Hugh Grant się zdenerwował. Obraził premiera Wielkiej Brytanii


"Nie spie*****sz przyszłości moich dzieci. Nie zniszczysz wolności, w obronie których walczył mój dziadek w dwóch wojnach światowych" - napisał brytyjski aktor Hugh Grant, komentując nagranie wideo Borisa Johnsona, w którym premier Wielkiej Brytanii broni swojego, popartego przez królową, planu zawieszenia prac parlamentu w ostatnich tygodniach przed brexitem.

W środę w oświadczeniu Tajna Rada Wielkiej Brytanii - czyli organ doradczy monarchini - przekazała, że królowa Elżbieta II zaakceptowała plan Borisa Johnsona dotyczący zawieszenia pracy parlamentu.

Rządowy plan zakłada, że parlament miałby wznowić obrady zgodnie z dotychczasowym harmonogramem w przyszły wtorek, 3 września, ale zakończyć je ledwie kilka dni później, w drugim tygodniu września. Posłowie zostaliby wówczas zmuszeni do ponad miesięcznej przerwy w pracy przed mową tronową 14 października, w której Elżbieta II przedstawiłaby plany legislacyjne nowego rządu Johnsona, zarówno dotyczące polityki wewnętrznej, jak i wyjścia z Unii Europejskiej.

To zaplanowane jest - z umową lub bez niej - najpóźniej na 31 października.

"Nie spie*****sz przyszłości moich dzieci"

Również w środę Johnson zamieścił na Twitterze nagranie wideo, w którym broni swojego planu, dotyczącego zawieszenia prac parlamentu.

To wideo skomentował brytyjski aktor Hugh Grant, znany między innymi z komedii romantycznej "To właśnie miłość", gdzie wcielił się - jak przypominają brytyjskie media - w premiera Wielkiej Brytanii.

"Nie spie*****sz przyszłości moich dzieci. Nie zniszczysz wolności, w obronie których walczył mój dziadek w dwóch wojnach światowych" - napisał Grant.

"Odpie***l się, przereklamowana gumowa, kąpielowa zabawko. Wielka Brytania zbuntowała się przez ciebie i twój mały gang onanistów" - stwierdził dalej aktor.

Tweet Hugh Grantatwitter.com/HackedOffHugh

Obywatelska petycja i sprzeciw w Partii Konserwatywnej

Publiczna krytyka pod adresem premiera od środy pojawia się z wielu stron. Najgłośniej krytykują go politycy opozycji, ale też np. wywodzący się z Partii Konserwatywnej wpływowy spiker Izby Gmin John Bercow, proeuropejski były szef prokuratorii generalnej Dominic Grieve i były sekretarz finansów w rządzie poprzedniej premier Theresy May Philip Hammond.

Na stronie brytyjskiego parlamentu zbierane są także podpisy pod petycją sprzeciwiającą się zawieszeniu prac izby. Zainicjował ją działacz proeuropejskich Liberalnych Demokratów Mark Johnston.

Do czwartku do południa, w ciągu niespełna doby, petycję poparło ponad 1,3 mln osób. Rząd Zjednoczonego Królestwa musi rozpatrzyć wszystkie wnioski, które przekroczą 10 tysięcy podpisów, a te, które zbiorą więcej niż 100 tysięcy, muszą trafić pod obrady parlamentu.

W środę m.in. w Londynie, Manchesterze, Cambridge, Cardiff i Edynburgu odbyły się też protesty uliczne przeciwko decyzji Johnsona.

Pierwszy sondaż firmy badawczej YouGov wykazał, że Brytyjczycy także byli krytyczni wobec rządowej propozycji zawieszenia parlamentu. Jako nieakceptowalną oceniło ją 47 proc. ankietowanych, 27 proc. uznało, że rząd ma prawo do takiego ruchu, a 26 proc. nie miało zdania.

Taki ruch popierało jednak odpowiednio 52 i 51 proc. wyborców Partii Konserwatywnej i zwolenników brexitu.

Brytyjskie media spekulują, że rządowe plany mogą doprowadzić do zmiany taktyki polityków opozycji, którzy mogliby złożyć w pierwszych dniach września wniosek o wotum nieufności wobec rządu, potencjalnie doprowadzając do jego upadku i - w razie niepowstania innego gabinetu - przedterminowych wyborów parlamentarnych.

Ustalenie ich terminu leżałoby jednak w gestii ustępującego premiera, który mógłby próbować je odroczyć do czasu wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej z końcem października.

Autor: tmw/adso / Źródło: tvn24.pl, PAP, Reuters, Independent

Tagi:
Raporty: