszego rządu Michelle O'Neill - zdecydowali się złożyć oficjalne kondolencje rodzinie królewskiej. To jest coś, co jeszcze kilkanaście lat temu byłoby nie do pomyślenia - komentuje ekspert Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Również BBC zwraca uwagę na to, że Maskey, w przeszłości członek IRA, który w czasie wojny domowej był dwukrotnie internowany bez procesu, stał w sali tronowej w zamku w Hillsborough i rozmawiał bezpośrednio z brytyjskim królem o przywódczych cechach Elżbiety II. Nowy monarcha odpowiedział, że będzie starał się naśladować, jak to określił, "świetny przykład" swojej matki w jednoczeniu "tych, których historia rozdzieliła".

Również doktor Łukaszewski przychyla się do opinii, że konflikt w Irlandii Północnej to niezabliźniona rana, której - jak dodaje - "lepiej nie dotykać i przy niej mocno nie grzebać". Wskazuje, że wizyta w tej części Zjednoczonego Królestwa to był dla Karola jak dotąd "najtrudniejszy przystanek", a o tym, jak jego panowanie może wpłynąć na sytuację, dowiemy się dopiero po jego następnej wizycie w tych stronach. Okrągłe zdania na tyle, na ile to jest możliwe, i nic więcej - tak sobie wyobrażam rolę Karola, jeśli chodzi o ten konflikt. Nowy monarcha może dużo zepsuć, a mimo wszystko niewiele może pchnąć do przodu - dodaje.

Doktor Biskup przyznaje, że pamięć o bolesnych wydarzeniach, związanych z blisko trzydziestoletnim konfliktem domowym, jest ciągle żywa w społeczeństwie Irlandii Północnej. - Mamy do czynienia z procesami wytaczanymi żołnierzom brytyjskim za popełnione przestępstwa, przede wszystkim za nierozliczone śmierci cywili w trakcie wojny domowej w Irlandii Północnej. Unioniści są tym zbulwersowani, dlatego że podkreślają, że żołnierze brytyjscy nie zostali objęci amnestią, która objęła członków terrorystycznej organizacji IRA [Irlandzka Armia Republikańska - red.], a to oni odpowiadali za większość przypadków śmierci podczas tej wojny domowej - ocenia.

Co się może stać z Irlandią Północną?

Ale czy rzeczywiście Irlandia Północna może wkrótce przestać być częścią Zjednoczonego Królestwa? Według Dariusza Rosiaka "może dojść do miejsca, w którym rozpisane zostanie referendum i to referendum wygrają republikanie".

Doktor Biskup, analizując możliwe scenariusze tego dotyczące, zwraca uwagę na specyficzny system polityczny w Irlandii Północnej, zakładający "obowiązkowe współdzielenie władzy". Partie polityczne przed wyborami do tamtejszego parlamentu muszą się określić, czy startują jako republikanie, unioniści, czy jako neutralni. Ekspert PISM wskazuje, że "to są tak naprawdę trzy podstawowe wspólnoty w Irlandii Północnej".

Chodzi o to, że o ile pierwszy minister, nie używa się tam formalnie określenia "premier", jest wyznaczony przez partię, która zdobyła największe poparcie w wyborach, o tyle jego zastępca jest desygnowany przez największą partię reprezentującą drugą największą wspólnotę. - Prawda jest taka, że jeśli jedna z tych stron nie chce zgodzić się na współpracę, to nie może powstać rząd, on może powstać tylko wtedy, kiedy unioniści współpracują z republikanami - tłumaczy doktor Biskup i dodaje, że "zastępca pierwszego ministra" to nazwa zwodnicza, bo, pomijając aspekt symboliczny, to jest w zasadzie drugi szef rządu. Wszystkie kluczowe decyzje premier krajowy i jego zastępca muszą bowiem podejmować razem. - Więc sam fakt, że Sinn Fein odniosła bezprecedensowy sukces, jako pierwsza partia republikańska uzyskała najlepszy wynik w wyborach krajowych w maju br., niewiele zmienił, bo partia ta nie może sformować rządu, mając nawet większość parlamentarną, jeśli w jego skład nie wejdzie największa partia unionistyczna, Demokratyczna Unionistyczna Partia. DUP jednak tego odmawia - zaznacza doktor Biskup. Jego zdaniem ten polityczny klincz zostanie rozwiązany prawdopodobnie w kolejnych przyspieszonych wyborach parlamentarnych, których wyborczy wynik może doprowadzić do wypracowania politycznych uzgodnień. Decyzja co do nowych wyborów musi zapaść do 28 października br.

