Kilkaset uczennic ofiarami ataków "łagodną trucizną" w szkołach w Iranie. "Chcą, żeby dziewczęta zostały w domu"

Źródło:
BBC, Reuters

Od listopada co najmniej 650 dziewcząt w wieku szkolnym zostało zatrutych toksycznym gazem w Iranie - podaje BBC. Żadna z nich nie zmarła, ale dziesiątki miały między innymi problemy z oddychaniem i nudności. Pojawiają się opinie, że mogło być to celowe działanie grup religijnych sprzeciwiających się edukacji kobiet. Sfrustrowani rodzice protestują i domagają się reakcji władz. Wszczęto dochodzenie.

Do pierwszego zatrucia doszło 30 listopada minionego roku, kiedy 18 osób z Technikum Nour w religijnym mieście Kom zostało zabranych do szpitala. Od tego czasu w pobliskiej prowincji do takich incydentów doszło w ponad 10 szkołach dla dziewcząt.

Google Maps

Media: zaatakowano 30 szkół w czterech miastach

Co najmniej 194 dziewczęta zostały podtrute w ciągu ostatniego tygodnia w czterech szkołach w mieście Borudżerd w zachodniej prowincji Lorestan. Uczennice przed zachorowaniem zgłaszały, że czują zapach mandarynki lub zgniłej ryby. Jak podał Reuters, powołując się na państwowe media, do ataków doszło ogółem w 30 szkołach w czterech miastach. Skłoniło to niektórych rodziców do zabrania dzieci ze szkoły.

Jak podało BBC, ofiarami ataków jest co najmniej 650 dziewcząt. Żadna z nich nie zmarła, ale dziesiątki miały problemy z oddychaniem, nudności, zawroty głowy i odczuwały zmęczenie, niektóre trafiły do szpitala.

Protesty rodziców

Na początku tego miesiąca co najmniej 100 osób protestowało przed biurem gubernatora w Kom. - Jesteście zobowiązani do zapewnienia bezpieczeństwa moim dzieciom. Mam dwie córki - mówił jeden z obecnych tam ojców na nagraniu szeroko udostępnianym w mediach społecznościowych. - Wszystko, co mogę zrobić, to nie pozwolić im iść do szkoły - dodał.

- To jest wojna - oceniła inna kobieta. - Robią to w żeńskiej szkole średniej w Kom, żeby zmusić nas do siedzenia w domu. Chcą, żeby dziewczęta zostały w domu - mówi.

Inne wideo pojawiające się w internecie pokazuje oszołomioną nastolatkę leżącą na łóżku w szpitalu i stojącą obok matkę. - Drogie mamy, jestem mamą, a moje dziecko leży w szpitalnym łóżku. Proszę, nie posyłajcie swoich dzieci do szkoły - mówiła.

Minister o "łagodnej truciźnie". Trwa śledztwo

"Badanie, skąd pochodzi ta łagodna trucizna i czy jest to zamierzone działanie, nie leży w zakresie mojego ministerstwa" - powiedział minister zdrowia Bahram Einollahi, cytowany przez państwowe media.

Natomiast w niedzielę na konferencji prasowej wiceminister zdrowia Younes Panahi powiedział, że "dziewczęta zostały podtrute chemikaliami, które nie są klasy wojskowej i są publicznie dostępne". - Uczniowie nie wymagają żadnego inwazyjnego leczenia, trzeba zachować spokój - dodał.

Mówił też, iż "stało się oczywiste, że niektórzy chcieli zamknięcia wszystkich szkół, zwłaszcza żeńskich". Według BBC ta wypowiedź wydaje się potwierdzać, że rząd uważa, iż zatrucia były zaplanowane i dokonane z premedytacją. Później jednak minister twierdził, że jego słowa zostały źle zrozumiane.

Jak podały państwowe media, celem ataków była, obok szkół żeńskich, jedna szkoła dla chłopców w mieście Borudżerd.

Prokurator generalny przekazał w zeszłym tygodniu, że wszczyna postępowanie karne, ale stwierdził, że dostępne informacje wskazują jedynie na "możliwość popełnienia czynów przestępczych".

BBC przytacza słowa jednej z uczennic, która twierdzi, że została zatruta dwukrotnie. Zdaniem dziewczyny oświadczenia władz są niejasne i wprowadzają w błąd. "Oni (urzędnicy - przyp. red.) mówią nam: 'Wszystko jest w porządku, przeprowadziliśmy dochodzenie'. Ale kiedy mój ojciec zapytał w mojej szkole, powiedzieli mu: 'Przepraszam, monitoring nie działa od tygodnia i nie możemy tego zbadać'" - powiedziała.

"A kiedy w niedzielę zostałam otruta po raz drugi, dyrektor szkoły powiedział: 'Ona ma chorobę serca, dlatego jest hospitalizowana'. Ale ja nie mam żadnej choroby serca" - dodała.

Sprawa zatruć wzmoże protesty?

Zatrucia występowały szczególnie w prowincji Kom, gdzie znajdują się ważne świątynie szyickich muzułmanów i siedziby przywódców religijnych, którzy tworzą kręgosłup Islamskiej Republiki.

Od września 2022 roku duchowny establishment mierzy się z masowymi protestami, które wybuchły po śmierci 22-letniej Kurdyjki Mahsy Amini, aresztowanej przez policję obyczajową z powodu "nieodpowiedniego nakrycia głowy". Po zatrzymaniu kobieta w niejasnych okolicznościach zapadła w śpiączkę i zmarła w szpitalu. Oficjalnie przyczyną zgonu była nagła niewydolność serca, jednak świadkowie mieli widzieć, jak funkcjonariusze uderzali Amini m.in. w głowę.

Niektórzy Irańczycy zastanawiają się, czy uczennice nie są trute w ramach "zemsty" za ich udział w protestach. Media społecznościowe zostały zalane filmami pokazującymi uczennice zdzierające chusty z głów i skandujące antyestablishmentowe hasła. Inni spekulują, że zatrucia są dziełem osób o skrajnych poglądach, które chcą "naśladować" talibów w Afganistanie i bojową islamistyczną grupę Boko Haram w Nigerii, terroryzując rodziców, aby przestali posyłać swoje córki do szkoły.

"Czy Boko Haram przybyło do Iranu?" - zapytał były wiceprezydent Mohammad Ali Abtahi w poście na Instagramie.

CZYTAJ TAKŻE: Kwadrans na obronę i rozmowa we łzach. "Tato, wydali wyroki. Mój to kara śmierci"

Kilku wyższych duchownych, prawodawców i polityków skrytykowało rząd za to, że nie doprowadził do ustania ataków trucizną i za sprzeczności w podawaniu ich przyczyn. Oficjele ostrzegli też, że narastająca frustracja może doprowadzić do dalszych protestów.

Autorka/Autor:akr/kab

Źródło: BBC, Reuters