W obliczu postępującej wojny w Strefie Gazy rosną obawy, że na Bliskim Wschodzie może wybuchnąć kolejna pełnoskalowa wojna - z niszczycielskimi konsekwencjami dla regionu i nie tylko - pisze BBC. Od dziewięciu miesięcy na granicy izraelsko-libańskiej dochodzi do regularnej wymiany ognia. "Jesteśmy na krawędzi potencjalnie wyniszczającej wojny, której obie strony - jak twierdzą - nie chcą" - podsumowuje BBC.
Od dziewięciu miesięcy na granicy izraelsko-libańskiej dochodzi do wymiany ognia między Siłami Obrony Izraela i libańskim Hezbollahem. "Jeśli konflikt ten przerodzi się w wojnę totalną, może przyćmić zniszczenia w Gazie, przyciągnąć wspierane przez Iran bojówki do Iraku i Jemenu, rozprzestrzenić płomienie konfliktu na Bliskim Wschodzie i wplątać USA. Sam Iran mógłby bezpośrednio interweniować" - pisze BBC.
Organizacja Narodów Zjednoczonych ostrzegła przed "niewyobrażalną katastrofą", gdyby doszło do takiego obrotu spraw. Na razie w letnim upale, na odcinku granicy o długości 120 kilometrów, toczy się "wojna niskiego szczebla". Ale - ostrzega BBC - wystarczy jedna iskra, by rozpalić cały Bliski Wschód.
Wakacje w cieniu wojny
Dla obu stron dźwięki eksplozji stały się elementem codzienności. BBC opublikowała zdjęcie z libańskiego miasta Tyr, położonego nad Morzem Śródziemnym, około 80 kilometrów na południe od stolicy kraju, Bejrutu, i blisko 20 kilometrów na północ od granicy z Izraelem. Widać na nim plażę pełną ludzi w strojach kąpielowych, w tle, zza wzgórz unoszą się kłęby dymu - dosadne przypomnienie o trwającym konflikcie.
"Przez szum fal i odgłosy gier na plaży przebija się nagły głęboki huk. Wkrótce po izraelskim ataku ze wzgórza w oddali unosi się dym. Kilku plażowiczów nad hotelowym basenem zatrzymuje się na chwilę, aby przyjrzeć się horyzontowi" - opisuje BBC. Pozostali nawet nie odwracają głowy.
W tym starożytnym libańskim mieście eksplozje stanowią swoistą ścieżkę dźwiękową tego lata. 20 kilometrów na południe trwa wymiana ognia między Hezbollahem i Izraelem. - Kolejny dzień, kolejna bomba - mówi 49-letni Roland, wzruszając ramionami i wyciągając się na dmuchanym materacu. Mieszka za granicą, ale wrócił do domu, do Tyru, na wakacje.
- W jakiś sposób przyzwyczailiśmy się do tego przez ostatnie miesiące – mówi jego przyjaciel Mustafa. - Chociaż dzieci nadal się trochę boją - dodaje, wskazując na swoją siedmioletnią córkę Miral, która właśnie wychodzi z basenu.
Na początku tego miesiąca niedaleko domu mężczyzny doszło do potężnego wybuchu, gdy jego czteroosobowa rodzina spożywała akurat posiłek. Był to izraelski atak wymierzony w wysokiego rangą dowódcę Hezbollahu, Mohammeda Nimaha Nassera. - Usłyszeliśmy hałas i jedliśmy dalej - relacjonuje Mustafa w rozmowie z BBC.
Ale dni tych "beztroskich" wakacji mogą być policzone - pisze BBC, zwracając uwagę, że w sytuacji, gdy konflikt graniczny eskaluje w wojnę totalną, Tyr, podobnie jak reszta południowego Libanu - bastionu Hezbollahu - znajdzie się na linii ognia. "Jesteśmy na krawędzi potencjalnie wyniszczającej wojny, której obie strony - jak twierdzą - nie chcą" - podsumowuje BBC.
Jak do tego doszło?
8 października 2023 roku - dzień po ataku palestyńskiej organizacji terrorystycznej Hamas na Izrael, który doprowadził do trwającej wciąż wojny w Strefie Gazy - Hezbollah rozpoczął regularne ostrzały północnego Izraela w geście solidarności z Hamasem.
Armia izraelska odpowiedziała ogniem. W ostatnich tygodniach konflikt się zaostrzył, wzbudzając obawy o wybuch otwartej wojny. Hezbollah deklaruje, że zaprzestanie ataków, gdy dojdzie do zawieszenia broni w Strefie Gazy.
Od jesieni w wyniku ostrzałów Hezbollahu zginęło 12 izraelskich cywilów oraz 16 żołnierzy służby czynnej i rezerwistów. Śmierć poniosło też co najmniej 364 libańskich bojowników - przekazał w środę Times of Israel.
