Głosowanie rozpoczęło się o godz. 8 czasu polskiego i potrwa do godziny 23 czasu polskiego. Nie zapowiedziano exit polls, czyli sondaży z lokali wyborczych. Na wynik trzeba więc będzie poczekać do soboty, prawdopodobnie do południa.
Dopiero tego dnia o godz. 10 czasu polskiego w Dublińskim Zamku rozpocznie się liczenie głosów z całego kraju.
Większość "za"
Irlandia jest jedynym krajem wśród 27 państw UE, gdzie konstytucja wymaga przeprowadzenia referendum w sprawie nowego unijnego traktatu. W ubiegłym roku referendum przyniosło porażkę zwolennikom Traktatu.
Dublin jednak, pod presją partnerów z UE, zgodził się na ponowne głosowanie. Tym razem sondaże dają około 55-procentowe poparcie zwolennikom Traktatu z Lizbony. - Dziś niemożliwe jest przewidzieć wynik, wciąż może być negatywny - ostrzega jednak irlandzki politolog Hugo Brady.
Rozstrzygną niezdecydowani
Według sondaży 27 proc. Irlandczyków jest przeciwko traktatowi, a ich główna argumentacja brzmi: "Już raz głosowaliśmy, Unia nie respektuje naszej demokratycznej decyzji". Wciąż blisko 20 proc. jest niezdecydowanych i jeśli zostaną w domu, to pomogą wygrać zwolennikom, gdyż referendum będzie ważne bez względu na frekwencję.
Czteromilionowa Irlandia już po raz drugi wstrzymuje oddech liczącej 500 mln obywateli UE. Dwa razy, jak w przypadku Traktatu z Lizbony, głosowali też w przypadku Traktatu z Nicei w 2004 roku, który przyjęli dopiero za drugim podejściem.
Kaczyński podpisze, a Klaus?
Jeśli Irlandczycy powiedzą "tak", wejście w życie dokumentu będzie już tylko zależało od podpisów prezydentów Czech i Polski, gdzie parlamenty narodowe już ratyfikowały Traktat z Lizbony.
Prezydent Czech Vaclav Klaus zapowiedział jednak, iż nie podpisze dokumentu, zanim trybunał nie zdecyduje, czy traktat jest zgodny z czeską konstytucją. Traktat zaskarżyło w czeskim trybunale 17 senatorów.
Polski prezydent Lech Kaczyński zapowiadał natomiast wielokrotnie, że złoży podpis pod Traktatem, jak tylko zaaprobują go Irlandczycy.
Źródło: PAP