Szkocja. Niepodległość jak bumerang 

Zjednoczone Królestwo to jednak nie tylko "stale niezabliźniona rana" Irlandii Północnej, ale także powracająca jak bumerang kwestia ewentualnej niepodległości Szkocji. Referendum w tej sprawie odbyło się już w 2014 roku, wówczas to niewielka większość, około 55 procent głosujących, opowiedziała się za pozostaniem w ramach królestwa. Z kolei w czasie głosowania nad brexitem w 2016 roku 62 procent Szkotów opowiedziało się przeciw wyjściu z Unii Europejskiej.

Doktor Biskup przewiduje, że w przypadku Szkocji do ponownego referendum dojdzie "w perspektywie kilku lat", ale raczej nie w najbliższym czasie. - Perspektywa referendum jest bardzo realna, ponieważ poparcie uzyskiwanie przez Szkocką Partię Narodową jako główną promotorkę tego pomysłu jest stale wysokie we wszystkich wyborach od 2007 roku. Musimy jednak uwzględnić, że nie znamy jeszcze w pełnej skali efektu kryzysów z ostatnich dwóch lat - najpierw tego związanego z koronawirusem, a potem tego dotyczącego wojny w Ukrainie. Jednak takie momenty dziejowe przypominają dobitnie Szkotom, że dobrze mieć możliwość na przykład dostępu do dotacji, które są współfinansowane przez pożyczki zaciągane przez Wielką Brytanię jako całość, z uwagi na wiarygodność Wielkiej Brytanii jako dłużnika. Szkocji nie byłoby stać na takie programy w równie szerokim zakresie - dodaje ekspert PISM. Jak stwierdza, w tym kontekście ważna jest też kwestia zwiększonego napięcia międzynarodowego i że Szkocja, uzyskując niepodległość, musiałaby na nowo starać się o członkostwo w Unii Europejskiej.

Doktor Łukaszewski, komentując kwestię szkocką, ponownie przywołuje tu rolę, jaką odgrywała Elżbieta II. - Dużo mówiło się o samej królowej, kiedy miało dojść do oddzielenia się Szkocji i powstania niepodległego państwa. Oczywiście to są nasze domniemania, nasze szacunki, na ile jej osoba wpłynęła na to, że osoby, które głosowały w referendum niepodległościowym, zagłosowały tak, a nie inaczej. Natomiast nie jestem przekonany, że gdyby doszło do tego referendum za parę lat, czyli kiedy ukształtuje się już panowanie Karola, wynik byłby taki sam. Jestem raczej zdania, że ten wynik mógłby być gorszy dla samej unii, czyli że mogłoby dojść nawet do powstania niepodległego państwa szkockiego - twierdzi politolog.

Walia - najmniejszy problem?

Pozostaje też kwestia Walii, która - jak wylicza doktor Biskup - spośród czterech części Zjednoczonego Królestwa zawsze była najbardziej zintegrowana z Anglią. - Wynikało to z tego, że podbój Walii przez Anglię nastąpił najwcześniej, był najbardziej dogłębny i, co istotne, na terenie Walii osiedliło się bardzo wielu rdzennych Anglików. Są takie części Walii, które są zdominowane przez ludność pochodzenia angielskiego, a nie walijskiego. To sprawiło, że chociaż były i są nadal znaczące różnice w warstwie językowej, kulturowej między tymi dwoma krajami, to jednak nie zmienia to faktu, że w Walii żądania autonomii w ramach Zjednoczonego Królestwa czy tym bardziej niepodległości przez bardzo długi czas właściwie były bardzo słabe. Natomiast w ostatnich latach nie tylko wzmocniły się one, ale też rozszerzyły się w ramach spektrum politycznego. Poparcie dla niepodległości zgłasza nie tylko tradycyjna partia narodowa, czyli Plaid Cymru, ale jest ono widoczne również wśród walijskiej Partii Pracy czy Zielonych - podkreśla doktor Biskup. 

Siła więzów?

Nieco obok dyskusji o spójności Zjednoczonego Królestwa pozostaje pytanie o przyszłość istniejącej od 1931 roku Wspólnoty Narodów, zrzeszającej ponad 50 państw, które łączą różne więzy o charakterze gospodarczym, kulturowym czy naukowym. Czy na tym polu może dojść do zmiany?

- Wydaje mi się, że ona przetrwa i będzie się rozwijać. To jest też to, na co faktycznie stawiają Brytyjczycy. Nie widzę tendencji do rozpadu tej Wspólnoty. Wręcz przeciwnie, ona się rozszerza i to nawet o państwa, które historycznie nie były związane z Wielką Brytanią. To jest chyba najlepszy dowód jej atrakcyjności. Kilka lat temu przystąpiły Rwanda i Mozambik, a ostatnio Kamerun, choć państwa te nigdy nie były brytyjskimi koloniami - ocenia doktor Biskup.