Zarówno sunnicki Hamas, jak i szyicki Hezbollah są wspierane przez Iran, a przez Zachód uznawane za ugrupowania terrorystyczne. Kontrolujący południe Libanu i będący największą siłą polityczną w tym państwie Hezbollah posiada jednak znacznie większy i nowocześniejszy arsenał. Szacuje się, że posiada ponad 150 tysięcy rakiet i pocisków, niektóre precyzyjnie naprowadzane, zdolnych do wyrządzenia poważnych szkód na terenie całego Izraela. "Mówiąc prościej, Hezbollah (w tłumaczeniu - Partia Boga) ma więcej broni niż niejedno państwo" - zauważa BBC.
Prowadzone od dekad potyczki między Hezbollahem a Izraelem, które w 2006 roku przeobraziły się w otwartą wojnę, są uznawane za zastępczą część konfliktu irańsko-izraelskiego. Iran - sojusznik Hezbollahu, który nie uznaje istnienia państwa Izrael - chętnie szkoli i finansuje wszelkich wrogów państwa żydowskiego.
Eskalacja konfliktu
Małżeństwo Noa i Nir Baranesowie, zamieszkałe na okupowanych przez Izrael Wzgórzach Golan, zginęło we wtorek wieczorem w wyniku ostrzału przeprowadzonego przez Hezbollah - poinformował w środę portal Times of Israel. Pocisk wystrzelony z terytorium Libanu trafił w samochód, którym podróżowali Izraelczycy. Małżeństwo z kibucu Ortal osierociło trójkę dzieci - powiadomił serwis.
Hezbollah utrzymuje, że uderzenie na Wzgórza Golan z użyciem około 40 pocisków typu katiusza było odwetem za wyeliminowanie we wtorek przez Izrael Jasera Karnabasza - byłego ochroniarza przywódcy Hezbollahu Hasana Nasrallaha. Według tych doniesień Karnabasz miał zginąć na terytorium Syrii, na trasie prowadzącej z Bejrutu do Damaszku, a celem późniejszego ostrzału stała się izraelska baza wojskowa na Wzgórzach Golan.
W ostatnich tygodniach wzajemne ataki i agresywna retoryka obu stron się nasilały. Izraelscy politycy i dowódcy podkreślali, że chcą dyplomatycznego rozwiązania konfliktu, ale są też gotowi do pełnowymiarowej wojny z Hezbollahem. Libańska grupa zaznaczała, że ataki nie ustaną bez zawarcia rozejmu w Gazie.
Niektóre kraje, w tym Niemcy, Holandia, Kanada i Arabia Saudyjska, nakazały już swoim obywatelom pilne opuszczenie Libanu. Wielka Brytania odradza wszelkie podróże do tego kraju i nalega, aby przebywający tam Brytyjczycy wyjechali z Libanu, póki jeszcze mogą.
Hezbollah "gotowy na wojnę"
Trwają przerwane na kilka tygodni negocjacje o zawieszeniu broni i wymianie wciąż przetrzymywanych w Strefie Gazy izraelskich zakładników na palestyńskich więźniów. Nadzieje na zawarcie takiego porozumienia wzrosły po tym, gdy Hamas złagodził w zeszłym tygodniu swoje stanowisko. Od kilku dni znów dochodzi do spotkań najwyższych urzędników izraelskich z przedstawicielami władz Egiptu, Kataru i USA, czyli państw pośredniczących w rozmowach.
Hamas prowadzi negocjacje o rozejmie nie tylko we własnym imieniu, ale i w imieniu całej Osi Oporu. To, co zaakceptuje Hamas, zaakceptujemy wszyscy - ogłosił w środę przywódca libańskiego ruchu Hasan Nasrallah. Ostrzegł jednak, że jego organizacja jest "gotowa na wojnę" i jej się nie boi.
Oś Oporu to określenie na wspierane przez Iran organizacje, które łączy wrogość wobec Izraela i USA. Oprócz Hezbollahu i Hamasu to m.in.: jemeński ruch Hutich, szyickie bojówki w Iraku, prorządowe grupy zbrojne w Syrii. Wiele z nich jest uznawanych na Zachodzie za organizacje terrorystyczne.
O złagodzenie napięcia na linii Izrael-Hezbollah zabiega także dyplomacja amerykańska i francuska. Libańska grupa dysponuje znacznie większym arsenałem (w tym rakietami balistycznymi) i siłą militarną niż Hamas. Środowe przemówienie Nasrallaha zostało wygłoszone podczas uroczystości żałobnych jednego z wyższych dowódców Hezbollahu, zabitego w zeszłym tygodniu w izraelskim ataku.
Źródło: BBC, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Chris McGrath/Getty Images