Izraelskie siły powietrzne wzywają rezerwistów - poinformował w środę wieczorem portal "Times of Israel". Decyzja ta ma związek z obawami przed atakami odwetowymi po nalocie na konsulat Iranu w Syrii.
Siły Obronne Izraela poinformowały, że po najnowszej ocenie sytuacji podnoszą gotowość bojową i wzywają żołnierzy rezerwy lotnictwa. Izraelska telewizja Kanał 12 podała, że "kraj jest w stanie podwyższonego alertu" w związku z obawami przed odwetem Teheranu, który - gdyby atak został przypuszczony z irańskiego terytorium - byłby znacznie groźniejszy niż operacje przeprowadzane przez organizacje będące klientami Iranu, jak Hezbollah w Libanie czy ruch Huti w Jemenie.
"Economist" nazwał atak na irański konsulat w Damaszku "poważną eskalacją długiej wojny cieni, jaką toczą Izrael i Iran", w której państwo żydowskie wzięło na cel budynek dyplomatyczny chroniony prawem międzynarodowym. Tygodnik ostrzega, że Teheran może w akcie zemsty zaatakować obiekty izraelskie lub amerykańskie.
Izrael toczy walkę na dwóch frontach
Od początku obecnej wojny w Strefie Gazy Izrael toczy walkę na dwóch frontach: jednym jest palestyńska półenklawa, a drugim międzynarodowa siatka klientów Iranu - ocenia "Economist".
Jak dotąd Teheran unikał wszczynania otwartego konfliktu, ale atak na jego placówkę dyplomatyczną jest bardzo ryzykowną grą Izraela, która może otworzyć kolejne fronty - pisze tygodnik.
Do ataku na budynek, który mieścił zarówno konsulat, jak i rezydencję ambasadora Iranu, doszło w poniedziałek.
Korpus Strażników Rewolucji, formacja zbrojna Islamskiej Republiki Iranu, poinformował, że w nalocie zginęło siedmiu jego członków, w tym dwóch dowódców - szef elitarnej irańskiej jednostki Al-Kuds w Syrii, Libanie i na ziemiach palestyńskich Mohammad Reza Zahedi oraz jego zastępca Mohammad Hadi Hadżi Rahimi.
Minister w gabinecie wojennym żąda wyborów we wrześniu
Wybory parlamentarne w Izraelu powinny odbyć się we wrześniu - oświadczył w środę, po raz pierwszy od październikowego ataku Hamasu na Izrael, Beni Ganc - były szef sztabu generalnego, polityk opozycji, a obecnie minister w gabinecie wojennym Izraela. Jego wypowiedź cytuje portal "Times of Israel".
Ganc oznajmił, że głosowanie musi się odbyć w tym terminie, aby "utrzymać jedność" narodową i "odnowić zaufanie" obywateli do rządu.
- Musimy uzgodnić, że wybory odbędą się we wrześniu, blisko rok od wybuchu wojny. Wyznaczenie takiej daty pozwoli nam na kontynuowanie operacji militarnej, a zarazem będzie sygnałem dla obywateli Izraela, że wkrótce odnowią zaufanie do nas - wyjaśnił w telewizyjnym wystąpieniu.
Dał też do zrozumienia, że wcześniejsze wybory pozwolą Izraelowi uzyskać szersze poparcie międzynarodowe. Jak komentuje "Times of Israel", Ganc liczy zapewne na to, że głosowanie pozwoliłoby odsunąć od władzy partie skrajnie prawicowe, które wraz z Likudem, ugrupowaniem premiera Benjamina Netanjahu, tworzą najbardziej prawicowo-religijny rząd w historii kraju.
Ganc zapewnił też, że w ostatnich tygodniach rozmawiał z Netanjahu o konieczności rozpisania wyborów na wrzesień i będzie kontynuował te rozmowy.
Likud nie chce wyborów
Likud wydał oświadczenie, w którym odrzucił żądanie ministra i oświadczył, że do zmiany rządu nie dojdzie, "dopóki nie zostaną osiągnięte wszystkie cele wojny". "Obecnie, gdy ważą się losy państwa Izrael i trwa wojna, Beni Ganc musi przestać angażować się w małostkową politykę" - głosi komunikat.
Tymczasem w kraju trwają protesty przeciw rządom Netanjahu, spada też poparcie dla premiera w sondażach.
W wielu miastach kraju w sobotę odbyły się demonstracje, w czasie których domagano się rozpisania nowych wyborów i ustąpienia Netanjahu. Największa demonstracja sparaliżowała główną autostradę w Tel Awiwie.
Następnego dnia około 100 tys. osób protestowało przeciw Netanjahu w Jerozolimie. Zgromadzeni przed parlamentem demonstranci ponownie domagali się przyspieszonych wyborów, uwolnienia porwanych przez Hamas zakładników i objęcia ultraortodoksyjnych studentów szkół religijnych obowiązkowym poborem do wojska.
Zgodnie z normalnym cyklem wybory parlamentarne powinny odbyć się za dwa lata.
Spadek poparcia Netanjahu
W poniedziałek przeciwnicy rządu protestowali przed rezydencją premiera, w związku z czym policja wydała komunikat, w którym zapewniła, że szef rządu i jego rodzina nie byli zagrożeni podczas demonstracji.
Brytyjski tygodnik "The Economist" już w lutym odnotował, że poparcie Netanjahu gwałtownie spada, a sondaże wskazują, że Ganc pokonałby go, gdyby wybory odbyły się w najbliższym czasie. Ponadto partia Ganca, centroprawicowa Jedność Narodowa, zyskałaby dwukrotnie więcej głosów niż Likud.
Brytyjski think tank Chatham House zwrócił uwagę, że administracja prezydenta USA Joe Bidena poniekąd dała już sygnał, że skłonna byłaby poprzeć politycznych rywali Netanjahu, ponieważ do złożenia wizyty w USA zaproszony został właśnie Ganc, z którym na początku marca spotkali się wiceprezydent Kamala Harris, szef dyplomacji Antony Blinken i minister obrony Lloyd Austin.
Źródło: PAP