- To jest specyficzna organizacja integracyjna o charakterze sieciowym. Ona nie ma takiego charakteru jak Unia Europejska - nie ma tam wspólnych ram prawnych, nie tworzy ciał typu parlament czy stała rada, jej najważniejszymi organami są Stały Sekretariat w Londynie i regularne szczyty szefów rządów państw członkowskich. Natomiast jej siła wynika z sieci współpracy, które dotyczą organizacji biznesowych, o charakterze ogólnym lub branżowym, na przykład prawników, czy wspomagania inwestycji bezpośrednich. W państwach tych jest też dziedzictwo prawa brytyjskiego. Ale mimo wszystko poruszamy się w przestrzeni, która ma podobną logikę prawną. Można określić to jako częściową harmonizację oddolną wynikającą z przyczyn historycznych - dodaje.

- No i oczywiście jest sieć bardzo bogatej współpracy w dziedzinach społecznych. Chodzi zwłaszcza o programy stypendialne dla młodzieży, ułatwienia przy zdobywaniu wykształcenia w krajach Wspólnoty, różnego rodzaju inicjatywy sportowe - najbardziej znaną są Igrzyska Wspólnoty. To jest prawdziwa siła tej organizacji i moim zdaniem ona raczej tej siły nic nie straci, a nawet będzie zyskiwać, bo nawet jest w stanie rozszerzać swoje członkostwo - ocenia. Stwierdza także, że głównym zadaniem w tym kontekście dla Wielkiej Brytanii i dla króla Karola III jest "utrzymanie ważnej pozycji w tej sieci przez samą Wielką Brytanię".

Czy pomyślność królestwa wiedzie przez Karaiby?

Inną, znacznie węższą grupą, jest kilkanaście państw, tak zwanych królestw wspólnotowych (ang. Commonwealth Realms), połączonych unię personalną z Wielką Brytanią, co oznacza, że Karol III jest ich królem.

 - Wśród tych monarchii wyróżnia trzy podstawowe grupy państw - wyspy Karaibów, małe państewka wyspiarskie na Pacyfiku oraz trzy kraje, które są zdominowane przez ludność pochodzenie brytyjskiego - Kanadę, Australię i Nową Zelandię - tłumaczy doktor Biskup.

- Jeżeli chodzi o państwa Karaibów, to tam bardzo widoczne są tendencje do odchodzenia od monarchii i przejścia na republikanizm, czego przykładem w zeszłym roku był Barbados. W najbliższym czasie może to zrobić Antigua, dyskusja na ten temat toczy się też na Jamajce. Faktycznie, te państwa już teraz są w pełni niepodległe poza jedną czysto symboliczną kwestią - symboliczną głową państwa jest monarcha rezydujący w Londynie. Przypomnijmy, że we wszystkich tych monarchiach faktyczną głową państwa jest gubernator generalny wybierany przez miejscowy parlament - przypomina doktor Biskup. - To są de facto systemy kanclerskie, zdominowane przez bardzo silny urząd premiera, gdzie głowa państwa - czy to symbolicznie monarcha brytyjski, czy też faktycznie gubernator generalny - nie ma żadnej realnej władzy - wyjaśnia.

Według doktora Łukaszewskiego jednym z największych wyzwań stojących przed monarchią brytyjską jest zachowanie spójności właśnie w ramach Commonwealth Realms. - Mimo że mieliśmy Elżbietę II na tronie, to z dekady na dekadę mamy tych państw coraz mniej. Jest jasne, że te symboliczne więzy z Londynem się rozwiążą. Tutaj ogromna rola Karola, żeby ten proces możliwie spowolnić - wskazuje.

 - Już mamy sygnały, że takie kraje jak Australia czy Jamajka będą zainteresowane tym, żeby przynajmniej rozpisywać referenda i pytać swoich obywateli o to, czy chcą pozostać krajem, w którym głową państwa jest monarcha brytyjski. Wiele wskazuje na to, że takie pytania zostaną postawione i na przykład w Australii nastroje antymonarchistyczne są, w Jamajce są, w niektórych innych byłych koloniach brytyjskich owszem też - dodaje Dariusz Rosiak.

Angielska pogoda w Zjednoczonym Królestwie

O Imperium Brytyjskim mówiło się w czasach jego świetności, że nigdy nie zachodzi nad nim słońce. Czy obecne wyzwania stojące przed Wielką Brytanią i - szerzej - unią królestw wspólnotowych to tylko przejściowe chmury, związane między innymi ze zmianą na brytyjskim tronie, czy raczej trwała zmiana klimatu, która może doprowadzić do załamania się pogody na Wyspach, w rozumieniu społecznym, kulturowym, symbolicznym? I chociaż określenie "angielska pogoda" kojarzy się nad Wisłą zazwyczaj z pochmurną i deszczową aurą, to nie jest powiedziane, że taki stan rzeczy ma się w Wielkiej Brytanii utrzymywać. Ale, pozostając w tej metaforyce, Karol III powinien pamiętać, żeby zawsze mieć ze sobą parasol. Zwłaszcza na tym "najtrudniejszym przystanku".

Czytaj także: